Comber z jelenia w takiej cenie? W Sopocie to niemożliwe, ale w Pomlewie bardzo proszę i to za jedną trzecią!
Niedawno Kaszuby odwiedził Karol Okrasa z ekipą filmowców, aby w swojej nowej pięcioodcinkowej serii zaprezentować widzom to, co najlepsze w Pomorskiem. Po malowniczej podróży śladami regionalnej kuchni, urozmaiconej tu kaszubskim ceviche, tam bałtyckim bisque, ówdzie borowiackimi pappardelle, pozostało mi wszak wrażenie niejakiej niedoreprezentacji miejscowej dziczyzny, z której – jak dotąd sądziłem – te okolice słyną.
W serii pięciu filmów pojawia się co prawda kilka reminiscencji restauracyjnych propozycji z dzikiem czy jeleniem w tle, choć z co najmniej zastanawiającą refleksją, jakoby dziczyzna była już w regionie zapomniana. Krótka konfrontacja prawdy ekranu z rzeczywistością wykazała jednak, że niektóre z tych propozycji albo mają zaporowe ceny, albo są w polecanych restauracjach niedostępne, za to w ich kartach menu figurują przegrzebki i „lobstery”. Miałem już nawet ochotę zaprotestować, ale całkiem niedawno dowiedziałem się, że stery kuchni położonego w sercu kaszubskiego interioru Koziego Grodu, który dotąd słynął z dziczyzny, objął Mariusz Wolski, postać znana nie tylko trójmiejskim smakoszom. Nie mogłem się więc tam nie wybrać!
Kozi Gród to sprawiający wrażenie kameralnego, choć w istocie mocno rozległy kompleks wypoczynkowo-konferencyjny w Pomlewie, otoczony kaszubskim borem na dobre kilka hektarów. Poza obiektami hotelowymi i przestronną Restauracją Kaszubską jest tu też staw, ogródek ziołowy i założona niedawno pasieka. Właściciele to pasjonaci myślistwa, a to oznacza, że wymienione w karcie menu propozycje z dziczyzny powstają z surowców możliwie najwyższej jakości. Te nie mogą być lepsze, skoro wybierane są fachowo i bezpośrednio po polowaniu, na potrzeby miejscowej kuchni.
Mariusza Wolskiego zaś moi czytelnicy znają od lat, czy to z Nocy Restauracji czy ze szlaku restauracyjnego Smaki Gdańska, czy też z najbardziej eleganckich nadmotławskich adresów. Jak sięgam pamięcią, każda kolacja u Mariusza Wolskiego wiązała się z gastronomicznym doświadczeniem najwyższego rzędu. Czasami były to przeżycia z gatunku ekstremalnych, jak w przypadku tortu z ogona wołowego w niebieskiej dekoracji z Blue Curaçao, a czasami doświadczenia wybitnie fascynujące.
W Kozim Grodzie może być tylko lepiej, skoro więcej niż spory areał zasobów kaszubskiego boru połączyć z wieloletnim doświadczeniem niekwestionowanego mistrza kuchni. Przejawia się ono nie tylko w jakości podawanych w restauracji Koziego Grodu dań, ale też w perfekcyjnej organizacji pracy całej kuchni obiektu. U mistrza Wolskiego wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku i to nie tylko podczas eleganckich kolacji, ale i w trakcie zwykłego hotelowego śniadania, w którym uczestniczą hotelowi goście pojawiający się falowo i w liczbach trudnych do przewidzenia. Podobnie jest też w porze niezobowiązującego lunchu, w którym uczestniczą wszak nie tylko goście restauracji z wyboru, ale i zorganizowane grupy konferencyjne. Mimo takiej różnorodności wszystko działa tu bez zarzutu, a to już dowód na doskonałą organizację pracy całego zaplecza, którego goście nie widzą.
Gości zdecydowanie bardziej niż zaplecze interesuje wszak karta menu, a w szczególności jej pozycje i ceny. Także i tutaj wszystko pozostaje w zaskakującym porządku. Sami oceńcie, czy pełna obfitości “dzika deska”, którą – wierzcie mi na słowo – może się nasycić nawet bywalec siłowni, na której ułożono między innymi plastry wędzonego sarniego combra, jałowcowej, salcesonu i karkówki podawana z wypiekanym na miejscu pieczywem i trzema rodzajami smakowego masła za 26 złotych, to dużo?
Równie atrakcyjnie przedstawia się sekcja przystawek, w tym zarówno tatar z dziczyzny za trzydzieści kilka złotych, jak i marynowany śledź w borowikach za nieco ponad dwadzieścia. Tym, którzy bywali w restauracjach przed pandemią albo mieli wrażenie, że bywają w restauracjach, kiedy zamawiali mieszane z mieszanym, powiadam wprost, aby gromadnie stawiali się teraz w Kozim Grodzie, bo nie skorzystać z takiej okazji, to grzech!
Sekcja zup przynosi dalsze zaskoczenia. Zobaczcie, przecież tak zacny żurek na wędzonych żebrach z dzika, podawany z kiełbasą z dzika własnego wyrobu i jajkiem poszetowym kosztuje tutaj tylko 24 złote. To mniej niż najzwyklejsza margherita w każdej osiedlowej pizzerii, zazwyczaj co najwyżej dobra, a tutaj mówimy przecież o zdecydowanie innym poziomie sztuki kulinarnej.
Teraz uwaga, bo nie bez powodu na samym początku tekstu przywołałam filmowy projekt Karola Okrasy, który kaszubskich smaków szukał w Sopocie. Oto z dumą informuję, że na główne w Kozim Grodzie możecie dostać comber z jelenia, któremu towarzyszą autorskie kiszonki i fermenty z buraczków Mariusza Wolskiego oraz absolutnie zaskakujący pieczony ziemniak, który wcale nie jest zwyczajnym ziemniakiem z pieca, jakiego moglibyście się spodziewać.
Tajników jego powstania jednak nie zdradzę. Miejcie odrobinę przestrzeni na własne odkrycia. Powiem tylko, że comber o miękkości tak niesłychanej, że da się go kroić palcami, kosztuje w Kozim Grodzie bagatelne 56 złotych. Kochani, Karol Okrasa mógł zjeść podobny w Sopocie za 165 złotych – wedle ustalonych przeze mnie danych ze stosownego menu – ale akurat tego nie pokazał na antenie, czemu wcale się nie dziwię.
Ale właśnie, ktoś może zapytać, czy smakował mi deser. Moi drodzy, próbowałem aż dwóch i oba wypadły naprawdę nieźle. Dobry był zarówno deser neapolitański, na który składa się kawalkada kulek z ciasta chlebowego polanych syropem karmelowym z dodatkiem kremu orzechowego i owoców, jak i suflet z białą czekoladą, który uzupełniały borówki, lody waniliowe i kruszone maślane ciastko.
I tylko na sam koniec dodam jeszcze, że aby dokładnie sprawdzić mechanikę działania restauracji w Kozim Grodzie, niezbędny był mi grymaszący smakosz niejadający mięsa, którego obecność wprowadziła dodatkowe utrudnienia dla obsługi. Ta sprawdziła się jednak fenomenalnie, bez trudu radząc sobie także z oczekiwaniami gościa od mięs stroniącego.
Dostał ów zatem swoją zupę szczawiową, a następnie porcję zielenickiego pstrąga i stek z kalafiora. Wszystko wypadło doskonale nie tylko w formie, ale też pod względem smakowo-aromatycznym, o czym mogę zaświadczyć, bo osobiście tych propozycji próbowałem.
Dlatego ze szczerego serca polecam Waszej uwadze Kozi Gród i jego Restaurację Kaszubską, obecnie pod zarządem Mariusza Wolskiego.
Jeśli macie ochotę na bezdyskusyjnej jakości dziczyznę w bezkompromisowo nowoczesnej aranżacji, do tego za naprawdę niespotykane dziś ceny, nie sądzę, abyście w Kozim Grodzie mogli się zawieść.