Trucizna na talerzu – jemy gorzej niż świnie!

Nie ma żadnego powodu, dla którego świnie miałyby jeść to, czym fabryki żywności karmią ludzi, zwłaszcza że część tej żywności jest skażona lub niebezpieczna dla zdrowia a nawet życia. Nowy dokument, który pokazuje bezwzględne praktyki korporacji i wprost wylicza ofiary śmiertelne globalnych korporacji, przeraża.

Jedzą i umierają

Najnowszy dokument Stephanie Soechtig, w polskim tłumaczeniu zatytułowany „Trucizna na talerzu”, był głośno zapowiadany i już sam jego zwiastun odkrywał niepokojące fakty na temat jakości i bezpieczeństwa współczesnej żywności. Dziś można go już obejrzeć i choć trwa niemal półtorej godziny, to niemal każda jego minuta przynosi szokujące obrazy śmiertelnej gry w ciuciubabkę, na jaką producenci żywności pozwalają sobie z konsumentami i to pod okiem urzędów kontrolujących i nadzorujących.

Przerażające praktyki amerykańskich producentów

Skoro tak, to owo oko musi być przymknięte, bo chyba nie ślepe, zaś karząca ręka odpowiedzialnych za bezpieczeństwo żywności urzędów sparaliżowana, skoro skandale w branży spożywczej powtarzają się z udziałem tych samych podmiotów. Przykłady z filmu można mnożyć – latami skażone burgery w sieci barów fast food mimo ostrzeżeń od samych jej pracowników, lekceważące podejście producenta masła orzechowego do czystości biologicznej swojego produktu i to mimo licznych ofiar śmiertelnych wśród jego klientów, bakterie w szpinaku z gigantycznej plantacji roślin liściastych, w opakowaniach z krojonymi owocami, w sałacie rzymskiej, w truskawkach. Wszystko to niezależnie od tego, czy produkt pochodzi z konwencjonalnego sektora rolnictwa czy ekologicznego, czy to mięso czy warzywa, czy produkt surowy czy przetworzony. Jakim cudem skażone patogenami bywają nawet owoce i warzywa? Okazuje się, że ze względu na bliskość lub związek upraw roślin z farmami żywca i przetwórniami mięsa.

Film powstał na podstawie danych z USA i prezentuje najpodlejszy z możliwych wizerunek przemysłu spożywczego z tamtego obszaru. Podaje przerażające przykłady ofiar śmiertelnych dostępnej w handlu skażonej biologicznie żywności. Zdrowa jeszcze przed kilkoma godzinami nastolatka umiera za sprawą e.coli. Król fistaszków za nic ma dane o ofiarach śmiertelnych po spożyciu produkowanego w jego fabryce skażonego biologicznie masła orzechowego przez jego klientów. Sieć barów z burgerami ignoruje doniesienia składane do zarządu przez samych jej pracowników o zatruciach gości po zjedzeniu niedosmażonych burgerów. Nic dziwnego, że na przestrzeni jednego tylko roku aż 48 milionów Amerykanów zapada na choroby powodowane skażeniem biologicznym żywności.

W dokumencie znalazło się też miejsce na przedstawienie metod zapewnienia bezpieczeństwa żywności, na przykład poprzez moczenie mięsa w kwasie nadoctowym. Przy okazji materiał rzuca też światło na nader przygnębiający obraz amerykańskiego rolnictwa, które mimo gigantycznych obszarów do zaopatrzenia, działa w tak skonsolidowanym systemie, że za zaopatrzenie całego kraju w sałatę rzymską odpowiadają zaledwie dwie korporacje. Za to nadzór nad bezpieczeństwem żywności sprawuje aż piętnaście rozmaitych urzędów. Nie należy jednak sądzić, że rzucany przez autorów cień na uczciwość producentów żywności pada wyłącznie na północnoamerykański kontynent.

W Polsce nie jest lepiej

W naszym kraju odpowiedzialność urzędowa za bezpieczeństwo żywności też jest rozproszona i leży w gestii kilku niewspółpracujących ze sobą instytucji. O problemach w komunikacji między nimi alarmował Rzecznik Praw Obywatelskich. Działają jednak, a część owoców ich pracy jest publicznie dostępna. Na przykład Główny Inspektorat Sanitarny publikuje w internecie ostrzeżenia o dostępnej w handlu niebezpiecznej żywności i produktach związanych z żywnością. Dzięki temu każdy może sprawdzić, kto i w jaki sposób ostatnio nas podtruwał.

Kto nas truje

Rzut oka na zestawienie z minionego miesiąca i widać, że producent warzywnych chipsów notorycznie wprowadza na rynek partie z zawyżoną ilością akrylamidu, w sieci dyskontów pojawiły się konserwy rybne z niebezpieczną dla zdrowia człowieka ilością histaminy, a w partii jaj sprzedawanych pod marką własną jednej z sieci hipermarketów wyryto salmonellę. To tylko kilka przykładów z naszego podwórka. Co prawda to co się dało, wycofano z obrotu, jednak można przypuszczać, że część została jednak zjedzona.

Drogo nie znaczy bezpiecznie

Do zestawienia nie wybrałem reprezentantów podłej spożywczej taniochy czy jakiejś tam bylejakości. Chipsy warzywne, w których stwierdzono zawyżony poziom akrylamidu, to drogi produkt z oznaczeniem „bio” i „organic”. Konserwy rybne z gratisową histaminą w składzie to też nietanie hiszpańskie fileciki z anchois w eleganckich słoiczkach. Natomiast jaja skolonizowane przez salmonellę mają co prawda na kartoniku logo marki własnej sieci hipermarketów, ale pochodzą od traktowanej z podwyższoną atencją zielononóżki i to takiej z wolnego wybiegu. Skażenia bakteriologiczne wykrywane są rzecz jasna także w pospolitych produktach spożywczych dostępnych na co dzień na sklepowych półkach. Niedawno media alarmowały o występującej w kale chorych zwierząt listerii monocytogenes, która znalazła się nagle w partii popularnej i niedrogiej roladki drobiowo-szpinakowej do kanapek z dyskontu.

Konsumencie, broń się sam

Ironia naszych czasów to nieunikniona konstatacja, że z jednej strony da się powiedzieć, że bezpieczeństwo żywności jest teraz wysokie jak nigdy wcześniej, a z drugiej strony system, który to bezpieczeństwo ma zapewniać, sporą część odpowiedzialności za zdrowie i życie przenosi z producenta na konsumenta. Wystarczy zerknąć na opakowania dostępnych w handlu łatwo psujących się produktów spożywczych, które mogą okazać się niebezpieczne biologicznie. W wielu przypadkach na foliowych opakowaniach warzyw, sałat czy krojonych owoców znajdziemy ostrzeżenie „umyć przed spożyciem”, a na opakowaniach z surowym mięsem ale i niektórych dań gotowych „spożyć po obróbce termicznej”. To nic innego niż rzucone prosto w twarz konsumenta zrzeczenie się przez producenta przynajmniej części jego odpowiedzialności. Wszystko to z troski o zdrowie konsumenta, ale o to konsument niech się troszczy we własnym zakresie.

O ile życie mu miłe.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―