Nie ma żadnego powodu, dla którego świnie miałyby jeść to, czym fabryki żywności karmią ludzi, zwłaszcza że część tej żywności jest skażona lub niebezpieczna dla zdrowia a nawet życia. Nowy dokument, który pokazuje bezwzględne praktyki korporacji i wprost wylicza ofiary śmiertelne globalnych korporacji, przeraża.
Jedzą i umierają
Najnowszy dokument Stephanie Soechtig, w polskim tłumaczeniu zatytułowany „Trucizna na talerzu”, był głośno zapowiadany i już sam jego zwiastun odkrywał niepokojące fakty na temat jakości i bezpieczeństwa współczesnej żywności. Dziś można go już obejrzeć i choć trwa niemal półtorej godziny, to niemal każda jego minuta przynosi szokujące obrazy śmiertelnej gry w ciuciubabkę, na jaką producenci żywności pozwalają sobie z konsumentami i to pod okiem urzędów kontrolujących i nadzorujących.
Przerażające praktyki amerykańskich producentów
Skoro tak, to owo oko musi być przymknięte, bo chyba nie ślepe, zaś karząca ręka odpowiedzialnych za bezpieczeństwo żywności urzędów sparaliżowana, skoro skandale w branży spożywczej powtarzają się z udziałem tych samych podmiotów. Przykłady z filmu można mnożyć – latami skażone burgery w sieci barów fast food mimo ostrzeżeń od samych jej pracowników, lekceważące podejście producenta masła orzechowego do czystości biologicznej swojego produktu i to mimo licznych ofiar śmiertelnych wśród jego klientów, bakterie w szpinaku z gigantycznej plantacji roślin liściastych, w opakowaniach z krojonymi owocami, w sałacie rzymskiej, w truskawkach. Wszystko to niezależnie od tego, czy produkt pochodzi z konwencjonalnego sektora rolnictwa czy ekologicznego, czy to mięso czy warzywa, czy produkt surowy czy przetworzony. Jakim cudem skażone patogenami bywają nawet owoce i warzywa? Okazuje się, że ze względu na bliskość lub związek upraw roślin z farmami żywca i przetwórniami mięsa.
W Polsce nie jest lepiej
W naszym kraju odpowiedzialność urzędowa za bezpieczeństwo żywności też jest rozproszona i leży w gestii kilku niewspółpracujących ze sobą instytucji. O problemach w komunikacji między nimi alarmował Rzecznik Praw Obywatelskich. Działają jednak, a część owoców ich pracy jest publicznie dostępna. Na przykład Główny Inspektorat Sanitarny publikuje w internecie ostrzeżenia o dostępnej w handlu niebezpiecznej żywności i produktach związanych z żywnością. Dzięki temu każdy może sprawdzić, kto i w jaki sposób ostatnio nas podtruwał.
Kto nas truje
Rzut oka na zestawienie z minionego miesiąca i widać, że producent warzywnych chipsów notorycznie wprowadza na rynek partie z zawyżoną ilością akrylamidu, w sieci dyskontów pojawiły się konserwy rybne z niebezpieczną dla zdrowia człowieka ilością histaminy, a w partii jaj sprzedawanych pod marką własną jednej z sieci hipermarketów wyryto salmonellę. To tylko kilka przykładów z naszego podwórka. Co prawda to co się dało, wycofano z obrotu, jednak można przypuszczać, że część została jednak zjedzona.
Drogo nie znaczy bezpiecznie
Do zestawienia nie wybrałem reprezentantów podłej spożywczej taniochy czy jakiejś tam bylejakości. Chipsy warzywne, w których stwierdzono zawyżony poziom akrylamidu, to drogi produkt z oznaczeniem „bio” i „organic”. Konserwy rybne z gratisową histaminą w składzie to też nietanie hiszpańskie fileciki z anchois w eleganckich słoiczkach. Natomiast jaja skolonizowane przez salmonellę mają co prawda na kartoniku logo marki własnej sieci hipermarketów, ale pochodzą od traktowanej z podwyższoną atencją zielononóżki i to takiej z wolnego wybiegu. Skażenia bakteriologiczne wykrywane są rzecz jasna także w pospolitych produktach spożywczych dostępnych na co dzień na sklepowych półkach. Niedawno media alarmowały o występującej w kale chorych zwierząt listerii monocytogenes, która znalazła się nagle w partii popularnej i niedrogiej roladki drobiowo-szpinakowej do kanapek z dyskontu.
Konsumencie, broń się sam
Ironia naszych czasów to nieunikniona konstatacja, że z jednej strony da się powiedzieć, że bezpieczeństwo żywności jest teraz wysokie jak nigdy wcześniej, a z drugiej strony system, który to bezpieczeństwo ma zapewniać, sporą część odpowiedzialności za zdrowie i życie przenosi z producenta na konsumenta. Wystarczy zerknąć na opakowania dostępnych w handlu łatwo psujących się produktów spożywczych, które mogą okazać się niebezpieczne biologicznie. W wielu przypadkach na foliowych opakowaniach warzyw, sałat czy krojonych owoców znajdziemy ostrzeżenie „umyć przed spożyciem”, a na opakowaniach z surowym mięsem ale i niektórych dań gotowych „spożyć po obróbce termicznej”. To nic innego niż rzucone prosto w twarz konsumenta zrzeczenie się przez producenta przynajmniej części jego odpowiedzialności. Wszystko to z troski o zdrowie konsumenta, ale o to konsument niech się troszczy we własnym zakresie.
O ile życie mu miłe.