Wczoraj ocaliłem pszczołę – a ty co zrobisz dziś dla planety?

Choć pojedyncze działania w mikroskali na rzecz przyszłości planety nikną w skali makro, to jednak stanowią cegiełki, z których na dłuższą metę da się sporo zbudować, zwłaszcza jeśli takie działania będą miały charakter masowy. Przyłącz się! Co możesz zrobić już dziś? Oto pięć prostych sugestii.

Pewnie każdy już widział charakterystyczną reklamę marki wyrobów mięsnych z udziałem małego jelonka, który umyka kłom drapieżnych mięsożerców, w obliczu domniemanych oznak katastrofy klimatycznej podejmujących nagłą decyzję o zjedzeniu jelonka w innym terminie. Jelonek zdaje się być z tego powodu szczęśliwy, z radością przystępując do fleksitariańskiego paktu mięsożerców, którzy od teraz chcą jadać mniej mięsa ale lepszego, co jelonek bez problemu aprobuje. I pewnie go zjedzą, gdy ów odpowiednio wyrośnie, chyba że do tego czasu ujawnią się aktywiści leśni, którzy nakażą wilkom pożywiać się roślinną kaszanką albo – tfu! – tofucznicą.

Aktywiści nie śpią a ich miejskie inkarnacje w imię dobra wspólnego szachują samorządy, zmuszając je do podejmowania nonsensowych decyzji, których skutkiem jest czarna rozpacz tych, którzy aktywistami nie są. Przykład – przeniesienie pasa parkingowego z chodnika na ulicę przy Puławskiej w Warszawie, co może i dałoby się opisać w publicznej telewizji jako sukces w walce o czystsze powietrze i wolności pieszego, gdyby nie to, że telewizja publiczna nie jest gapami futrowana i na taką manipulacje sobie nie pozwoli, bo reperkusją powyższego będzie wyłączenie z ruchu jednego pasa potężnie uczęszczanej ulicy. Nie trzeba tu Jackowskiego, żeby przewidzieć, iż takie posunięcie spowoduje zatory Puławskiej i korki na dojazdówkach, a więc kierowcy w tym regionie miasta dłużej pojadą, choć w zasadzie postoją, co miast zmniejszyć zapylenie tylko je powiększy. Podobny efekt uda się osiągnąć w Alejach Jerozolimskich, które mają zostać zwężone do jednego pasa w każdym kierunku, a wygospodarowana w ten sposób przestrzeń ma posłużyć trzymetrowym ścieżkom rowerowym po obu stronach drogi i szpalerom drzew.

Utrudnianie życia jednym przez innych w imię żywionego ideologicznym bełkotem szlachetnego celu, którego nie da się zrealizować nawet w ułamku, to kuriozalny nonsens. Byłoby o wiele lepiej, skuteczniej i spokojniej, gdyby awanturnicze grupy kompulsywnych konsumentów demokracji podjęły oddolne działania dla dobra najbliższego otoczenia i sukcesywnie zachęcały do współpracy coraz szersze kręgi zainteresowanych.

Nie jestem li tylko zwolennikiem tej teorii, skoro, nie czekając na oklaski, sam ją wdrażam. Dziś mówię wam o tym, żeby zachęcić kolejnych trzeźwo myślących mieszkańców Ziemi, tej Ziemi, która za dekadę lub dwie może tą Ziemią już nie być. Do podzielenia się z czytelnikiem trzeźwą myślą zainspirowała mnie nieporadna pszczoła, którą wczoraj zupełnie bez zastanowienia ocaliłem, przenosząc biedaczkę z poddasza mojego domu, na które trafiła w niewyjaśnionych okolicznościach, do ogrodu, wprost pod krzew oszałamiająco pachnącego bzu. W tym celu nieomal nieprzytomną z głodu i przeschniętą z pragnienia przeniosłem na szufelce kominkowej, delikatnie zsuwając ją miotełką na kwiecie, z którego od razu spadła. Ostatkiem sił schwyciła jednak źdźbło trawy, które niczym pomost otworzyło jej drogę do najniżej położonych bzich kielichów. Dotarłszy do pierwszego, zanurzyła się w nim w jednej trzeciej i, eksponując wychudzony odwłoczek, jęła pożywiać się łapczywie. Pół godziny później siedziała już między kielichami, smacznie pochrapując. Po godzinie lub dwóch zniknęła. Mam nadzieję, że odnalazła swoich i zapyla teraz razem z nimi ku naszej wspólnej uciesze. Wszak bez pszczół, tak jak i bez czystego powietrza, długo ludzkość nie pożyje.

Nie codziennie zdarza mi się ocalić pszczołę, ale codziennie podejmuję świadome działania na rzecz lepszego jutra mojego otoczenia, nie odchodząc przy tym od zmysłów. Kiedy mogę, jadę rowerem, nad samolot przedkładam pociąg, ale gdy pragmatycznie jest to najlepsze rozwiązanie, biorę samochód, jadam rozsądnie, redukuję odpady. Dziś dzielę się z wami pięciorgiem inspiracji, które łatwo, bez wyrzeczeń i od razu da się wdrożyć w życie ku lepszej przyszłości.

1. Zadbaj o roślinę w twojej okolicy

Jeśli masz ogród, ogródek albo działkę rekreacyjną, to nic trudnego. Nawet jeśli twierdzisz, że masz już tam jakieś drzewko, prawdopodobnie jest to tuja albo bonsai. Dlatego już dziś podejmij decyzję o kilku nowych nasadzeniach. Polecają się: alnus, betula, fagus, quercus i carpinus. Co to za jedni – sprawdź w internecie. To będzie twój pierwszy krok we właściwym kierunku. Jeśli nie masz miejsca na nasadzenie, zaopiekuj się rośliną w okolicy. Na pewno znajdzie się jakaś, która potrzebuje odchwaszczenia, przycięcia, nawożenia. Możesz też posadzić coś małego przy balkonie. Gdy spółdzielnia zapyta, powiesz, że to samosiejka – kłamstwo dla wyższej sprawy nie powoduje grzechu – niejeden duchowny potwierdzi, w obecnej sytuacji – nawet na piśmie!

2. Przestań kupować wodę ze sklepu i eko w folii

Każda butelka wody ze sklepu to obciążenie przyrody plastikiem. Nie wierz, że twoje butelki otrzymają „drugie życie” i po recyklingu staną się ponownie butelkami. Woda zamknięta w takich recyklingowych butelkach będzie droższa – to raz. Po drugie – bądź ze sobą szczery i przyznaj się, że w kwestii wody ze sklepu jesteś sknerą i wybierasz najlepszą wodę pod względem ceny. Jeśli tak, kupujesz tak zwaną „wodę źródlaną”, onegdaj po nagazowaniu etykietowaną jako „woda stołowa”. Taka woda ma parametry zbliżone do wody z kranu, bo to w rzeczy samej bywa kranówka. Jeśli mieszkasz w mieście, który pozyskuje wodę z dobrych ujęć, woda w twoim kranie może mieć nawet lepsze parametry niż ta z butelki. Zaś jeśli na zakupy wydajesz więcej i w butelkach kupujesz wyłącznie wodę mineralną o średnich i wysokich parametrach, prawdopodobnie sięgasz także po produkty „eko”, „bio” lub „organic”. Jeśli tak, to twoja sprawa, bo kto bogatemu zabroni? Jednak wkładając taki produkt do koszyka, pamiętaj, że zrobisz lepiej, jeśli zamiast opakowanego w folię produktu eko – niezależnie od tego czy folia jest konwencjonalna czy biodegradowalna – kupisz analogiczny produkt konwencjonalny sprzedawany luzem, czyli bez zbędnego opakowania. A koronawirus? Ten może być także na produkcie zapakowanym w folię, ale nawet jeśli się tam znajdzie, to przecież nie przenosi się ani per os, ani per rectum. Osoby niuchające nieumyte warzywa proszone są o kontakt ze specjalistą!

3. Bierz z grzebalników

Coraz więcej supermarketów i hipermarketów wygospodarowuje miejsce na „grzebalniki” czyli miejsca, w których składuje się produkty bliskie terminu ich przydatności lub najlepszej przydatności do spożycia. Jeśli zapytać, czemu tak robią, odpowiedzą, że to w poczuciu odpowiedzialności za niemarnowanie żywności, a więcej przyszłość planety. Jeśli pomysleć, robią tak z obawy przed wprowadzonymi niedawno opłatami za każdą tonę wyrzucanej żywności. Do niedawna sklepom bardziej opłacało się taki produkt wyrzucić niż przecenić, bo przecenianie i sprzedaż przecenionego też kosztuje, a nadto umniejsza wolumeny sprzedaży produktów w pełnych cenach. Dziś już nie, więc w każdym szanującym się sklepie znajdziesz kilka punktów grzebalnikowych. W jednym, ulokowanym w przestrzeni chłodniczej, znajdziesz nabiał, wędliny, sałatki i garmaż. W drugim, ulokowanym gdzieś na skraju alejki z artykułami trwałymi, znajdziesz konserwy, słoiki, butelki. Produkty w tych sekcjach oznaczone są specjalnymi naklejkami w kolorze żółtym (Auchan, Tesco i Netto), pomarańczowym (Lidl) albo czerwonym (Kaufland). Niektóre sieci prowadzą też akcję przecen na półkach. W sklepach Lidl w ten sposób (pomarańczowa etykieta) przecenia się warzywa, owoce i kwiaty. W sklepach Netto (czerwona etykieta) oznacza się tak produkty, które powinny szybko zniknąć z półki. Czasami taki sposób komunikacji z klientem (pomarańczowa etykieta z przekreśloną ceną zwykłą) stosuje też Biedronka, która jednak jak dotąd nie zdecydowała się na oficjalną, otwartą i jawną procedurę umieszczania produktów przecenionych w specjalnie powołanych dla tego celu grzebalnikach. Pamiętaj przy tym, że kupując przeceniony produkt, po pierwsze dajesz mu drugie życie, po drugie pomniejszasz masę odpadów, które jako „zmieszane” trafiają na wysypisko, a po trzecie oszczędzasz i to sporo, bo za produkty grzebalne sklepy liczą sobie od 50 do nawet 10 (tak, dziesięciu!) procent ceny wyjściowej.

4. Chcesz wyrzucić, trzy razy sprawdź

Swojego czasu głośnym echem nosiły się nieprawidłowo podawane szpitalnym pacjentom leki, co tych najbardziej nieszczęsnych w najbardziej fatalnych przypadkach doprowadzało do śmierci. Pokłosiem tych działań był nakaz oklejenia szafek z lekami odezwą o treści „przed podaniem leku trzy razy sprawdź!”. Tożsamą zasadę zalecam dziś wam stosować przy opróżnianiu własnej lodówki. Rzecz nie w tym, by upewniać się o przydatności produktów do spożycia przed ich podaniem domownikom, a w tym, by zastanowić się, czy resztka produktu albo potrawy na pewno musi zostać wyrzucona. Schlebiająca tradycji klasyczna gospodyni doskonale wie, że najlepszy bigos wyjdzie jej z ostatków mięsnych pieczeni, kiełbas i wędlin. Nowoczesna – nawet nie musi zdradzać mężowi, z czego wysmażyła tyle pysznych mięsnych krokietów. On potrzebuje białka, bo wyciska na siłce, więc – bez obawy! – jemu na pewno wystarczy, że żona schlebi ten spory biceps. O tradycyjnej poniedziałkowej pomidorowej z niedzielnego rosołu nie wspominam, bo zakładam, że tylko Grażyna wylewa rosół, a pomidorową robi Januszowi z proszku. Aha, nie dotyczy, bo rosół z kostki bulionowej? No to biedaczka traci podwójnie!

fot. Thought Catalog
fot. Thought Catalog

5. Zastanów się, czy musisz być weganinem

Jeśli będziesz przestrzegał pozostałych czterech zaleceń, dla dobra planety nie będziesz musiał aż tak się poświęcać, by zjadać pozbawione smaku i aromatu produkty zastępcze za kilkakrotność ceny oryginałów. Nie wszyscy muszą być weganami i bardzo dobrze, bo właśnie ze względu na przyszłość planety nie wszyscy powinni nimi być! Sprawa jest prosta – chcesz kiełbasę, to ją sobie zjedz, ale dobrą – nie odrażający glut z podejrzanego

Tofu
fot. United Soybean Board

guana, tylko przyzwoite pęto z dobrego mięsa, na przykład z jelonka, który się zgodził, aby być zjedzonym, ale kiedy indziej. Masz ochotę na jajecznicę, na litość boską – a tfu! – nie smaż sobie tofucznicy!

Miej w pamięci, że wybierając niektóre produkty powszechnie kojarzone z weganizmem, na przykład awokado, kukurydzę czy soję, przyczyniasz się do zagłady środowiska podobnie tak ci, którzy tym chętniej kupują kurczaka, im taniej wychodzi im za kilogram. Co za dużo, to nie zdrowo – głosi jedno powiedzenie. Drugie lekko sparafrazuję, albowiem życie jest za krótkie… by paść się byle czym.

Jedzcie smacznie, zdrowo, długo, z planami i w futerku!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―