Podano chleby na zakwasie, zaprezentowano kacze wędzonki a ciasta i desery wypełniono masłem i oblano czekoladą.
Dobrze dzieje się w żuławskich kuchniach, co z radością stwierdzam kolejny rok z rzędu, tak właśnie konstatując świeży jeszcze w mojej pamięci żuławski konkurs kulinarny „Niebo w gębie – przysmaki powiatu gdańskiego”. W tym roku wydarzenie odbyło się po raz czternasty i cieszyć się należy, że stający w szranki poważnie biorą już nie tyle moje doroczne oratoria w sprawie wyższości masła nad margaryną ale przede wszystkim bieżące trendy kulinarne, które nakazują gotować lekko, zdrowo, z lokalnych surowców i z poszanowaniem gościa oraz miejscowych tradycji.
W tym roku jednoznacznie postawiono na jakość składników, które w połączeniu z miejscową ich dostępnością oraz niejakim kucharskim zmysłem pozwalają na kreślenie opowieści o współczesnej kuchni regionalnej Żuław językiem zrozumiałym zarówno dla miejscowych, jak i dla gości. Pośród tychże na pierwsze miejsce wysunęło się w końcu masło. Z ulgą ale i rozkoszą zarazem wspominam kawałki kruchych ciasteczek, które wzorowo rozpuszczały się w ustach, wespół z orzechami, pestkami i czekoladą kreując przebogate smakowe bukiety i wrażenia.
Szlachetnie, powabnie i z klasą – tak porządnemu deserowi pozwala się zachować w człowieczych ustach masło. Wielkie brawa dla niego, acz przede wszystkim owacje dla żuławiaków, którzy po masło sięgają coraz lżejszą ręką, podkreślając tym samym dostatek dawnych mieszkańców tych ziem. Po domowe czekoladki Izabeli Suskiej ustawiajcie się zatem już dziś. O przepis na kruche ciasteczka z ziarnami proście Beatę Konefał bezzwłocznie a jeśli lubicie kremowe ciasta, pytajcie Elżbietę Drewko o pannę poranną.
Masło lubi desery ale jeszcze bardziej lubi chleb. Żuławskie bochny w tym roku wypadły prześwietnie – pachnące zakwasem, o ciągliwej teksturze i chrupiącej skórce – z masłem smakowały doskonale, ale i solo były świetne. Godnie towarzyszyły wędzonkom zgłoszonym do konkursowej kategorii dań żuławskich. Wędzona na gorąco kacza pierś, podana z żurawinami, zwróciła moją uwagę w pierwszej kolejności. Była dobrze doprawiona i uwędzona, a do tego odpowiednio wilgotna. Na tle konkurencji od mistrzostwa dzieliła ją tylko nieujawniona proweniencja surowca. Silne wskazanie związku kaczki z żuławską ziemią i podkreślenie kontaktu wędzarnika z miejscowym hodowcą dałoby obraz kompletny oraz bezwzględne zwycięstwo.
Taki związek wykazał za to uczestnik zgłaszający do konkursu skromny słoik z marynowanymi śledziami. Zawartość słoika dowiodła niezbitych umiejętności autora w zakresie sporządzania marynat, ale to nie tylko za ową zawartość uczestnik zdobył pierwsze miejsce. Okazało się wszak, że umieszczone w słoiku śledzie osobiście wyłowił wędką. Zakładamy przy tym, że zdążył ubiec kłopotliwą przesyłkę płynącą do Bałtyku z Warszawy, co jednak wskazuje przy okazji na znaczenie zachowania gwarancji ciągłości między źródłem pochodzenia surowca a talerzem konsumenta. O taką właśnie identyfikowalność coraz skuteczniej postulują coraz liczniejsze gremia coraz bardziej świadomych smakoszy.
Pojawienie się w tegorocznej edycji konkursu takich ciekawostek jak pasztet z cukinii z hyzopem oraz śliwek w syropie z mniszka – łączących aktualny trend ograniczania apetytu na mięso oraz poszukiwania nietuzinkowych dodatków z pola, lasu i ogrodu, wespół z silnymi zwiastunami porządnej kuchni opartej na umiejętnościach zdaje się zapowiadać zacną jubileuszową, bo już piętnastą, edycję konkursu w roku przyszłym.