KrytykOpinie – jak smakują kanapki z Żabki?

Rozpoczynam dziś nową serię Krytykopinie, które mają pomóc rozwiązać nurtujące moich czytelników kwestie. Zapraszam zatem do zadawania mi pytań, stawiania wyzwań i wyznaczania czelendżów. Mogę obiecać, że spróbuję spróbować odnieść się do każdego i wydać stosowną Krytykopinię. Adres do korespondencji znajdziecie w tekście. Na dobry początek podejmuję ocenę kanapek z Żabki. Jaka będzie Krytykopinia? Zapraszam!

Panie Krytyku, proszę zjeść kanapki z Żabki i się wypowiedzieć, czy są dobre, czy nie, bo mam w pracy dyskusję w tej sprawie.

Zadanie, które postawił mi czytelnik nie jest trudne, bo aby sięgnąć po kanapki z Żabki wystarczy wyjść z domu i przejść się kilka, no może kilkaset metrów. Założenia sieci są wszak takie, że Żabek ma być dużo, najlepiej na wyciągnięcie ręki, a optymalnie w zasięgu krótkiego spaceru, do około pięciuset metrów. Założenia realizowane są konsekwentnie, a w zasięgu tak przez sieć definiowanym jest dziś ponad 15 milionów Polaków. Pozostali mogą wpaść po drodze i pewnie wpadają, bo rozpoznawalność marki wynosi ponad 90 procent.

To mój pierwszy w życiu kontakt z kanapkami tego typu, dlatego przed wyborem skonsultowałem się z mediami społecznościowymi i, eliminując żarłoczne zetki, którym smakuje wszystko, włącznie z bułką za trzy złote z prasowanym wyrobem o smaku w stylu szynki (bo jest lepsza niż w domu), zaufałem dietetykom, skoro okazało się, że także i w tym segmencie mają swoje typy, a jedząc kanapki z Żabki można schudnąć!
Zaznaczyć należy, że różnorodność arsenału przekąskowego w Żabkach jest wielce imponująca. Poszczególne pakiety energetyczne można pochłaniać albo na zimno, albo po podgrzaniu, o co można poprosić też i w sklepie, konsumpcję realizując do razu i bezpośrednio przy ladzie.

Idąc za głosem wspomnianego dietetyka, wybrałem klasyczną kanapkę trójkątną “Cesar”, do tego tym modny dysk pszenny ze szpinakiem i kurczakiem zwany focaccini, a także intrygującego burgera wołowego z kimczi i ostrym sosem oraz klasyczną bagietkę z kurczakiem w stylu kebaba, aby była karniworczą przeciwwagą dla wegańskiego w tym zakresie rollo z falafelem, które też zakupiłem.

Plusy
W odniesieniu do wszystkich kosztowanych przeze mnie kanapek plusy są aż trzy. Pierwszy, że kanapki są, a więc można łatwo je osiągnąć, aby w przypływie głodu sprawnie go zaspokoić. Drugi, że zawierają coś więcej niż tylko pieczywo, którego jakość podpada już jednak pod silny minus. Trzeci, że oferta kanapek jest szeroka i zawiera zarówno coś dla miłośników nabiału, drobiu i mięs, jak i tych żywiących się roślinnie. To, wbrew pozorom, plus istotny, zwłaszcza w polskim interiorze, gdzie przydrożne przekąski bezmięsne nie zawsze muszą być wegańskie, przy czym zważyć jednak należy, że ten plus postrzega się poprzez pryzmat pozostałych dwóch.

Minusy
Żadna z kanapek nie charakteryzuje się poziomem smakowitości, któremu na szkolnej skali ocen mógłbym przyznać więcej niż całe tłuste dwa i w zasadzie to jest pierwszy minus. Pocieszyć jednak może, że skoro tak, to nie zje się tych kanapek zbyt dużo, co ze względów zdrowotnych mogłoby być tu jednak extra-plusem. Drugi minus to niska jakość odżywcza tych kanapek. Jako produkty masowego przemysłu spożywczego w wielu przypadkach stanowią przykład żywności ultraprzetworzonej, która powinna stanowić raczej z rzadka konsumowany owoc zakazany niż swobodnie pożeraną przekąskę codzienną dostępną na wyciągnięcie ręki.

Co tu gra a co nie?
Zacznijmy do oznakowania NutriScore. Na opakowaniach są wielokolorowe diagramy tego systemu i w wielu przypadkach podświetlane są jego wysokie wskaźniki, co mogłoby uspokajać sumienia tych, którzy chcą jadać zdrowo. Jednak sam system NutriScore ma w swoich podstawach poważny feler, bo przy wystawianiu noty nie bierze się tam pod uwagę stanu przetworzenia żywności, która podlega ocenie. Dlatego mimo wysokich not NutriScore prezentowanych na opakowaniach tych kanapek, nie są one składane z pieczywa na zakwasie, nie maja obłożenia o krótkiej liście składników i nie są spajane smarowidłem sporządzonym z surowców tylko z półprodktów i to pochodzenia przemysłowego.

W każdym z przypadków pieczywo jest gąbczaste, kruszy się, a fakt, że po odpieczeniu nieco chrupie zmienia niewiele, bo po odpieczeniu najwet najpodlejsze pieczywo wydaje się znośne. Po otwarciu kanapek oczom ciekawskiego ukazuje się obraz albo nędzy, albo rozpaczy, albo oba na raz. Deklarowane w bardzo długiej liście składników obłożenie kanapki kurczakiem i bekonem nie wyjaśnia liczniej reprezentowanej w niej mielonki o niejasnej proweniencji. Krusząco-plastelinowy wyrób, który należałoby uznać za element serowy w kanapkach do odpieku, sprawia wrażenie emulgowanej kiepskiej konfekcji o charaktetystyce nabiałowo-olejowej. Wołowy burger jest suchy w środku.

Kimczi jest albo tak mało, albo jest tak słabo przefermentowane, że nie czuć jego obecności podczas jedzenia. Wrap z falafelem emanuje dojmującą suchością i prosi się o odpowiednią ilość właściwego dlań sosu. Bagietka z kebabem rozpada się podczas jedzenia i sprawia wrażenie mało plastycznej gąbki, a obecność w niej kapusty pekińskiej skutecznie całość dekomponuje. Deklarowane focaccini nie ma nic wspólnego z prawdziwym focaccini, a fakt że posiada nadzienie ze szpinaku i kurczaka niewiele pomaga na obrzeżach, gdzie go po prostu brak.

Jakie są alternatywy?
Wszystkie propozycje kanapek z Żabki wymagają przynajmniej podniesienia poziomu ich smakowitości tak, aby mogły skutecznie walczyć o pugilaresy tych, którym może i wszystko jedno, choć, mając wybór, biorą jednak w bułce i z mieszanym. Kebab to najbardziej oczywista, choć także najgroźniejsza, konkurencja dla kanapek z Żabki, a szczególnie tych odpiekanych. To także propozycja konkurencyjna cenowo, jeśli zważyć, że niewielkich rozmiarów żabczany burgerek albo wrapik kosztuje jakieś kilkanaście złotych, czyli mniej więcej tyle, ile znacznie pojemniejszy objętościowo kebab. Pamiętać bowiem należy, że objętość to wciąż kluczowy wyznacznik wartości dla właścicieli polskich pugilaresów. Alternatywą bardziej oczywistą byłaby świeża, chrupiąca bułka z piekarni i porządna kiełbasa śląska do niej, względnie pudełko hummusu dla wegan albo serek wiejski, na przykład ze szczypiorkiem.

Tymczasem czekam na pytania, zadania i czelendże (krytykopinie@krytykkulinarny.pl). Nie obiecuję, że podejmę się każdego, ale obiecuję próbować, kosztować i oceniać.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―