Grochówka, drożdżówka, kiełbaski z ogniska i gorąca kawa sprzyjały rozmowom przy sadzeniu lasu, do którego przyłączyłem się w miniony weekend w mojej okolicy.
Do akcji sadzenia lasu włączyłem się tym chętniej, że odbywała się kilkaset metrów do mojego domostwa. I wcale nie dlatego, że jestem szczególnie leniwy i gdyby zalesiano obszar oddalony o więcej niż kilometr, to bym się nie pofatygował. Ot, zależy mi na widoku za oknem i szumiącej gęstwinie w nie aż tak dużej oddali. Owszem, zależy też na klimacie, ale w tym przypadku dbam o proporcje.
Przekonanie o zbawiennym wpływie lasów na klimat jest powszechne i zupełnie słuszne. Niesłuszne jest jednak równie powszechne przekonanie, że ze zmianami klimatycznymi najlepiej walczyć, sadząc lasy. Na ten temat wypowiadałem się już wielokrotnie, zazwyczaj przy okazji akcji i wydarzeń prowadzonych przez Slow Food, międzynarodową organizację na rzecz powszechnego dostępu do dobrej, czystej i uczciwej żywności. Cóż jednak ma zdrowa żywność z nasadzeniami lasów?
Okazuje się, że całkiem sporo, jeśli zważyć, że wytwarzanie żywności odbywa się w tym samym ekosystemie, w którym żyje człowiek i rosną lasy. Jednocześnie warto także zważyć, iż – wyjąwszy wegan uprawiających sobie obiad w przedpokoju – wytwarzanie żywności nie odbywa się ani w miejscach zamieszkania człowieka, ani w lasach. Do tego celu przewidziane są łąki, a ściślej pastwiska, i nawet jeśli ludzkie szaleństwo uwięziło dziś zwierzęta w betonowych klatkach, pszczołom nakazało bzyczeć na dachach wieżowców, a roślinom rosnąć w halach z kropelkowym nawożeniem i kontrolowaną atmosferą, to nie ulega kwestii, że hodowla zwierząt najlepiej wypada w ramach wolnego wypasu, a uprawy roślin – na polach, w każdym razie w najbliższych naturze warunkach.
Właśnie na to zwracają uwagę eksperci Slow Food, wskazując na ważkość roli, jaką zrównoważone uprawy i dbałość o dobrostan zwierząt hodowlanych odgrywają w utrzymaniu bioróżnorodności, kluczowej dla dalszych losów życia na Ziemi. Zwracają przy tym uwagę nie tylko na znaczenie lasów, ale także łąk i pastwisk. Jak dowodzi Marianne Landzettel, dziennikarka i autorka książki “Regenerative Agriculture: Farming with Benefits. Profitable Farms. Healthy Food. Greener Planet”, trawy mają wielokrotnie większy potencjał wychwytywania dwutlenku węgla z atmosfery niż drzewa. Do tego magazynują go głównie pod ziemią, bo w korzeniach, których proporcja względem części nadziemnej stawia trawy daleko przed drzewami. Łąki i pastwiska odgrywają też rolę w regulowaniu gospodarki wodnej oraz regeneracji trudno dostępnych terenów górskich. Uwagę na to zwraca Patrick Holden z organizacji Sustainable Food Trust w kontekście prowadzonej w Wielkiej Brytanii polityki redukcji areałów pastwisk i zalesiania nieużytków.
O łąkach i pastwiskach przy okazji sadzenia lasu wspominam właśnie dlatego, że w ferworze walki o lepsze jutro mało kto chce pamiętać o ich roli, jaką powinny, a wręcz muszą, odgrywać w kształtowaniu tego jutra. Ferwor toczy się na różnych płaszczyznach, włączając przedziwną konstrukcję argumentacji, którą trudno mi zrozumieć, a której twarzą jest Greta Thunberg, sankcjonująca porzucanie przez dzieci obowiązków szkolnych na rzecz machania transparentami na marszach i protestach. Także i ona żąda zalesiania. Co prawda wskazuje przy tym na inne formy roślinne, które uważa za godne uwagi i promocji. To bagna, namorzyny, torfowiska, dżungle, dna morskie, rafy koralowe. Zakładam, że wie o nich ze szkoły, a o łąkach i pastwiskach być może było na następnych lekcjach, które Greta w imię walki o lepszy klimat postanowiła opuścić. O nich brak nawet małej wzmianki. Niesłychane!
Także i w Polsce słyszy się głosy o konieczności zalesiania wszystkiego, co się da. Taki pogląd głosili też moi interlokutorzy między kęsem kiełbasy a łyżką grochówki, skądinąd prześwietnej, w przerwie między pracami nasadzeniowymi w mojej okolicy. Lasy mają nieocenioną rolę w kształtowaniu klimatu na Ziemi, zresztą podobnie jak przywołane przez Gretę bagna, namorzyny, torfowiska, dżungle, dna morskie i rafy koralowe. Każde z nich z osobna i wszystkie razem tworzą warunki do rozwoju bioróżnorodności. Tak się jednak składa, że na żadnym ze wspomnianych areałów nie da się wytwarzać tego, co do życia jest niezbędne także dzieciom rezygnującym z edukacji na rzecz walki i to obiektywnie niezależnie od tego, co o tym sądzą.
Spoczko, jak będą głodne, to wiedzą, gdzie jest lodówka. No to papatki i narka!
Fakt faktem, w Polsce lasów mamy mało. Jeśli popatrzeć na dane statystyczne, na kilometr kwadratowy przypada średnio w Polsce mniej lasów niż o wszystkich naszych sąsiadów. Pod względem lesistości oczywiście prym wiodą kraje nordyckie – Finlandia na czele, Szwecja bodajże druga w rankingu. Ale bardzo dużo lasów jest na Białorusi, na której byłem raz i stwierdzam, że to prawie jeden wielki las, poprzetykany polami i miastami. Pytanie – czy to lepiej?
Pastwiska też są potrzebne, łaki to też tereny zielone.
Co do Grety – niestety dla niej, chiński wirusik i Wołodia Putin nie pozwalaja Grecie na sianie swojej dezinformacji. Pytanie – czy chiński wirus, Wołodia Putin i Greta mają coś ze sobą wspólnego, bo to że strzelaja do tej samej bramki, żeby nie powiedzieć, grając w jednej drużynie, to raczej pewnik.