Salmonella w jajach, metce i tatarze, aflatoksyny w orzeszkach ziemnych, a nawet kawałki szkła w batonikach i toksyna botulinowa w wegańskiej paście warzywnej – Polska żywność nigdy nie miała gorszej prasy!
Nie ma tygodnia, by Główny Inspektorat Sanitarny nie publikował ostrzeżeń o skażonej lub zanieczyszczonej żywności dostępnej w polskich sklepach. Rzućmy okiem, co ciekawego inspekcja ujawniła w polskich w sklepach w grudniu, kiedy to intensywniej niż zazwyczaj robiliśmy w nich zakupy.
Świąteczną paradę grozy rozpoczął tatar wołowy określony przez producenta jako „premium, ze szlachetnej wołowiny” oraz wieprzowa metka, w których Państwowa Inspekcja Sanitarna wykryła pałeczki salmonelli. Dokładnie w Mikołaja podano ostrzeżenie o salmonelli w jajach, osobliwie przez producenta nazwanych „jajami młodości”. Zaraz potem pojawiła się informacja o toksynie botulinowej w wegańskiej paście warzywnej , którą – o zgrozo! – podano po faktycznym zatruciu i wszczęciu postępowania mającego na celu wykrycie jego źródła.
Przy takich doniesieniach informacje o gultenie w bezglutenowej nie tylko z definicji, ale też z opisu na opakowaniu, kaszy gryczanej, do tego oznaczonej symbolem „bio”, salmonella w mrożonym steku z krokodyla czy tlenek etylenu w suplemencie diety albo w wegańskiej czekoladzie organicznej wydają się może i błahe. Choć już kawałki szkła w batonikach proteinowych i bakaliowych trzech różnych marek, na powrót stawiają włos na sztorc.
Ostrzeżenia przed niebezpieczeństwem publikują media a liczba niebezpiecznych produktów, z którymi można się zapoznać tylko w tym jednym linku, jest równie przerażająca, jak powody, dla których te produkty znalazły się na czarnej liście. Poza skażonymi bakteriami produktami spożywczymi, znajdują się tam także suplementy diety, w tym – co zaskakuje, witamina D i musujące wapno w tabletkach oraz plastikowe przybory kuchenne, w których kryją się niebezpieczne dla zdrowia substancje mogące przedostać się do przygotowywanych z ich użyciem potraw.
Wbrew potencjalnym domniemaniom, niebezpieczeństwo nie czai się wyłącznie w tanich produktach marek własnych dyskontów, skoro na czarną listę trafiają też znane produkty globalnych marek. Zaskakująca jest też liczba niebezpiecznych produktów wegańskich, organicznych i bio, postrzeganych zazwyczaj jako bardziej wartościowe, zdrowsze i lepsze niż konwencjonalne, a także suplementów diety, produktów wspomagających odchudzanie czy przyrost mięśni a także produktów noszących znaki mające upewnić konsumenta o ich wysokiej jakości.
Choć minister rolnictwa oświadcza, że polska żywność jest najlepsza w Europie, a pogłoski o jej rzekomo niskiej jakości to nic ponad sabotaż, czemu jeszcze w 2019 roku wtórował sam Główny Inspektor Sanitarny, raporty NIK nie pozostawiają złudzeń. Niedawno światło dzienne ujrzał obszerny metaraport sporządzony z udziałem naukowców z polskich uczelni rolniczych na podstawie dziewięciu kontroli NIK z ostatnich sześciu lat oraz pięciu audytów Komisji Europejskiej. Wynika z niego, że Polska jest na pierwszym miejscu pod względem liczby zgłoszeń do RASFF, europejskiego systemu wczesnego ostrzegania o niebezpiecznej żywności i paszach. W roku 2020 aż 273 produktów zgłoszono do tego systemu z Polski. Na miejscach kolejnych znalazły się Francja, Holandia, Niemcy, Włochy, Belgia i Hiszpania, a zatem kraje, które silnie zaopatrują europejski rynek w produkty rolne. Poza Francją, z której wpłynęły 152 zgłoszenia, żaden z tych krajów nie odnotował nawet połowy liczby zgłoszeń, jakie wpłynęły z Polski, zaś Grecja, Słowenia, Finlandia i Norwegia przesłały ich po 5 lub niewiele więcej.
NIK zwraca też uwagę na bałagan i brak koordynacji w polskim systemie zapewnienia bezpieczeństwa żywności. Mamy za dużo instytucji kontrolnych a do tego nie współpracują one ze sobą. To ewenement na skalę europejską, bo w 22 krajach UE za kontrolę bezpieczeństwa żywności odpowiada bezpośrednio lub pośrednio jeden organ. Jak czytamy w raporcie, polscy inspektorzy i lekarze weterynarii wykazują się niewystarczającą wiedzą do przeprowadzania kontroli, a stanowiska inspektorów zajmują osoby bez niezbędnych kwalifikacji. Do tego nadzór nad ubojem oraz stosowaniem antybiotyków w produkcji mięsa jest w naszym kraju symboliczny. Skutkiem tego Polska znajduje się na drugim miejscu w Europie pod względem użycia w hodowli zwierząt najsilniejszych antybiotyków wykorzystywanych do leczenia chorób u ludzi. Autorzy raportu wskazują też na niepokojące zjawisko nielegalnego uboju i czarnorynkowego obrotu mięsem, które nie jest nawet badane pod kątem zawartości włośni. Zwracają też uwagę na czarnorynkowy handel suplementami diety niedopuszczonymi w Polsce do obrotu. Na domiar złego próbki bada się u nas na tyle długo, że wycofanie kwestionowanego produktu z obrotu może być niemożliwe, ponieważ wskazane do wycofania partie mogły zostać już sprzedane.
Do powzięcia takiego wniosku nie trzeba aż raportu NIK. Wystarczy rzut oka na publikacje GIS. Mają one charakter publiczny, a GIS podaje w nich dane producentów i identyfikatory konkretnych partii skażonej lub zanieczyszczonej żywności, często ilustrując rzecz zdjęciami. Publikowane są one jednak grubo po czasie, skoro sam rzut oka na listę wskazuje, że w momencie ogłoszenia ostrzeżenia przed kwestionowanym produktem kończy się mu już termin przydatności do spożycia. Nie ulega zatem wątpliwości, że zanim ostrzeżenie ujrzy światło dzienne, zanieczyszczone lub niebezpieczne produkty są co najmniej w części wykupione i najpewniej zjedzone. Warto mieć jednak świadomość, że taka lista istnieje i od czasu do czasu zerknąć na nią, choćby z samej ciekawości, czy aby w ostatnim czasie nie miało się niemiłej okazji zjeść czegoś z bogatej oferty najlepszej żywności w Europie, co jednak nigdy nie powinno się znaleźć w sprzedaży.
Ot, taki przewrotny polski danse macabre.
Smiech mnie ogarnia jak czytam.sformulowanie polska zywnosc. Przeciez 70 procent rynku jest opanowane przez zagranice, w roznej formie, albo kapitalowej albo poprzez pochodzenie, chociazby surowca. Dlatego tak wazne jest zeby nastawiac sie na zywnosc lokalna, w tym regionalna. Kupowac produkty nisko przetworzone, z lokalnego surowca, wspierac krotkie lancuchy dostaw. Niestety w bantustanie zwanym 3 rp(wliczajac w to pisowska 4 rp)jest zle z kazdym.rokiem. Fakt ze pisiory wprowadzily rolniczy handel detaliczny i chca jakos poprawic los rolnima i malego przetworcy, nie zmienia rzeczywistosci. Tak.dlugo jak jestesmy pod.okupacja UE oraz zagranicznego badziewia, kapitalu itd, tak dlugo bedzie nam. sie zylo coraz krocej.