Miliony nowoczesnych pączków sprzedane w sieciach dyskontów z okazji tłustego czwartku świadczą o tym, że Polacy chętnie celebrują tradycję i lubią się najeść za wszelką cenę – pod warunkiem, że odpowiednio niską.
Kilka lat temu zaprzyjaźniony cukiernik poskarżył mi się, że Biedronka przypuszcza na niego i mu podobnych silną ofensywę pod postacią doskonałych ponoć bo wiecznych pączków za osiemdziesiąt czy dziewięćdziesiąt groszy. On sprzedawał wówczas swoje po bodaj dwa złote i może mógłby zejść z tej ceny do jakiegoś złotego pięćdziesięciu ale już nie niżej, bo jego pączki muszą przecież garować, na co potrzeba czasu, a czas to pieniądz. Do tego w garowniku nie ma miejsca dla tysięcy sztuk, acz sam i tak może sprzedać nie więcej niż jakieś sto czy dwieście pączków dziennie.
Uspokajałem go wówczas, bo jakim cudem sprzedający odmrażane pączki dyskont mógłby zagrozić wypracowywanej przez dekady pozycji lokalnego cukiernika, którego pączki były nawet całkiem niezłe i choć w mojej opinii zdecydowanie nie idealne, to może i najlepsze w mieście. Nie dawał się jednak uspokoić i trzęsącym się z emocji głosem zapewniał mnie, że nawet jeśli nie zechcę tego sam sprawdzić, to on osobiście zakupi mi zagrażające mu pączki z Biedronki, przywiezie mi je do domu, a jeśli mnie nie będzie, to zawiesi na klamce.
Nie kupił i nie przyniósł, więc albo wziął sobie do serca moje słowa, albo postanowił przyoszczędzić, sądząc, że Biedronka i tak zmiażdży go swoimi nowoczesnymi pączkami, więc może lepiej zająć się kebabem. Minęło jednak kilka lat i dziś uważane wówczas za cud techniki nowoczesne pączki sprzedawane są w kilku sieciach dyskontów. Są duże, wyglądają jak świeże, nie mają uciążliwego lukru, a do tego kosztują grosze. Ludzie chyba je lubią, bo gdy przechadzam się wieczorami po sklepach, zamiast pączków widuję puste kartoniki z charakterystycznymi tłustymi plamami, znaczącymi miejsca, w których mógł kiedyś leżeć pączek.
W tym roku z okazji tłustego czwartku sieci podjęły gigantyczną batalię, do podniebień klientów sięgając przez ich portfele. Pączki nowej technologii serwowano po 29 groszy sztuka i skutecznie, bo klienci zaopatrywali się w nie kartonami. Postanowiłem zatem sprawdzić, ile to wszystko warte i czy rzeczywiście aż 29 groszy. W trzech sklepach trzech różnych dyskontów zaopatrzyłem się w trzy testowe pączki i poddałem je ocenie – wyniki poniżej.
Pączek z Netto
ciasto o barwie kremowej, w zapachu bułczane, w smaku wyraźnie wyczuwalna słona dominanta, nadzienie o trudnym do uchwycenia owocowym zapachu, z niuansem zbliżonym do różanego w smaku, w składzie częściowo utwardzony olej rzepakowy i utwardzony olej palmowy, trzy emulgatory, w nadzieniu aż dwie substancje konserwujące
Pączek z Biedronki
ciasto o barwie żółtej, w zapachu wyraźnie przebija się zapach nadzienia, puszyste, z lekkim oporem dla zębów, w końcówce słonawe, nadzienie o zapachu natrętnie malinowym, w smaku podobnie silnie malinowe, landrynkujące, w składzie smalec i olej rzepakowy, naturalny aromat waniliowy i aż trzy emulgatory, z czego jeden klasyfikowany jako substancja konserwująca
Pączek z Lidla
ciasto o barwie kremowej, w zapachu lekko waniliowe, o bułczanej charakterystyce, nadzienie o lekkiej reminiscencji zapachu wiśniowego, w smaku znacznie wyraźniej wiśniowe, w składzie oprócz oleju rzepakowego i słonecznikowego także olej palmowy oraz trzy emulgatory, brak substancji konserwujących.
Podsumowanie
Wszystkie trzy pączki to owoce nowoczesnej technologii spożywczej, które pozostają świeże na długo po usmażeniu. To za sprawą odpowiedniego składu, który pozwala nie tylko na bezpieczne zamrożenie gotowych pączków ale też na takie ich odmrożenie, aby po wyłożeniu na sklepowy regał sprawiały wrażenie świeżych. Wszystkie mają w swoich składach produkty, które zwyczajowo są wykorzystywane do przygotowywania klasycznych pączków. Jest mąka, cukier, oleje, są też jaja – choć te pod postacią pasteryzowanej masy lub suszu. Mają też składniki, których domowa gospodyni do pączków by nie dodała. O ile kwasu octowego niektóra pewnie doda – choćby dlatego, że wodny roztwór alkoholu etylowego 95% jest zdecydowanie odeń droższy, a bez jednego lub drugiego pączek może wchłonąć niepotrzebną porcję tłuszczu ze smażenia, to jednak mono- i diglicerydów kwasów tłuszczowych estryfikowanych kwasem mono- i diacetylowinowym na domowym podorędziu żadna z nich z pewnością nie ma.
Te pączki z domowymi nie mają jednak wiele wspólnego. Mają być łatwe w produkcji, przechowywaniu, transporcie i sprzedaży oraz tanie, bo jak wciąż większość polskich konsumentów potwierdzi, produkt dobry to produkt tani, którego ma być dużo. Producenci nowoczesnych pączków o przedłużonej trwałości spełniają oczekiwania tego grona odbiorców, o czym świadczą dokumentnie przetrzebione regały a nawet całe sektory poświęcone tym pączkom z okazji tłustego czwartku w dyskontach. Sprzedawano je na kartony, a cena 29 groszy za sztukę obowiązywała zazwyczaj przy zakupie tuzina i jego wielokrotności, co czasami zaskakiwało mniej obeznanych w piśmie klientów, którzy dopiero przy kasie dowiadywali się, że popełnili matematyczny błąd, decydując się na niepotrzebne rozrywanie kartoników, aby wybierać największe sztuki w niewystarczającej ostatecznie liczbie powiedzmy dziesięciu.
Po mojej degustacji nasuwa mi się też myśl, że technologowie poszli nawet o krok do przodu i wyprzedzili z lekka oczekiwania masowego odbiorcy, komponując produkt, który jest nie tylko tani i łatwy w produkcji i obrocie ale też może grupie docelowej smakować. Dyskontowy pączek jest tłusty, słodki i słony – ma więc wszystkie trzy składowe potencjalnego sukcesu. Nie jest przy tym ani zbyt tłusty, ani zbyt słodki, ani zbyt słony, no może z wyjątkami dla nieco zbyt ostentacyjnie słonego pączka z Netto i nieco zbyt krzykliwie słodkiej marmoladki z nadzienia w pączku z Biedronki. Jest za to miękki, niemal kruchy, co mniej wprawionym w ogranoleptycznej ocenie może przywieść na myśl drożdżowe wyroby z kopy jaj. Jedne z drugimi nie mają oczywiście nic wspólnego i osobom w degustacjach wprawionym pączków z dyskontu nie trzeba konfrontować z pączkami od Magdy Gessler. I nawet jeśli zdaje się, że jedne i drugie są po dyszce, to także i to porównanie nie wytrzymuje sprawdzianu rzeczywistości – pączki w Magdy Gessler są po dziesięć złotych sztuka, a pączki w Netto w dzień po tłustym czwartku schodziły po dziesięć groszy sztuka.
Ta dramatyczna różnica w cenie zaznacza też dramatyczną różnicę w jakości, choć tylko jeśli dokonamy właściwego porównania – nowoczesnych pączków z dyskontu oraz tradycyjnych pączków „domowych” i im pokrewnych. Warto bowiem pamiętać, że dostępne w popularnych cukierniach osiedlowych codziennie świeże pączki leżą bardzo daleko od świeżych jaj, masła, wanilii a nawet dobrej konfitury. Także i tam składy pączków dalekie są od ideału, a fakt, iż w popularnych cukierniach osiedlowych nikt nigdy nie natknął się na wywieszkę ze składem pączka wcale nie świadczy o tym, że produkowane w nich dzieła różnią się na korzyść od tych z dyskontu.
W przeprowadzonej przeze mnie ocenie najlepiej wypadł pączek z Biedronki (o najładniejszej żółtej barwie i nawet przyjemnie miękkiej teksturze – zapewne dzięki braku utwardzanych tłuszczów roślinnych i zawartości smalcu), miał też najmniej rzucający się w oczy skład, zarówno ciasta jak i nadzienia. Za nim ustawiłbym pączka z Lidla, który choć podobnie bułkowaty jak ten z Netto i z nijakim nadzieniem, które pączek z Netto przebijał, nie zawiera w składzie utwardzanych tłuszczy roślinnych ani konserwantów. Tymi zaś charakteryzuje się pączek z Netto, który w mojej klasyfikacji plasuje się w tej klasyfikacji na miejscu trzecim.
Powyższe nie oznacza przy tym, że stanę się teraz miłośnikiem nowoczesnych pączków z dyskontów. Żaden z nich nie dorównuje pączkom domowym – z masłem, wanilią i prawdziwą konfiturą z róży. Żaden z nich nie jest też w stanie zdystansować egzemplarzy z uczciwych cukierni, które bazują na klasycznych recepturach. Pączki z dyskontów będą jednak zawłaszczać rynek dotąd zdominowany przez popularne cukiernie osiedlowe, które bez żenady ładują do ciasta margarynę, nadziewają je poślednimi marmoladami i smażą w ordynarnie cedzonych przez durszlak fryturach. One właśnie staną się ofiarą drapieżnego pazura dyskontów.
Same są sobie winne.