Eko, organic i bio: trio-bujda że ho, ho!

Czy uważasz, że produkty eko, bio i organic są znacząco lepsze od konwencjonalnych? Poczytaj, może zmienisz zdanie.

Rynek produktów ekologicznych, sprzedawanych też pod auspicjami „bio” lub „organic”, jawi się operującym na polskim rynku handlowcom łakomym kąskiem, o czym świadczą rozrastające się niczym pleśń w kącie zawilgoconej ściany poświęcone tego typu żywności segmenty hipermarketów. Ba, rozmaitej maści „zielone półki” pojawiają się nawet w dyskontach, działają już nawet przypominające supermarkety ekologiczne sklepy, w których sprzedaje się wyłącznie „tę lepszą” żywność. No właśnie, tylko czy ta „lepsza żywność” jest rzeczywiście lepsza, a jeśli tak, to od czego?

Klarowane masło marki Anny Lewandowskiej
Klarowane masło marki Anny Lewandowskiej

Ta żywność jest bez wątpienia droższa, co łatwo sprawdzić porównując sobie ceny produktów konwencjonalnych i ekologicznych. Przykład dostępnego do niedawna w Tesco klarowanego masła w oklejonym czarną etykietą półlitrowym słoiku z oznaczeniem marki Anny Lewandowskiej w niebagatelnej cenie 51 złotych zdaje się potwierdzać śmiałą acz wielce prawdopodobną tezę, iż skala rozpiętości różnic w cenach między produktem konwencjonalnym a „tym lepszym” nie zna granic. Choć może jednak zna, skoro pół roku przed upływem terminu przydatności tego masła Tesco sprawnie wyprzedało cały jego zapas po obniżonej o dramatyczne 75 procent cenie.

Zatem czy ta „lepsza żywność” rzeczywiście jest lepsza? Autor zamieszczonego na oficjalnej witrynie internetowej programu śniadaniowego Dzień Dobry TVN tekstu o certyfikowanych produktach ekologicznych śmiało twierdzi, iż owszem, równie śmiało wtykając w swój tekst linki do dostępnych w sieci Carrefour produktów, które można sobie kupić w internecie. Swoje przeświadczenie opiera na ogólnikowo przywołanych wynikach badań naukowców z Uniwersytetu Johna Hopkinsa, z których miałoby wynikać, iż ekologiczne owoce i warzywa zawierają więcej błonnika i mikroelementów oraz więcej polifenoli i… antocyjanów.

Zanim zadałem sobie odrobinę trudu, aby poszukać wyników tych badań i skonfrontować je z wiedzą, jaką wyniosłem z ukończonego w 2016 roku z wynikiem 99 procent programu Uniwersytetu McGill w Montrealu w zakresie fizyko-chemicznych właściwości żywności, moją uwagę przykuły przywołane w artykule „polifenole i antocyjany”. Choć od ukończenia przeze mnie zajęć McGill, o których w swoim czasie szeroko się rozpisywałem, minęło już kilka lat i być może rzeczywiście bieżący stan wiedzy został zaktualizowany, to jednak niemożliwe, aby zmieniła się klasyfikacja polifenoli i antocyjanów, wedle której antocyjany… są podgrupą polifenoli, zatem trudno mówić o „polifenolach i antocyjanach”, skoro jedne są częścią drugich. Tak właśnie, czyli mocno niefachowo, rzecz przestawiono w tekście, co kazało mi wietrzyć, że ktoś tu się chyba zna inaczej.

Arcimboldo - Vegetables
Arcimboldo – Vegetables

Zaiste, rzecz arcyciekawa, bo o ile śladów po badaniach prowadzonych przez uczonych z Uniwersytetu Johna Hopkinsa nie sposób się doszukać, o tyle z łatwością można natrafić na płynące z tej uczelni głosy wprost przeciwne. W artykule poświęconym żywności ekologicznej Amy de Lury ze wspomnianego uniwersytetu pisze: „Ekologiczne warzywa i owoce to chwyt marketingowy”. Podaje przykłady praktyk stosowanych w certyfikowanych gospodarstwach ekologicznych, które mogą zmrozić krew w żyłach. Zwraca uwagę na incydenty skażenia bakteriologicznego żywności pochodzącej z upraw organicznych. Wskazuje na silną toksyczność środków ochrony roślin stosowanych w rolnictwie ekologicznym. Zauważa też zwiększone koszty robocizny oraz zużycie zasobów (wody, prądu, gruntu) przy zmniejszonej wydajności bioupraw.

W sukurs przychodzi też opublikowany dosłownie kilka dni temu w The Harvard Gazette artykuł Roberta Paarlberga, autora książki „Resetting the Table: Straight Talk about the Food We Grow and Eat”, który w ostrych słowach rozprawia się z rosnącą w siłę branżą produktów organicznych, bezceremonialnie obnażając ich naukową bezpodstawność. Jak twierdzi Paarlberg, dowodów na wyższość produktów z certyfikowanych upraw ekologicznych nad tymi pochodzącymi z upraw konwencjonalnych brak. Cały ruch wokół tego typu żywności zasadza się na założeniu, że urzędowe nakazy eliminacji syntetycznych nawozów i środków ochrony roślin z procesu wytwarzania żywności ekologicznej przełożą się wprost na lepszą tej żywności jakość. Tymczasem przypisywane jej walory stanowią li tylko owoc marketingowej działalności sprzedawców, którzy wyczuli potencjał rynku i postanowili go zmonetyzować.

O ile nieporadne Tesco chyba trochę przesadziło, stawiając na kosztowną współpracę z żoną znanego piłkarza, która skończyła się masową wyprzedażą, o tyle sieć handlowa Carrefour radzi sobie z produktem ekologicznym znacznie lepiej. Nie tylko buduje w swoich sklepach udekorowane ekologiczną kawą, herbatą i oliwą zielone pomniki przyrody, zgrabnie przy tym pomijając mało chyba istotny dla miłośników produktów „bio” aspekt „food mile”, ale angażuje też telewizyjnego sojusznika, który za pomocą profesjonalnego przewodnika informuje i oprowadza widza, który ma być pewien, iż warto wybrać lepiej i zapłacić tylko trochę więcej – przynajmniej za musztardę.

fot. Amarpreet K
fot. Amarpreet K

Niezależnie od tego, jak słodko wybrzmiewa szczebiot propagatorów żywności ekologicznej, Paarlberg wykazuje, że standardy wytwarzania żywności organicznej mogą generować znacznie bardziej poważne konsekwencje ekologiczne dla przyrody niż uprawy konwencjonalne. Zwiększone areały niezbędne do mniej wydajnej produkcji czy dopuszczone do stosowania „naturalne” środki ochrony roślin to tylko jedna strona medalu. Zgroza, jeśli ujawnić, że w rolnictwie ekologicznym powszechnie stosuje się ściółkowanie plastikiem – i to takim, który nie podlega biodegradacji, bo ten biodegradowalny zawiera niedopuszczalne w tej branży surowce ropopochodne, a więc jest zabroniony.

O czym marzy hipster?
O czym marzy hipster?

Nonsens? Jest takich więcej! Paarlberg rzuca kilka absurdalnych przykładów produktów organicznych dostępnych w amerykańskim handlu, acz o ile jestem sobie w stanie wyobrazić sobie miłośników organicznego piwa, którego ekologicznie podściełana pianka leniwie spływa po gęstowiu nabrodowego uwłosienia pijącego, o tyle organiczne szminki, majtki czy… (sic!) papierosy, o których wyraźnie wspomnina Paarlberg, przyprawiają mnie o w pełni w mojej opinii uprawniony nieskrępowany chichot.

W swoim artykule Paarlberg zwraca też uwagę, że kojarzone z małymi i działającymi na niewielką skalę gospodarstwami produkty rolnictwa organicznego w istocie wytwarzane są przez wielkich graczy, którzy dobrze rozumieją potrzeby rynku i skutecznie na nie odpowiadają. Pani Zosia może sobie pielić swoje trzy grządki haczką i czekać na złoty deszcz, ale żadna sieć handlowa nie podpisze z nią umowy na odbiór wybujałych na tych trzech grządkach dziesięciu kilogramów brukwi. Taki wolumen to rzecz dla każdej sieci handlowej zupełnie nieopłacalna.

Bio jajka w niewielkiej przecenie
Bio jajka w niewielkiej przecenie

Krótko zatem mówiąc, sięgając w supermarkecie po dwa razy droższe od konwencjonalnych ekologiczne jaja z certyfikatem, wspieracie sieć gigantycznych kurników, które od sieci gigantycznych kurników bez certyfikatu różni dwa razy wyższa cena jaj oraz właśnie ten certyfikat. Technologia produkcji tych jaj (o wytwarzaniu przy tej skali trudno mówić) może być niemal identyczna.

Tak jest! Biotechnologia poczyniła w ostatnich dekadach znaczące postępy i produkcja konwencjonalnej żywności w niczym nie przypomina dziś rzeczywiście kontrowersyjnych przykładów z lat 60. i 70. ubiegłego wieku. To naonczas do głosu dochodzili przeciwnicy nadmiernego stosowania środków ochrony roślin, pestycydów i nawozów. Dziś ich wnukowie odcinają kupony od inicjowanych wtedy akcji.

A że powody tych akcji bywają dziś już zupełnie nieaktualne?

  1. Nigdy nie bylem zwolennikiem eko produktow,zaczalem zmiemiac zdanie kupujac produkty eko w normalmnych cenach. Eko produkty moga kosztowac max 50% drozej bo rolnik ekologiczny tyle mniej wiecej wiecej pracy wklada w ekoprace. Kazda nadwyzka to oszustwo i karmienie cwaniakow i pasozytow typu wielkie sieci handlowe

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―