Cały garnitur jurorski Masterchef Polska powinien podać się do dymisji albo spłonąć ze wstydu w trybie natychmiastowym!
Trudno pozostawić bez komentarza zadanie eliminacyjne, od którego zależało być albo nie być dwójki uczestników drugiego odcinka najnowszej polskiej edycji Masterchef, które polegało na szybkim sporządzeniu tak zwanego „spaghetti bolognese”. Trudno je pozostawić bez komentarza między innymi dlatego, że kilka chwil wcześniej srogie jury uchodzącego za prestiżowy programu namaszczającego mistrzów kuchni odrzucało kandydatów za brak podstawowej wiedzy. Tymczasem danie zwane „spaghetti bolognese” jest takich zasad ewidentnym złamaniem i to nie przez mających do powyższego pełne prawo żółtodziobów a przez uznawanych za wyrocznie profesjonalistów.
Dyspozycję sporządzenia spaghetti bolognese oraz innego dowolnego dania makaronowego wydała uczestnikom dogrywki Anna Starmach, narzucając przy tym trzydziestominutowy reżim czasowy na ukończenie obu. Dlaczego akurat spaghetti bolognese? – zapytała jurorka i, aby nie pozostawiać pytania retorycznym, objaśniła – bo tak chcemy! To tylko pogarsza sprawę, bo wskazuje, że cały garnitur jurorski programu świadomie narzucił jego uczestnikom przygotowanie jednego z najbardziej kontrowersyjnych dań w historii kuchni – dania, które, jak twierdzą zainteresowani rzeczą bolończycy, zostało całkowicie zmyślone, nigdy w bolońskiej kulturze kulinarnej nie istniało, a jako wyplujka globalizacji stanowi policzek w tradycję, na którą w glorii własnego sromu się powołuje.
Gli spaghetti alla bolognese NON ESISTONO!, – głośno mówią Bolończycy, którym wbrew ich woli uporczywie przypisuje się autorstwo bolońskiego spaghetti. Trudno się im dziwić, skoro danie z makaronu w mięsnym sosie, które rzeczywiście z Bolonii się wywodzi, prawidłowo nazywa się tagliatelle al ragù. Ze spaghetti ragù nie ma nic wspólnego, bo albo podaje się je ze wspomnianymi wstążkami tagliatelle albo z szerszymi od nich pappardelle lub niekiedy w formie lazanii. Wynika to ze specyfiki sosu mięsnego, który jest za ciężki na spaghetti. Wiem, co mówię i to nie dlatego, że naczytałem się źródeł, ale dlatego, że przeróżne inkarnacje ragù w Bolonii jadłem, na czele z bodaj najbardziej jego emblematyczną wersją w tradycyjnej bolońskiej trattorii Le Golosita di Nonna Aurora.
Skąd zatem wzięło się to upiorne „spaghetti bolognese”? Najprawdopodobniej wykiełkowało na amerykańskiej ziemi jako uproszczona kopia oryginału przywiezionego tam przez włoskich imigrantów. Zagadnienie szybko podchwycił przemysł spożywczy i, uprościwszy bolońskie ragù jeszcze bardziej, dodał tańsze od mięsa pomidory, zapakował całość w słoiki i opatrzył nazwą „sos boloński”. Lekką słoikową konkoncję da się podać ze spaghetti, jednak oryginalnego ragù już nie, bo to sos ciężki, nie pomidorowy a mięsny, którego śliskie spaghetti nie utrzyma. Dlatego właściwe bolońskie ragù podaje się ze wstążkami, z którymi stanowi sprawdzoną przez wieki symbiozę.
17 października 1982 r., członkowie Accademia Italiana della Cucina zdeponowali w bolońskiej Izbie Handlu oryginalny przepis na ragù. Wbrew wykonywanemu w Masterchefie zadaniu, nie przygotowuje się go z wieprzowiny, a z wołowiny i nie przez trzydzieści minut, a przez kilka godzin. Najbardziej ortodoksyjne wersje całkowicie wykluczają z niego pomidory, w innych dozwolone jest użycie niewielkiej ilości pomidorowego przecieru. Na tym tle wygłaszane przez Michela Morana i Annę Starmach oceny podanych im do degustacji dań, w których jurorzy wyraźnie podkreślają ich pomidorowość jako ewidentną zaletę, jawią się niedopuszczalnie kompromitującymi. W pewnym sensie obronną ręką z tej żenującej sceny wyszła Magda Gessler, która nie odniosła się do samych sosów, ogólnie kwitując smak oraz zauważając poprawność stopnia miękkości makaronu. Nikt z jurorów nie zwrócił też uwagi na niezgodne ze sztuką podanie makaronu z czapą sosu ułożonego na nim. Tak nie podaje się nawet spaghetti. Tymczasem jury uznało bolońskie makarony obu konkursowiczów za tak wielce godne tytułu masterchefa, że mimo eliminacyjnego charakteru zadania, do dalszego etapu awansowano całą dwójkę.
W następnym odcinku bohaterem talerza ma być schabowy. Rozumiem, że wersja z mortadeli smażona na margarynie z suróweczką, jak w załączonym linku Doradcy Smaku, przejdzie w cuglach, a brawom i owacjom na stojąco nie będzie końca.
Kurtyna!
Faktycznie zenada. Dziwne ze nie wspomniales Artur ze sam pisales o tym, ze czegos takiego jak Spagetti Bolognese po prostu nie ma. Przede wszystkim nie ma zadnego polaczenia sosu pomidorowego z miesem, jesli juz to jest wlasnie ten makaron z sosem miesnym.
Sam w Bolonii nie bylem, niespecjalnie mnie te rejony ciekawia, ale generalnie, tak jak z pizza, oryginal a wersja z USA to najczesciej 2 rozne rzeczy. Pizza we Wloszech jest zupelnie inna niz u nas, ta nasza bardziej przypomina wersje amerykanskie, gdzie mozna skomponowac i polaczyc wszystko ze wszystkim.
Szczerze mowiac to ja nawet nie wiedzialem ze ten Masterchef jeszcze puszczaja. Oj cienko to widze, skoro potrawy konkursowe sa wyjete z czyjejs fantazji zamiast z jakiejkolwiek ksiazki kucharskiej.
Hehe. Nie sikaj.