Niebezpieczeństwo w restauracjach – chroń się!

Ci, którzy jeszcze niedawno ze strachu przed niechybną niewydolnością oddechową myli kartofle detergentem a w bondage angażowali się co najwyżej na dystans a jeśli już to w napachwinowych maseczkach z lateksu, dziś z uśmiechem pożerają karkówkę na stypach i przepijają bruderszafty na weselach. Zaczęli też chadzać do dyskontów, na msze i do restauracji. Uważajcie na nich!

Sopot, wtorek, dzień po oficjalnym choć wciąż mocno restrykcyjnym otwarciu restauracyjnych sal, ale wciąż na tydzień przez zdecydowanym poluzowaniem ograniczeń – wówczas jeszcze nawet niezapowiadanym. Modna restauracja, na co dzień pełna gości, w sezonie praktycznie wyłącznie na rezerwacje. Działa ogródek, drzwi są otwarte, przed nimi potykacz. W ogródku dwóch gości, jeden leniwie popija kawę, drugi właśnie wychodzi. Uśmiechnięta obsługa sprawnie zbiera naczynia.

Wszystko byłoby w absolutnym porządku, gdyby nie kilka szczegółów, które zwróciły moją uwagę. Zatrzymałem się na chwilę. Uśmiechnięta obsługa, którą doceniam na co dzień, tym razem wywołała mój niepokój. Skoro widzę uśmiechy, to nie widzę maseczek – wówczas jeszcze obowiązujących, także mnie. Rzeczywiście, obsługa nie miała maseczek. Nie dostrzegłem jednorazowych rękawiczek. Dalsza obserwacja tylko pogłębiła mój niepokój. Nie zdezynfekowano stolika ani miejsca po gościu, który właśnie wyszedł. Pod tym adresem norma to najwidoczniej, bo na żadnym z licznych przecież stolików nie zauważyłem oczekiwanej przeze mnie tabliczki z napisem „stolik zdezynfekowany”. Ba, przy wejściu nie było nawet płynu dezynfekującego! Tu, w Sopocie, w tej modnej restauracji, w zeszłym tygodniu we wtorek było już po pandemii!

Kilka dni później, w sobotę, po pandemii było już w całej Polsce. Skoro zniesiono ograniczenia liczby osób w restauracjach, przywrócono możliwość organizacji imprez do 150 osób, wiernym pozwolono zapełniać świątynie a fanom stadiony, to koronawirus otrzymał aspekt czasu przeszłego, a więc sczezł, zniknął i nie ma go!

Do takich wniosków mógłby tez składać masowy eksodus Polaków na bałtyckie plaże. Człowiek na człowieku, odstęp między nimi może na pięć cali, sporo przyjezdnych – z Warszawy, Krakowa, ze Śląska. W wakacje będzie jeszcze tłoczniej, bo wakacje nad polskim morzem sprzedają się teraz na pniu. To jednak wciąż nie koniec pandemii, o czym trzeźwo przypomina wybitny wirusolog prof. Włodzimierz Gut. W opinii profesora za bezpieczny współczynnik zakażeń można uznać wielkość 0,5 i dopiero wówczas można mówić o wygaszaniu epidemii. Tymczasem póki co w Polsce ten współczynnik przekracza 1.0, a to oznacza, że epidemia wciąż ma u nas charakter rosnący.

Lekceważenie, z jakim spora część Polaków w ostatnich dniach zaczęła podchodzić do pandemii jest szokujące. Liczba zakażeń w Polsce wcale nie spada, stawiając nasz kraj tuż obok Włoch, gdzie nowych przypadków jest dziś mniej więcej tyle, co u nas. Po trzech miesiącach zakazów, obostrzeń i domowego aresztu, kiedy w końcu ogłoszono kres wyrzeczeń i rezolutnie otwarto wszystko i wszędzie, radość tłuszczy jawi się masową. Podobnie jest zresztą też i w innych krajach, także tych, w których trup ścielił się gęsto. Tłuszcza wysączyła się na ulice, najpierw badawczo wyzierając z zaułków, a potem śmielej wypinając popandemicznie powiększone brzuchy w triumfalnym spacerze. Skoro w rynsztokach nie leżą ścięci chorobą denaci, to pewnie można już uznać, że zagrożenie minęło. Nadszedł więc czas, aby w końcu dojeść się kebabem, dopić się w barze a potem dotoczyć się może na jakiś mecz.

Na takie dictum reaguje środowisko ekspertów medycznych, w szczególności dr Paweł Grzesiowski oraz dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, którzy w ostrych słowach komentują nagłe poluzowanie ograniczeń i rozmrożenie branży weselnej. Dr Grzesiowski jest zdania, że organizowanie imprez na 150 osób to działanie zdecydowanie przedwczesne i wysoce lekkomyślne, chyba że weselnicy daliby się pozamykać w indywidualnych balonach. Dr Dzieciątkowski dodaje, że na polskich weselach alkohol leje się strumieniami a podpite towarzystwo będzie bawić się w bardzo bliskiej odległości, bez maseczek i będzie dawać sobie „bardzo wilgotne buzi”, a to może powodować nowe ogniska zakażeń.

Mimo powszechnej radości z poluzowania okołopandemicznych obostrzeń, Rządowe Centrum Zdrowia wciąż zaleca pozostawanie w domu. To dowód na to, że zagrożenie wciąż istnieje. Jak radzi prof. Włodzimierz Gut, gdziekolwiek się znajdujemy, musimy starać się nie doprowadzać do sytuacji, w której może dojść do zakażenia. Zainfekowani powinni zostać w domach, a zdrowi powinni przestrzegać zasad higieny i dystansu. Żadna reguła nie zastąpi jednak rozumu. Ten warto zaprząc do pracy także przed podjęciem decyzji o wejściu do kawiarni czy restauracji. Oto kilka rad, jak bezpiecznie spędzać tam czas.

Jeśli przed wejściem stoi kolejka, nie daj się skusić! To najczęściej zabieg marketingowy, swojego rodzaju lep na rozdziawione japy, które zawsze muszą sprawdzić, za czym kolejka stoi – a może dają coś za darmo? W dzisiejszej dobie lepiej wybierać miejsca mniej obłożone a bardziej przestronne. Do tego najlepiej zasiąść w ogródku ale tylko wtedy, jeśli między rozstawionymi tam stolikami zachowano przewidziane przez ekspertów odległości dwóch metrów. Jeśli nie zachowano, wybierz inny ogródek.

Jeśli w lokalu bawią się głośne ferajny, daj im się bawić do woli ale we własnym towarzystwie – nawet jeśli to wzięty i modny adres. Jeśli obsługa tego lokalu nie ma nic przeciw i akceptuje u siebie grupy niejasnej proweniencji – sprawa obsługi. Może liczy, że czternastodniowa kwarantanna, jaka grozi jej w razie ujawnienia w lokalu ogniska zakażenia, nie dotyczy lokali modnych i wziętych. Omijaj takie miejsca, a kwarantanna nie będzie dotyczyła ciebie.

Jeśli przy wejściu brak płynu do dezynfekcji a na stolikach brak informacji, które z nich zostały zdezynfekowane, znajdź inny lokal, w którym stosowny płyn i informacje od razu rzucają się w oczy. To jeden z przejawów dbałości o gości. Jeśli na sali śmieją ci się w twarz, w nosie mając twoje bezpieczeństwo, tylko pomyśl, co dzieje się w kuchni, gdzie śmiać się można bardziej incognito! Nie wchodź! W okolicy na pewno znajdziesz sporo lepszych miejsc!

Jeśli dostaniesz zaproszenie na ślub albo na pogrzeb, weź kwiaty i pójdź – ale na ceremonię. Zachowaj bezpieczny odstęp, złóż życzenia, wcześniej uprzedziwszy organizatorów, że nie będzie cię przy stole. Zostaw więcej miejsca między tymi, którzy przy tym stole zasiądą.

A jeśli wciąż masz wątpliwości, czy to już właściwy moment, aby jadać na mieście, poczekaj tydzień lub dwa i obserwuj rozwój zdarzeń. W międzyczasie pamiętaj o swoich ulubionych kawiarniach i restauracjach. Większość w dalszym w ciągu realizuje zamówienia na wynos. Zamów sobie coś pysznego i urządź sobie bezpieczny piknik z dala od tłumu – w lesie, nad jeziorem, na działce albo w domu.

Dbaj o siebie!

A przy okazji – jeśli twój lokal realizuje zamówienia na wynos, poinformuj o tym całą Polskę! Właśnie uruchomiliśmy największy w kraju ogólnopolski serwis dla lokali realizujących zamówienia na wynos i z dowozem spakowane.pl, dzięki któremu skutecznie i łatwo dotrzesz do nowych gości, którzy są zainteresowani zamówieniami na wynos i z dowozem. Dodaj się już dziś bezpłatnie i korzystaj z nowych możliwości!

spakowane.pl
spakowane.pl

Jeśli prowadzisz kawiarnię, restaurację albo hotel i chciałbyś upewnić się, że dobrze dobrze wdrażasz zasady nowego otwarcia, zapraszam do zapoznania się z moją ofertą coachingu, konsultacji i audytu: krytykkulinarny.pl/coaching/

  1. Zgadzam sie w pelnej rozciaglosci. W sklepach praktycznie nie ma co liczyc na jednorazowe rekawiczki, choc plyn jeszcze da sie dostac. Natomiast zachowania ludzi coraz czesciej pokazuja, tak jakby nigdy nic sie nie stalo.
    Jesli chodzi o gastronomie, to ja poki co zadnej nie odwiedzilem, nie bylem nawet w barze, choc wiem od znajomnych co byli „na miescie” mowili, ze jest juz prawie normalnie.
    Wakacyjnych wojazdy w tym roku nie planuje, trzeba poczekac do jesieni, jesli nie bedzie drugiej fali zachoworan, bo bedzie mozna pojechac na zimowe wojaze za granice, moze nawet jakas dalsza. Ja bym jednak polecal to co i Artur, czyli przede wszystkim rozsadek.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―