Nie będziesz zaliczał nowych światów przede mną!

Świat miał nie być taki sam i nie jest a pierwsze wrażenie zmiany jego postrzegania trafiło mi się zaraz na początku pandemii i to nie na fali doniesień o zarazie a dzięki filmikowi Marka Wiensa z Iranu.

Początek marca to był czas szczególny. Po trzech miesiącach z okładem większość tych, których w osobisty sposób nie dotknęły macki zarazy, zapewne zdążyła już wyprzeć z pamięci niepokój, strach i przerażenie, jakie rozpełzająca się na wszystkie strony świata pandemia wówczas generowała. Kolejne dotknięte kraje, kolejne tysiące zarażonych, kolejne systemy ochrony zdrowia, które traciły wydolność i kolejne masowe mogiły, którymi chętnie epatowały widzów media. Do tego ogólnonarodowa kwarantanna, której urozmaiceniem były nocne eskapady do supermarketu, bo wtedy, gdzieś koło trzeciej nad ranem, wygenerowane limitowaniem liczby klientów wedle liczby sklepowych kas, kolejki były najmniejsze. Zamknięte granice, uziemione samoloty, odwołane zagraniczne połączenia kolejowe i autokarowe. Stanął cały świat. Zmroziło nawet internet.

I nagle pojawił się świeży filmik Marka Wiensa z Iranu. Poszukiwacz kąsków jędrnych a soczystych dodał swoją relację w momencie, gdy Iran stawał się kolejnym epicentrum pandemii. Dobrze pamiętam ten dzień, bo sam się sobą zdziwiłem – dotąd żywo zainteresowany podróżami Wiensa, nagle poczułem żywą niechęć do nowego odcinka. Kolorowy streetfood? Chrupiące z zewnątrz a soczyste w środku? Przecież tego świata już nie ma! To nekrolog! Relacja zza Styksu!

Takie miałem wówczas wrażenie i choć dziś także i ja przynajmniej do polskiej inkarnacji pandemii – i to na ten moment – nabyłem nieco dystansu, to po kilku miesiącach pandemicznej rzeczywistości wciąż nie mogę powiedzieć, że świat obudził się z hibernacji. Zdaje się, że dał nam wszystkim solidną lekcję a teraz zamierza zrobić z niej kartkówkę. Jeszcze zobaczymy, jakie zada nam pytania, choć podejrzewam, że z przedmiotu „kuchnia i podróże” padnie wątek egalitaryzmu, usługi niskokosztowej oraz obsługi all inclusive.

Ta ostatnia jeszcze dekadę czy dwie temu jawiła się ociekającymi ekstraktami ludzkiego pożądania wrotami do luksusu. Kiedy Niemcy coraz chętniej wybierali z coraz liczniejszych i dostępniejszych dla nich ofert, Polacy zadowalali się snuciem marzeń o riwierach, oglądając zagraniczne katalogi i całodobowy kanał reklamujący krótkie pobyty w raju. Ten raj to było wówczas Costa del Sol, Wyspy Kanaryjskie, Turcja i Egipt – destynacje dziś już nam znacznie bliższe i to nie tyle dzięki powstaniu Polski z kolan, rozbudowie tamtejszej infrastruktury czy namnożeniu wehikułów charterowych, a głównie przez zmianę optyki zamożnego Zachodu, który ofertą all inclusive chce się teraz raczyć na Dominikanie, pod Popocatépetlem a najlepiej na Marsie.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a że jedzenie nawet w pięciogwiazdkowej oazie w Antalyi spauperyzowało się ostatnio do tego stopnia, że uznano za konieczność powołanie hoteli sześcio- czy siedmiogwiazdkowych – głównie po to, aby ze zjanuszowanego rynku ściągnąć dodatkowe euro – to może właśnie dzięki pandemicznemu wstrząsowi czas zdać sobie sprawę, że dobre musi kosztować, a bardzo dobre musi kosztować bardzo. Jak chce stare polskie powiedzenie, za darmo można dostać najwyżej w ryj, acz na polskim łez padole jest od tej reguły wyjątek, bo właściciele wielu scebulałych kwater prywatnych nawet za do biorą pieniądze.

Obowiązujący dziś na całym świecie model turystyki zakłada jak największą liczbę turystów przepracowanych jak najniższym kosztem. Skutek nie mógł być inny niż przepełnienie ludzkim mrowiem wszelkiej przestrzeni, do której dociera tania linia lotnicza albo niskokosztowy autokar.

Nonsens tego typu wypraw polegał na generowaniu niezliczonych wycieczek na przypadkowe pobyty, z których poza trudno policzalnym selfie w świecie wirutalnym i znacznie łatwiej policzalnym tonom śmieci w świecie realnym, niewiele wynikało. Pandemia położyła temu kres, jednocześnie ucierając też nosa coraz bardziej zarozumiałym mieszkańcom obleganych przez turystów miast, którzy coraz częściej pokazywali turystom wielki transparent z napisem „Won!”.

Wracając na nasze podwórko, nowe otwarcie sanatoriów dla seniorów i obozów dla młodzieży daje nadzieję na polepszenie jakości tych usług także i tam. Choć może niejeden uzna to za nie do wiary, ale dopiero wedle obowiązujących teraz przepisów, w pokoju sanatoryjnym mogą rezydować maksymalnie dwie osoby. Dotąd dwa razy więcej to stalowa norma – dodać warto, że często taka czwórka schorowanych koszarowana była na przestrzeni dziesięciu metrów kwadratowych z łazienką dzieloną przez dwa sąsiadujące pokoje (studio) albo na korytarzu (standard). Luźniejsze będą też młodzieżowe namioty, dotąd… dziesięcioosobowe! Teraz osób będzie w nich maksymalnie cztery.

I może właśnie to dobrze? Może czas na turystyczne otrzeźwienie? Niech po dekadach totalnej wariacji wreszcie nadejdzie czas opamiętania. Koronawirus słusznie i wreszcie zakpił z pisanej blogerskim jazgotem papki medialnej, z której wyzierają podróżujące samolotami nastoletnie mamy z niemowlętami w becikach, chichoczące panienki udające obrzydzenie zjadaną żywą ośmiornicą albo podstarzali młodzieńcy konkurujący jeden z drugim, kto jako pierwszy zaliczy kawałek nowych światów.

A zupełnie nie o to chodzi.

A przy okazji – jeśli twój lokal realizuje zamówienia na wynos, poinformuj o tym całą Polskę! Właśnie uruchomiliśmy największy w kraju ogólnopolski serwis dla lokali realizujących zamówienia na wynos i z dowozem spakowane.pl, dzięki któremu skutecznie i łatwo dotrzesz do nowych gości, którzy są zainteresowani zamówieniami na wynos i z dowozem. Dodaj się już dziś bezpłatnie i korzystaj z nowych możliwości!

spakowane.pl
spakowane.pl

Jeśli prowadzisz kawiarnię, restaurację albo hotel i chciałbyś upewnić się, że dobrze dobrze wdrażasz zasady nowego otwarcia, zapraszam do zapoznania się z moją ofertą coachingu, konsultacji i audytu: krytykkulinarny.pl/coaching/

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―