Przeżyć Święta we Wiedniu…

Ja miałem tę okazję, gdy jakiś czas temu mieszkałem we Wiedniu. Teraz wracam doń na adwentowe jarmarki z nostalgią. A ten w Operze jest otwarty w sylwestra, więc może noworoczny toast z Franzem Josefem?

Było to wiele lat temu, na tyle dawno, że postawienie stopy w zimowo rozświetlonym, świątecznie rozkolędowanym i bożonarodzeniowo rozpachnionym nieodległym wszak miastem, było dla Polaka z zabetonowanej północy przeżyciem niemal mistycznym. Choć i na tyle niedawno, że Polak z północy mógł się do Austrii wybrać zasadniczo bez większych problemów, bo choć wizę mi na granicznej stacji kolejowej sprawdzano, to jednak po żelaznej kurtynie pozostała już szczęśliwie wielka kupa złomu.

Jakże ten nasz post-socjalistyczny okołonoworoczny minimalizm różnił się od cesarsko-królewskiego przedświątecznego rozmachu! Dziś także w polskich miastach są świetliste girlandy i bożonarodzeniowe jarmarki, ale atmosfery świątecznego Wiednia mimo tego żadnemu się nie udało do tej pory przebić.

Adwentowe jarmarki, zimowe ryneczki i bożonarodzeniowe wioski są wiedeńską atrakcją samą w sobie od lat, a więc ściągają masy turystów. Wówczas, przed laty, z zaciekawieniem przyglądałem się gasnącej gdzieś z początkiem października jesiennej fali turystycznej, zgarniającej z Katedry św. Szczepana resztki azjatyckiej gawiedzi. Po niej następował interwał błogiego spokoju, miasto regenerowało siły, tort Sachera można było zjeść w dowolnej kawiarni bez oczekiwania na stolik, nawet u samego Sachera czy równie popularnego Demela. Z końcem listopada oblicze wiedeńskiego centrum ponownie nabierało rumieńców a puls staromiejskiej tkanki znacznie przyspieszał. Do Wiednia zjeżdżała nowa fala gości, tym razem adwentowych, bożonarodzeniowych i sylwestrowych. Ci z nieskrywaną radością udawali się prosto na jarmarki – na wiedeński poncz, pieczone kasztany i gorące pączki.

Jest ich we Wiedniu kilkanaście. Siłą rzeczy większość rozstawia się w ścisłym centrum, niekiedy tak blisko od siebie, że trudno odróżnić, czy to jeszcze Altwiener Christkindlmarkt na Freyung czy już może Jarmark Adwentowy Am Hof. Kubek do ponczu jest znormalizowany i płaci się za niego kaucję, dzięki czemu można przechadzać się z nim od kramu do kramu, każąc go sobie napełniać tak długo, jak długo kończyny będą w stanie ponieść degustatora.

W przerwach trzeba coś przekąsić. Austriacy lubią eintopfy, dania wypisz-wymaluj na jesienne słoty i zimowe mrozy, więc znad parujących patelni należy się spodziewać aromatów dobrze tłustej kiszonej kapusty, kminku, i słodkiej papryki. Jeśli kanapki to ogromne z żytniego chleba na zakwasie obficie obłożonego wielkimi plastrami gotowanej szynki. Jeśli coś słodkiego to naleśniki, gofry albo precle. Do tego orzechy i suszone owoce, rzemieślnicza czekolada i swojski marcepan w niemal artystycznych formach.

Choć kameralny jarmark organizowany wokół Katedry św. Szczepana, jako jedna z oczywistych destynacji turystycznych szczególnie się na tle innych nie wyróżnia, to ma jedną wyjątkową cechę, która stanowi dobry powód do jego odwiedzenia. Oto część dochodu z jego działalności trafia na renowację katedry. Rzecz zaskakująca, bo rozstawione wokół katedry stoiska z ponczem, destylatami i piwem w Polsce byłyby wszak niedopuszczalne. A tutaj? Prosit! Nikt nie liczy metrów do świątyni, nikt nie zżyma się na alkoholizowane opary.

Warto pamiętać, że większość wiedeńskich jarmarków zamyka się dzień przed Wigilią, ale niektóre pozostają otwarte do końca Świąt Bożego Narodzenia. Pojedyncze działają do Święta Trzech Króli. Jednym z nich jest Jarmark Adwentowy w Operze, miejsce wyjątkowe już przez sam swój anturaż. Będzie czynny do północy 31 grudnia, więc ci z, którzy planują powitać Nowy Rok na ulicach Wiednia mogą przed noworocznym odliczaniem zaplanować krótki pobyt we wiedeńskiej Operze, przekąsić coś dobrego i wypić moje zdrowie. Zaś tym, którzy w tym roku do Wiednia się nie wybierają, polecam moją relację radiową z dwóch jarmarków: przy Katedrze oraz przy Ratuszu.


Relacja radiowa z jarmarku we Wiedniu przy Katedrze:

Relacja radiowa z jarmarku we Wiedniu przy Ratuszu:

Frohe Weihnachten!

  1. Byłem w Wiedniu, w 2001 roku, jeszcze przed wejściem Polski do kołchozu unijnego. Owszem, Wiedeń wtedy wyglądał pięknie, w porównaniu do dziadowskiej wówczas i dziś, sąsiedniej Bratysławy (odwiedziłem Bratysławę w październiku i wyglądała niewiele lepiej niż 15 lat temu), ale to już historia. Dzisiejsza Austria to dziadowski, staczający się w niebyt multikulturalizmu i zalewany tysiącami imigrantów, padół. Nie uratuje Austrii, narodowo-konserwatywny rząd, a na pewno nie uratuje ten rząd Wiednia.
    Obecnie w Austrii, podobnie jak w sąsiednich Niemczech, ładnie i interesująco wygląda prowincja, szczególnie mniejsze miasteczka i wsie. Duże miasta, takie jak Wiedeń, Berlin, Monachium i inne, to zapyziałe, multikulturowo-multietniczne, przeżarte komercją i liberalizmem, wyspy globalizmu.
    A te „jarmarki” to nic wiecej jak zwyczajna komercja. Po co kupować te wszystkie produkty przed pseudo-świętami, których i tak, nikt tam już prawie nie obchodzi, skoro można je sobie zamówić przez internet. Oczywiście nie wszystko, ale z racji zajmowania się tematem od dawna, myślę, że można zaopatrzyć się w 3/4 sprzedawanych na jarmarkach produktów i to za 2-3 razy niższą cenę. Także dawno, po sezonie.

    • Ale to to jest jak wyjście do restauracji ze znajomymi ? Po co ? Możesz zjeść w domu! Wiec nie chodzi o „atrakcyjniejsza cena” a o klimat, którzy tworzą ludzie. Dla mnie wyglada to pięknie. Mieszkałam w Wiedniu i to co piszesz jest śmieszne ! Wiedeń jest piękny i żyje się tam naprawdę dobrze i bezpiecznie.

  2. Ojej, też prawie 30 lat temu spędziłam święta we Wiedniu i to było jak teleportacja do innego świata…. i te ceny…wszystko było przeżyciem ekstremalnym. Dziękuję za przypomnienie tych nostalgicznych chwil.

    • Tyle, że to była inna epoka. Moja mama podobnie wspomina wizytę w Szwecji, w latach 80-ych. Dzisiaj mówi wprost, że by się bała tam pojechać, z wiadomnych względów. Szwecja, Austria, szczególnie duże miasta to miejsca po prostu niebezpieczne, nie tylko dla samotnych kobiet.

      • Mieszkałam w Wiedniu i Wiedeń jest bezpieczny ! Wracałam
        Nie raz sama do domu i nigdy nie miałam sytuacji niebezpiecznej. Za to w Polsce miałam !!! Wiec pisząc takie rzeczy bez znajomosci podstaw kultury czy doświadczenia osobistego jest zwykłym stereotypem

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―