Smartfon to znak naszych czasów. Zdaje sobie z tego sprawę nawet Stolica Apostolska. Papież Franciszek twittuje i publikuje swoje „słodkie fotki”, skutecznie komunikując się ze światem. Ale znani szefowie kuchni wiedzą lepiej i zakazują fotografowania w swoich restauracjach. Chcą być bardziej święci od papieża?
Wszystko zaczęło się grubo ponad rok temu, gdy w New York Times pojawił się artykuł o sfrustrowanych szefach kuchni znanych restauracji, którzy zdecydowali się ograniczyć lub wręcz zabronić fotografowania w swoich lokalach. Recz dotyczyła najsłynniejszych adresów w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Australii – uznanych restauracji oznaczonych gwiazdkami Michelin, zatem waga zagadnienia wcale to nie byle jaka.
Goście z aparatami przeszkadzają właścicielom drogich restauracji, bo burzą atmosferę, niszczą nastrój i utrudniają gastro-kontemplację i to nie tylko sobie, ale również innym. Niektórzy fotografują dyskretnie, co mistrzowie kuchni przyznają, ale są też tacy, którzy błyskają fleszami, rozstawiają przenośne statywy, wchodzą na krzesła, nakazują współbiesiadnikom wstrzymanie konsumpcji, a nawet żądają zmiany oświetlenia w całej restauracji. Tymczasem zupa stygnie i to zarówno fotografom, jak i współbiesiadnikom, którzy do tego nie są w stanie odpowiednio się skoncentrować przed czekającym ich ceremoniałem..
W nowojorskim Momofuku Ko, restauracji modnej i drogiej, oznaczonej gwiazdką Michelin, choć z założenia niedbale nieformalnej, nie mają litości dla żadnego przejawu fotografowania. New York Times przytacza przykład młodej matki, zresztą żony kucharza i współwłaścicielki sieci restauracji, która postanowiła spędzić tam rodzinny wieczór i uwiecznić talerzyk ze słynną wątróbką Davida Changa na iPhonie. Nie udało się jej, bo spostrzegawczy kucharz z otwartej kuchni głośno poinformował ją o zakazie. No photos, please! Momofuku Ko to mała restauracja, wszyscy goście usłyszeli skierowany do kobiety zakaz, więc trudno się dziwić, że ta poczuła się niekomfortowo.
Operatorzy innych branż byliby zachwyceni, gdyby klienci ich marek chwalili się przed znajomymi zdjęciami zakupionych produktów, publikując na portalach społecznościowych wizerunki bielizny z akrylu czy spodni z krempliny lub rozpisując się o nich w recenzjach a wręcz poświęcając takim recenzjom całe blogi. Skąd zatem u restauratorów taka niechęć do tych, którzy wyświadczają im przysługę darmowej reklamy?
Właściciele jednej z nowojorskich restauracji postanowili wynająć specjalistyczną agencję, która miała sprawdzić, dlaczego opinie na jej temat w ciągu ostatnich 10 lat dramatycznie się pogorszyły, mimo że w restauracji ściśle przestrzega się procedur, które przez ten czas w ogóle się nie zmieniły. Złe opinie niezadowolonych gości dotyczyły głównie opóźnień w obsłudze i zimnego jedzenia. Szukając przyczyn tego zjawiska, pracownicy agencji sięgnęli do zapisów z monitoringu sali restauracyjnej sprzed lat i porównali je z aktualnymi zapisami. Wyniki badań okazały się zaskakujące.
W zachowaniu obsługi na przestrzeni tych 10 lat nic się nie zmieniło. Kelnerzy zachowywali się i pracowali tak samo, jak dawniej. Kuchnia wydawała posiłki z podobną regularnością. Nowością okazały się smartfony, które towarzyszyły gościom i angażowały ich uwagę. Zamiast studiować kartę, sprawdzali zasięg. Zatrzymywali kelnerów, którzy zamiast przyjmować zamówienia, pomagali definiować połączenia wifi. Goście zwlekali z jedzeniem, koncentrując się na robieniu zdjęć talerzom i sobie nawzajem, prosili też kelnerów o pomoc przy zdjęciach grupowych. Niektórzy wychodzili na chwilę z restauracji, aby odebrać połączenie. Winny został więc namierzony. Ale co dalej?
Nieżyciowe zakazy to jedno z rozwiązań, ale tkwienie w realiach czasów minionych z pewnością nie otwiera drzwi do przyszłości. Zmieniający się styl życia gości restauracji powinien w naturalny sposób wymóc na restauratorach wprowadzenie odpowiednich zmian w ich restauracjach, tak żeby goście czuli się w nich swobodnie, a czas mijał im przyjemnie niezależnie od tego, czy mają ochotę pstryknąć zdjęcie, czy po prostu zjeść kolację. Mocno przesadzona, a wręcz grubiańska, jawi się opinia uwiecznionego na załączonym filmie studenta zarządzania gastronomią, który zaleca gościom z aparatami, aby uwieczniali dokonania własne a nie kupione za 30 dolarów i podane im przez fachowców.
Grono kontestatorów resto-fotografii rośnie. Zainspirowani śmiałymi pomysłami kolegów zza oceanu, także i francuscy szefowie kuchni postanowili podjąć walkę ze smartfonami Mocnym akcentem w dyskusji odznaczył się Alexandre Gauthier, szef kuchni restauracji Grenouillere niedaleko Calais. Oświadczył w mediach, że uważa, iż w życiu na wszystko jest czas i miejsce, a rolą mistrzów kuchni jest stworzenie gościom wyjątkowego miejsca w czasie, aby mogli oni doznać transsensualnej ekscytacji. W tej przestrzeni nie może więc być miejsca dla żadnych smartfonów. I już. W podobnym tonie wypowiedział się też szef kuchni innej eleganckiej restauracji L’Auberge du Vieux Puits koło Perpignan, Gilles Goujon. Oznajmił, że masowe upublicznianie jego tajnych dzieł kulinarnych obraca wniwecz element zaskoczenia. Żywo ubolewał, że owiany aurą frenetycznego uniesienia wizerunek jajka z truflą (oeuf de poule pourri de truffles) został nikczemnie pozbawiony ulotnej charakterystyki poprzez masowe publikacje w mediach społecznościowych.
Można by uznać, że te separatystyczne tendencje gdzieś zza wielkiej wody nie mają dla nas żadnego znaczenia. Moje danie, zapłaciłem za nie i co mi ktoś zrobi? No właśnie. Oto zupełnie niedawno pojawiła się w polskiej prasie interpretacja prawna, z której dowiadujemy się, czy rzeczywiście mamy prawo robić zdjęcia potrawom w restauracjach.
Prawnicy nie pozostawiają czytelnikom żadnych złudzeń, uchylając jednocześnie drzwi do gabinetów tym, którzy z różnych powodów zechcieliby z takich interpretacji skorzystać. Jak się okazuje, zakazy fotografowania w restauracjach są zgodne z polskim prawem a restaurator ma prawo ustalać zasady obowiązujące w jego lokalu. Prawnicy wskazują też na potencjalne zagrożenie działalnością nieuczciwej konkurencji, która mogłaby na przykład chcieć skopiować kulinarne dzieło mistrza. Argumentują także, że kompozycję na talerzu można interpretować w kategorii utworu, a utwór jest objęty ochroną wynikającą z prawa autorskiego.
Nie ma żartów, bo skoro prawo stoi po stronie restauratora, to może on z niego skorzystać, jeśli na przykład znajdzie nieprzychylną sobie recenzję. To ważne z punktu widzenia blogerów, bo o ile za tradycyjnymi recenzentami stoi ochrona prawna tytułu prasowego, dla którego pracują, o tyle blogerzy są skazani tylko na własne siły. Nieuczciwy restaurator może zechcieć to wykorzystać.
Moja rada? Prawnicy z cytowanej kancelarii mówią wprost – restaurator, któremu nie podoba się, że gość robi zdjęcia w jego lokalu, ma prawo zwrócić się do niego z jasnym komunikatem „Proszę wyjść!” Ja doradzam, aby nie ułatwiać mu zadania. Jeśli zobaczycie znak „zakaz fotografowania” na drzwiach albo w karcie – bo są cwaniacy, którzy informują o tym dopiero w menu – nie wchodźcie do takich miejsc. Pozwólcie kreatorom ambientu generować niezakłócone smatfonem doświadczenie gastronomiczne. Niech tkwią w mistyce performansu, bezpieczni od wszelkiego fotozamętu.
Ale nie płaćcie im za to. W waszym własnym interesie.
Moim zdaniem to debilizm i te zakazy i to fotografowanie. W ogóle telefony+smartfony robią ludziom wodę z mózgu i kreują dziwaczne zachowania. Tak jak w sklepie, tak i w środkach transportu publicznego, tak i w restauracjach powinno się w ogóle zakazać używania tych debilnych telefonów. Nic tak nie wkurza jak drący gębę czy drąca gębę, tuż nad uchem, gadająca o jakichś tam pierdołach. Robienie zdjęć daniom jest śmieszne, moim zdaniem, można to sobie zrobić w domu, na pamiątkę. Ja czasami robi zdjęcia trunkom, który wypijam na świeżym powietrzu, ale tylko jak spożywam coś arcyciekawego i chce komuś to pokazać.
W restauracji czy gastronomii powinno się jeść, w sraczu-srać, w transporcie publicznym czy własnym samochodzie obserować drogę i otoczenie, w sklepie oglądać się na około, czy aby ktoś nie sięga po twój portfel czy nie skanuje smartfonem twojej karty zbliżeniowej.
Najlepszą opcją byłoby stosowanie zagłuszaczy dla elektroniki w gastronomii, tak aby nikt nie mógł używać tego elektronicznego gówna. 20-25 lat temu, od tego pagery, ktoś dostawał wiadomość, wychodził do recepcji żeby zadzwonić. A teraz? Elekro-dzicz
Przepraszam za pomyłkę w ostatniej częsci chodziło mi, że 20-25 lat temu, rządziły pagery, które od tego były, aby ktoś dostawał wiadomość z numerem telefonu, a dzwonić trzeba było ze stacjonarnego. Teraz przyszła pora na robienie filmów przy jedzeniu i przy sraniu, potem puszczaniu to w publikę. Takie czasy, nie rozwój, ale cofanie się w rozwoju.
Według mnie niektóre restauracje wiele tracą na tym, że nie można robić fotek. Mnie fotografie pięknie przedstawionych dań zachęcają do przyjścia do danego lokalu