Smuklej do lata – wprowadzenie

Tych, którzy w 2014 roku chcą się skupić na poprawie sylwetki, zapraszam na wysmuklającą podróż kulinarną. Przez 10 kolejnych zimowych tygodni będziemy razem zasiadać do stołu i jeść zdrowo, smacznie oraz do syta, aby już na wiosnę cieszyć się lepszym samopoczuciem i zdrowszym wyglądem.

smuklej-do-lata-tytulowa-00-500

Odżegnuję się od katorżniczych diet i nonsensownego liczenia kalorii. Ci, którzy mają nadzieję, że tu znajdą ukojenie w cierpieniu zadawanym sobie dobrowolnie i doustnie, rozczarują się. Niech zapiszą się do profesjonalnego dietetyka, na siłownię albo do innego miejsca tortur. Tu ma być, smacznie, zdrowo, spokojnie-nieagresywanie, a przede wszystkim do syta. Tak, tak – do syta, bo odmawianie sobie jedzenia, czyli głodowanie, przyprawia o nerwowość i wpędza w obsesję. To zaś prowadzi do rozstroju organizmu i ostatecznie prezentu zwanego efektem jo-jo.

Michel MontignacPrzed takim podejściem do zdrowia przestrzega Michel Montignac, twórca metody żywienia zwanej od jego nazwiska Metodą Montignac i to na niej mam zamiar się opierać. To filozofia zdrowa, smaczna, a przede wszystkim dająca gwarancję sytości, a więc przynosząca spokój psychiczny. Od razu trzeba zaznaczyć, że nasze wspólne biesiady to nie recepta na chudnięcie na życzenie. Poprzez silny powrót do tradycyjnego systemu żywienia ta filozofia pozwala na powrót do wagi optymalnej, czyli zgodnej z prawidłowym BMI. Jeśli zatem cieszysz się dobrą wagą, a mimo tego chcesz zrzucić te pięć kilo, aby wcisnąć się w bikini o dwa numery mniejsze, które kupiłaś sobie wczoraj na wyprzedaży, nic tu po tobie. Także i ty udaj się do dietetyka i zapisz się na aerobik, choć w zasadzie wystarczy kupić sobie bikini w odpowiednim rozmiarze, bo masz zdrową sylwetkę.

BIkini
fot. brainware3000

Na temat filozofii żywienia propagowanej przez Montignaca przeczytacie w Wikipedii albo na jednej z poświęconych tej metodzie witryn. Warto przynajmniej zapoznać się z jej założeniami oraz zrozumieć, że nie jest to dieta a filozofia żywienia. Mechanizmy są tu proste i przedstawię je pokrótce. Sprowadzają się do umiejętności rozróżniania produktów białkowych, tłuszczowych i węglowodanowych. Taką wiedzę każdy powinien wynieść ze szkoły podstawowej. Ci, którzy chodzili też do średniej, powinni umieć odróżnić węglowodany dobre (o niskim indeksie glikemicznym) od złych (wysokim niskim indeksie glikemicznym) oraz dobre tłuszcze (bogate w nienasycone kwasy tłuszczowe) oraz tłuszczy złych (bogatych w nasycone kwasy tłuszczowe i tłuszcze trans). Pomocna będzie tabelka IG (indeksów glikemicznych), która pomoże wybierać najbardziej wartościowe i przydatne do naszych spotkań produkty.

Danie z kurczaka
fot. Nick Nguyen

Moje zadanie ograniczy się tu do przedstawienia rzeczy w sposób tak prosty i przejrzysty, żeby na lepsze samopoczucie wiosną mógł sobie pozwolić także i ci, którzy lubią jeść, ale nie przepadają za gotowaniem. Proponowane co czwartek propozycje będą angażowały na ich przygotowanie minimalną ilość czasu, składników i utensyliów. Będzie je też można przygotować na kilka dni z góry, a danie z kolacji zabierać ze sobą do pracy, aby na drugi dzień wywołać zaciekawienie koleżanek. Ma być zatem prosto i szybko.

Fasolka
fot. cookbookman17

Co zatem będziemy robić przez te 10 tygodni? Co czwartek na blogu zagości produkt tygodnia, specjalny gość odcinka, na przykład soczewica albo fasola. Przedstawimy jego walory i pokażemy, jak w błyskawiczny sposób przygotować z bohatera tygodnia coś prostego i smacznego na lunch albo obiad, co zresztą będzie można też zjeść następnego dnia. Polecimy też coś prostego i smacznego na śniadanie, na przykład pasty serowe albo strączkowe, które będzie można przechowywać w lodówce i wykorzystywać aż do zużycia, modyfikując je nawet z dnia na dzień wedle uznania. Co tydzień będzie też przekąska tygodnia, na przykład sałatka z warzyw korzennych, którą będzie można zagryzać do woli. Będzie też zawsze kilka propozycji z popularnych blogów kulinarnych nawiązujących tematycznie do produktu tygodnia. Nudno zatem na pewno nie będzie.

Sałatka
fot. Maggie Hoffman

Co zyskasz, wybierając się w tę zimową podróż? Pełny brzuch już dziś, lepsze samopoczucie przez całą zimę, ale przede wszystkim ładniejszą sylwetkę na wiosnę. Na zastanowienie się, czy warto, masz tydzień. W tym czasie zapoznajcie się z doświadczeniami Michela Montignaca i nastawcie się na zimę pełną smaku. Pierwszy odcinek serii już w następny czwartek.

      • Ja to sprawdziłem, ale dziwię się, że używa sie takiego terminu w takim artykule. Artykuły powinny być bardziej przystępne, denerwuje mnie zarówno poziom żałosny, na poziomie podstawówki jak i poziom zbyt wysublimowany („elitarny”, jak ktoś nie wie, z pewną nutką elitarności i wyjątkowości). Czytam akurat raczej sporo i nie spotkałem się z użyciem tego terminu w takim zdaniu. Równie dobrze można by było napisać „surowców” zamiast składników, bo mnie zawsze w szkole uczyli, że produkty to są gotowe, składniki to są części składowe gotowego produktu, a surowce to to, z czego przygotowuje się dany produkt spożywczy, potrawę na przykład.
        Po prostu myślałem, że to kolejny anglicyzm, a tego straszliwie nie cierpię bo się już niedobrze od tego robi, angolszczyzna i szwabszczyzna atakuje po prostu, jak szarańcza.

        • To przejaw mojego kolorytu stylistycznego.

          Idę za myślą poety i dla mnie język jest po to giętki, aby powiedział to, co myśli głowa, nie zaś aby schlebiał przekonaniom uczonych lingwistów sankcjonując wymyślone przez nich granice semantycznych definicji jednostek leksykalnych 🙂

          • Nie czytam poezji, ani literatury pięknej, to niestety, nie operuje „aż” takim językiem. Jeśli czytam to raczej literaturę faktu i książki/magazyny naukowe. Sam sobie się dziwię, że nigdy nie spotkałem się z takim określeniem w artykule, szczególnie internetowym. A to akurat raczej dobrze świadczy o autorze.

  1. Lata temu przez 3 miesiące żywiąc się „montignacem” schudłem bez problemów 13 kg. Niestety bez pieczywa trudno mi się obejść…więc trochę kg wróciło. Potem jeszcze kilka razy wracałem do tej metody żywienia, ale już bez powodzenia. U Montignaca nie zgadzam się ze swobodnym jedzeniem wędlin, serów itd – uważam, że umiar jest wszędzie wskazany. Generalnie uważam, że można jeść wszystko poza cukrem i tłuszczami zwierzęcymi. Reszta do syta – generalnie piramida żywienia winna wyznaczać sposób żywienia. Podsumowując, pomysł Krytyka uważam za świetny i czekam z niecierpliwością na „zdrowe biesiady”:-)

  2. Fajnie, że powiększy się grono osób jedzących zgodnie z zasadami MM 🙂 Ja również do nich należę i bardzo sobie tą dietę chwalę. Jedyna, z której nie zrezygnowałam po kilku dniach i na której jem smacznie, bez większych wyrzeczeń i do syta. No i mimo to chudnę 🙂 Pozdrawiam 🙂

    • Ja tak się odżywiam już od dłuższego czasu i czuje się lepiej, ale nadwagi nigdy nie miałem więc nie mogę mówić o kwestii odchudzania. Nie przestrzegam żadnej z diet poza jedną żelazną zasadą, jedzmy to co jest naturalne i co pierwotne. Owoce i warzywa do woli, bo te były od zawsze i najbardziej naturalne, mleko i przetwory równiez, ale mniej, bo one pojawiły się później w diecie człowieka, podobnie jak produkty zbożowe. Mięso było trochę później niż owoce i warzywa, ale było go mniej i trudniej dostępne więc i jeść należy z umiarem. Tłuszcze zwierzęce jak najbardziej, ale roślinne lepsze. Cukier, wszelkiego rodzaju rzeczy z dodatkiem cukru, słodzone – trzymać się z daleka, ale skoro człowiek to je od paruset lat czy trochę dłużej, to czasami, nie zaszkodzi. A do picia to co naturalne, czyli woda, herbata, piwo, wino, cydr, miody, wszelkie, bardziej przetworzone przemysłowo napoje typu wódka, whisky, itd, to tak jak cukier, lepiej się trzymać jak najdalej.
      Można by jeszcze dodać o alternatywie dla mięsa i ryb, czyli roślinach strączkowych, fasola itp, to była podstawa diety na naszych terenach od dawna, a więc i spożywać tego należy w miarę sporo, zamiast mięsa.

      • No tak, bo przecież Montignac Ameryki nie odkrył (to nie jest żadna dieta, co zarzuca Iwona w jednym z facebookowych komentarzy, a co wyraźnie podkreślam zaraz na początku tekstu), wprost przeciwnie, wyraźnie głosił, że to, co najwartościowsze w jedzeniu, jest w tradycji, a to, co najmniej korzystne – w postępie.

        Nasze babki jadły kasze, strączki, kapustę, piły zsiadłe mleko a krajały czerstwy bo wypiekany raz w tygodniu razowiec, mięso – od święta i to na pewno nie „pędzone” mączkami kostnymi i antybiotykami.

        Jak jest dziś – widać. Jakie skutki to przynosi – też widać. Dlatego warto nieco ruszyć głową, zanim coś się do niej włoży i dobrze, że coraz więcej głów, które tak właśnie myśli!

  3. montignac, jak wszelkie inne diety cud typu: Dukan, Atkins, Diamondowie itp. to na dłuższą metę bardzo niezdrowy reżim. dlaczego ludzie nie są w stanie pojąć, że jeść można wszystko, ale mało i regularnie plus ruch i sporo snu? wszelkie inne „magiczne sposoby’ szkodzą i na dłuższą metę – czyli w zasadzie całe życie, nie zdają egzaminu.

  4. Z tą metodą jestem za pan brat ponownie (po jakimś czasie znacznego rozprężenia) od dwóch tygodni – żeby zapewnić materiał do serii muszę mieć nieco „wyprzedzenia” – więc mogę ją szczerze polecić no i zaprosić, zwłaszcza że to nie tyle kurs gubienia dekagramów, ale przede wszystkim środek podnoszący samopoczucie – lepszy humor, lepszy metabolizm, lepsze zdrowie no i cały czas smacznie i do syta 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―