Czyli skutki mieszania alkoholi
Obawy hrabiego zmaterializowały się, gdy tylko Pascal wjechał w wąską uliczkę prowadzącą do jedynej w mieście plebanii. To tu miał się odbyć sylwestrowy bal. Uliczkę dojazdową blokował jednak wielki wóz strażacki oraz kilku strażaków w pełnym rynsztunku, gorączkowo wymachujących rękoma przed szybko zbliżającym się astonem martinem hrabiego. – Pan wybaczy, panie hrabio – odezwał się Pascal – ale tym razem rozproszenie tłumu poprzez ostre przyspieszenie może okazać się nieskuteczne ze względu na ten czołg z przodu, więc pan hrabia pozwoli, że jednak się zatrzymam. – Skoro to absolutnie konieczne… – westchnął hrabia, mocząc usta w whisky. – Pali się? – zaniepokojonym tonem ozwał się baron Poćwierć-Póchacz, sięgając do skrywanej w wewnętrznej kieszeni marynarki piersiówki. – Ależ skąd! – machnął ręką hrabia, podając Pascalowi wydobytą spod fotela butelkę niedrogiej wódki. – Dziękujemy, panie hrabio! – wykrzyknął jeden ze strażaków, odbierając prezent od Pascala. – A w podziękowaniu zapraszamy do obejrzenia show okolicznościowego przygotowanego przez chłopaków z naszej OSP! – O nie – mruknął hrabia – Pascal, podaj nam jeszcze po szklaneczce.
– No tak, i teraz jeszcze im nie zapali – zirytował się hrabia, gdy po wybrzmieniu ostatnich taktów piosenki strażacy podjęli kilka nieudanych prób odpalenia blokującego uliczkę wozu. – Patrz, wypychają go! – zauważył baron, pocieszając się kolejnym łykiem z piersiówki. – Bogu dzięki! – odetchnął hrabia, gdy Pascal w końcu ruszył z piskiem opon. Jednak już za następnym zakrętem samochód hrabiego ponownie ostro wyhamował. Tym razem uliczkę blokowało ustawione w poprzek srebrne audi i czarne bmw. Po chwili z samochodów wysiedli dwaj ubrani w świeże dresy i słoneczne okulary umięśnieni mężczyźni i, ostentacyjnie żując gumę, podeszli do samochodu hrabiego. Jeden z nich wypluł gumę, która niesfornie przykleiła się mu do śnieżnobiałego adidasa i uniósł słoneczne okulary. Zamarkował głośne spluniecie i zapukał w szybkę samochodu hrabiego. – Grzecznościowe dwie butelki i uprzejmie przepuszczamy panów dalej – powiedział chrapliwym głosem. – Daj im trzy, żeby tylko nic już nie śpiewali – zadysponował hrabia, wręczając Pascalowi trzy kolejne butelki taniej wódki wydobyte spod siedzenia. – Ale pan hrabia hojny, no to i od nas będzie honorowo – zmitygował się mężczyzna, wsuwając butelki za gumkę od spodni, po czym zadysponował – Chłopaki, lecimy full wersją wraz z choreografiką! – Tam do kata – cicho zaklął hrabia – tośmy się wrobili! Wlej nam jeszcze po szklaneczce, Pascal, bo to może potrwać!
Gdy pokaz muzyczno-taneczny dobiegł końca a hrabia i baron odebrali od wykonawców pełne szacunku ukłony, z pełną godnością odpowiadając im tym samym, zegarki pokazywały już prawie ósmą. Pascal ponownie odpalił silnik i zdecydowanym ruchem stopy nadał samochodowi maksymalne przyspieszenie. Plebania była tuż za rogiem, zatem po kilku sekundach z piskiem opon wyhamował na jej podwórcu i, wprawiwszy auto w półobrót, gracko wślizgnął się w jedyne wolne miejsce parkingowe, co wprawiło w radość oczekującego przed wejściem proboszcza. – Są panowie co prawda nieco spóźnieni – zagaił proboszcz do gramolących się z tylnej kanapy dżentelmenów – ale rozumiem, obowiązki rzecz święta. Za to my jesteśmy już wszyscy gotowi. Goście czekają, jest ponad trzysta osób! Sami skruszeni rozwodnicy gotowi natychmiast powrócić na drogę bożą na naszej ziemi, tej ziemi! – wykrzykiwał, pod koniec wypowiedzi podnosząc znacząco głowę i palec, po czym dodał dyskretniej – są też oczywiście francuskie media.
– Doskonale! – hrabia pstryknął palcami i poprawił żabot na koszuli. – Tak, jak się umawialiśmy – kontynuował proboszcz – wchodzą panowie na scenę i wykonują dwa utwory muzyczne razem z panią Anettą Ściemniewicz oraz panną Lylianą, które zgodziły się poprowadzić sekcję wokalną. Pan hrabia uprzejmie zagra na trąbce, pan baron przygra na akordjonie, nasz organista siada za klawiszami, a ja osobiście biorę perkusję. Całość emituje na żywo o północy francuska stacja telewizyjna w ramach pierwszego na świecie religijnego reality show. – Świetnie – odparł hrabia, uspokajając nieco zdezorientowanego barona, który zdawał się nic nie wiedzieć o planowanym występie scenicznym. – Nie jestem chyba odpowiednio ubrany, a poza tym nigdy nie grałem na akordjonie – powiedział z niepokojem w głosie, poprawiając poliestrową koszulę w kanarkowym kolorze. – Nie ma się co obawiać – pocieszył go proboszcz – ja też nie grałem na perkusji! Organista ma dwa keyboardy, panowie tylko zamarkują, a on opanuje sytuację. – Ojej! – westchnął Eu’Stachy, zerkając do pustej piersiówki, po czym zwrócił się do proboszcza – a czy mogę chociaż liczyć na jakieś piwo dla kurażu? – Zaraz coś znajdziemy – zapewnił proboszcz – a tymczasem zapraszam panów do środka. Zobaczycie, jak pomysłowo powiększyłem naszą dawną salkę katechetyczną!
Przystrojona balonami i serpentynami sala balowa była wypełniona po brzegi. Hrabia i baron zasiedli przy specjalnym stoliku ustawionym tuż przy pokrytej brokatem kotarze zasłaniającej zniszczenia, jakie powstały po wyburzeniu ściany łączącej byłą salkę katechetyczną z kościelnym prezbiterium, które tymczasowo zaadaptowano na przestrzeń sceniczną i taneczną. Ściany samego prezbiterium tymczasowo przysłonięto banerami sponsorów balu, a w miejscu ołtarza zawieszono zupełnie nowy telebim ufundowany przez obecnego od niedawna na lokalnym rynku importera alkoholi z Ukrainy. – Zobacz, te Francuzki obok folgują sobie bez umiaru – zauważył hrabia. – Rzeczywiście – potwierdził baron – cztery puste butelki po wódce, kilka po winie, kufle po piwie, a teraz piją jeszcze ajerkoniak. – I jak głośno się zachowują! – dodał hrabia. – Ale posłuchaj – baron podniósł znacząco palec, odstawiając na chwilę swój kufel z niedokończonym piwem – klną po polsku!
Rzeczywiście, zajmujące stolik obok hrabiego i barona kobiety komunikowały się ze sobą po polsku. Ubrane w schludne garsonki z wystylizowanymi brokatem trwałymi ondulacjami i pokreślonymi wyraźnymi kreskami świeżo wydepilowanymi brwiami, sprawiały wrażenie eleganckich. Popijały, zakąszały i głośno zachwycały się niespotykaną na co dzień okazją znalezienia atrakcyjnych partnerów i zajścia w zagraniczne ciąże, nawet gdyby miały to być znajomości trwające ledwie tych kilka sylwestrowych chwil. Bawiły się doskonale. W końcu jednak zapragnęły dalszych atrakcji – Gdzie muzyka? – krzyknęła jedna. – Chcemy tańczyć! – zawtórowała inna. Gdy z głośników w końcu rozległy się pierwsze skoczne takty, cała szóstka schwyciła zawieszone dotąd na oparciach krzeseł torebki i ruszyła na przysceniczny parkiet.
Zbliżała się północ, więc zgodnie z ustaleniami hrabia i baron udali się na zaaranżowane za sceną prowizoryczne zaplecze. – Skruszeni rozwodnicy już rozpoczęli łączenie się w pary – ucieszył się proboszcz – Kamery rejestrują te nowe związki, dziennikarze prowadzą krótkie wywiady, wszak część gości nieco wypiła. – Jutro się nie wymigają – zarechotał hrabia, przeglądając w lusterku stan świeżo tapirowanej fryzury. – Od szczęścia nie można się wymigać, za szczęście należy podziękować Panu, można też zdeponować datek finansowy u mnie, skromnego instrumentariusza Pana – proboszcz złożył ręce, po czym trzeźwym tonem dodał – Za chwilę wchodzicie na scenę. Punktualnie o północy rozpoczynamy też częstowanie gości ponczem, które przeprowadzi osobiście pani Beza Pączek, nasz największy autorytet kulinarny. – Przyjechała z własnym ponczem? – zainteresował się baron, dopijając znaleziony przed chwilą w chrzcielnicy gin z tonikiem, zapewne porzucony przez jednego z biesiadników. – Oficjalnie tak – odpowiedział proboszcz – zaś nieoficjalnie, ale tylko dla panów wiadomości, poncz jest darem serca naszej dobrodziejki parafialnej pani Niny Strych, która dla dobra sprawy zgodziła się pozostać anonimowa. – No tak, Strychnina, któż by inny – mruknął hrabia, ale jego mruknięcie zniknęłow głośnych okrzykach Anetty Ściemniewicz, która w towarzystwie raczej rozebranej niż ubranej blogerki kulinarnej Lyliany, wbiegła na zaplecze, oświadczając, że już czas na występ. Cała grupa wyszła zatem na scenę, aby swoim koncertem uatrakcyjniać setkom skruszonych francuskich rozwodników zawieranie stabilnych związków osobiście błogosławionych przez proboszcza.
Występ od samego początku zaskarbił sobie ogromny aplauz publiczności. Przestrzeń taneczna wokół sceny błyskawicznie wypełniła się rozbawionymi gośćmi, którzy chętnie oddawali się tanecznemu szaleństwu. Na scenie pojawiła się też Beza Pączek, która rękami asystującej jej Niny Strych częstowała gości darmowym ponczem. Gdy zabawa zdawała się rozkręcać na dobre, jedna z rozbawionych kobiet w garsonkach podjęła energiczne wywijańce torebką i, fiksując wzrok na markującym grę na akordeonie Eu’Stachym, zdecydowanymi ruchami ciała usiłowała złożyć mu nieobyczajną propozycję. Zajęty występem Eu’Stachy w ogóle nie zwracał uwagi na szalejącą na parkiecie wielbicielkę. Za to Nina Strych, od długiego czasu polująca na serce barona, zwróciła na nią uwagę od razu. – Podwójna powcja dla tej pani! – charakterystycznie gubiąc „r” wycedziła w kierunku roztańczonej kobiety, jednocześnie nalewając chochlą podwójną porcję ponczu. Wesoła niewiasta bez zbędnych zachęt przyjęła szklaneczkę i wręczony jej poncz wychyliła sprawnie na dwa razy.
Tymczasem inna kobieta z grona roztańczonej szóstki nagle przerwała beztroską zabawę i, energicznie klaszcząc, przywołała pozostałe do siebie – Kundzia, Bardota, Brygida, Hilda, Trudzia! – wykrzyknęła, a gdy wszystkie, poza roztańczoną, przybiegły na zawołanie, przekazała im charakterystyczne skinienie głową połączone z mrugnięciem okiem. W jednej chwili wszystkie zaczęły gorączkowo poprawiać garsonki i przygładzać włosy. Usiłując utrzymać pion, cała piątka sięgnęła do torebek, dobywając z nich oprawione w czerń dokumenty. Szósta z pań nie miała jednak najmniejszego zamiaru dołączać do pozostałych i, wgramoliwszy się na scenę, podjęła lekko wyuzdany taniec wokół rozśpiewanego barona, który z grzeczności czynił jej kurtuazyjne ukłony. Zaś pozostała piątka, usiłując opanować ruchy mimiczne, podjęła próbę przejęcia przynajmniej jednego z mikrofonów. Stopień upojenia nie pozwalał paniom schwycić żadnego z nich bez jednoczesnego upadku na parkiet, co zresztą za każdym razem spotykało się z żywiołową reakcją tłumu. Jednak gdy w końcu występ sceniczny się zakończył, Eu’Stachy z gracją wręczył jednej z pań swój własny mikrofon, który w końcu trafił w ręce przywódczyni grupy.
Wykorzystując chwilę przerwy na generowane przez widownię oklaski i wiwaty, tańcząca na scenie kobieta niespodziewanie rzuciła się Eu’Stachemu na szyję, błyskawicznie wywracając go na sceniczne deski. Sama również runęła, ostatecznie lądując na brzuchu barona. Niespodziewany nacisk wygenerował na jego twarzy najpierw niepokojącą czerwień, a potem złowieszczy fiolet. W końcu, przygnieciony upojoną kobietą, wyemitował bulgot i wyekspediował znaczną porcję niestrawionej mieszanki alkoholi, która w całości wplotła się w misternie ułożoną trwałą ondulację pochrapującej na nim damy. Ta przebudziła się, bo spora porcja ponczu o niejasnym składzie spowodowała i w jej brzuchu dziwne reakcje. Nie umiejąc sobie poradzić z nagłymi rewolucjami, także i ona wyemitowała ciążący jej na żołądku balast, niespodziewanie obdarzając barona porcją lekko strawionej alkoholowej mieszanki. Przyglądająca się rozwojowi zdarzeń Nina Strych nie zamierzała czekać ani sekundy dłużej. Podjęła błyskawiczną odsiecz i, silnie schwyciwszy kobietę za mocno rozmoczoną trwałą ondulację, pociągnęła ją do ustawionej na środku sceny kadzi z ponczem.
W tym czasie przywódczyni piątki kobiet w garsonkach postanowiła zabrać głos. – Dobry wieczór – obwieściła przez mikrofon – mówi kontrola skarbowa. W imieniu naczelnika urzędu skarbowego, który reprezentujemy, ogłaszam zamknięcie imprezy z powodu nieotrzymania paragonu za skonsumowane przez nas napoje alkoholowe. – Ależ to jakieś nieporozumienie, ja zaraz wyjaśnię – krzyknął proboszcz, szybko schodząc ze sceny.
Tymczasem rozsierdzona Nina Strych zdążyła już umieścić w kadzi z ponczem wymachującą nogami kobietę. Ta, w odruchu obronnym, podjęła próbę ucieczki, co doprowadziło kadź do niebezpiecznego przechyłu a następnie zsunięcia się ze sceny. Zawartość kadzi w okamgnieniu znalazła się na stojących pod nią pięciu odtajnionych inspektorkach skarbowych. Ostatecznie wszystkie sześć pań znalazło się pod kadzią, co natychmiast potwierdziły przeraźliwym piskiem.
Nagle drzwi wejściowe na salę balową otworzyły się z hukiem. – Stać, policja! – krzyknął niespodziewanie postawny mężczyzna, miejscowy komendant policji, któremu towarzyszyło kilku policjantów grupy szturmowej w kominiarkach. – Powzięliśmy informację, iż na sali znajduje się znaczna ilość bezakcyzowego alkoholu z Ukrainy, który, jak widzę, jest wręcz obficie rozlewany – wykrzyknął komendant, po czym gromko zwrócił się do towarzyszących mu zamaskowanych policjantów – Grupa, brać ich! – Ale kogo konkretnie, panie komendancie? – zapytał jeden z nich, rozglądając się bacznie po sali.
Szmer niepokoju, który przetoczył się przez salę po wejściu grupy szturmowej, przełamało nagle płynące z głośników romantycznie westchnięcie stojącej na scenie Lyliany. Wpatrzona w uzbrojonego komendanta, postanowiła wykorzystać siłę systemu nagłaśniającego i rzekła namiętnie – Mnie, Roman, bierz mnie!
***
Mieszanie różnych rodzajów alkoholu, jak choćby picie na przemian piwa, wina i wódki, do których w przypadku barona Poćwierć-Póchacza doszedł jeszcze gazowany drink, a w przypadku grupy inspektorek – ajerkoniak, zazwyczaj nie przynosi dobrych skutków. Ba, często kończy się wizytą w łazience, a w lżejszych przypadkach przynajmniej porannym bólem głowy. Czemu tak się dzieje i jak temu zapobiec? Wbrew powszechnie panującej opinii samo mieszanie alkoholi nie ma wielkiego znaczenia. Niektóre żołądki mogą mieć co prawda problemy z naprzemiennym trawieniem słodkich likierów, gorzkiego piwa, deserowego wina i mocnej wódki, ale zazwyczaj te same żołądki cierpią też, gdy wrzucić w nie porcję golonki, śledzika w occie, kawałek makowca i schabowego z kapustą. Zasadnicze znaczenie ma ilość wypitego alkoholu, a ponadto przekąszanie i popijanie. Ci, którzy chętnie mieszają alkohole, o ile liczą cokolwiek, liczą zazwyczaj tylko kieliszki wódki. Dla odmiany sięgną po piwo albo po kieliszek wina, gazowany drink, uznając je za niegroźne przepitki. W ten sposób tracą kontrolę na faktyczną ilością wypitego alkoholu i sami przysparzają sobie kłopotów. Do tego trzeba pamiętać, że napoje gazowane, także woda, wzmacnia działanie alkoholu. Nie bez powodu mawia się, że „bąbelki” szybko uderzają do głów.
Krytyk kulinarny radzi
Gdyby picie różnych typów alkoholi rzeczywiście prowadziło do przykrych konsekwencji żołądkowych, nikt przy zdrowych zmysłach nie proponowałby rozpoczęcia uroczystej kolacji kieliszkiem szampana, po którym następowałby wybór wytrawnych win białych i czerwonych, kieliszek wina deserowego albo likieru i diżestiw na zakończenie. Nie tylko podczas zasiadanych kolacji podaje się różne alkohole. Podobnie rzecz się ma podczas przyjęć ogrodowych lub bankietów przy szwedzkich stołach. Rozpoczyna się je zazwyczaj lampką szampana albo innego wina musującego, a potem podaje się alkohole mocniejsze i to najczęściej bardzo różne. Należy jednak zwrócić uwagę, że tempo picia alkoholu podczas takich imprez jest nieporównywalnie mniejsze niż tempo, jakie znamy z prywatek, dyskotek, wesel, a często i styp. Nie bez powodu na świecie istnieją tysiące przepisów na przekąski do piwa i wina oraz zakąski do wódki. Kieliszek wódki należy zagryźć korespondującą z jego charakterem przekąską, na przykład marynowanym śledziem na żytnim chlebie, i obficie popić wodą albo sokiem owocowym, pamiętając, że napoje gazowane podstępnie wzmacniają działanie alkoholu. Na koniec wskazówka dla zapobiegliwych – duża porcja witaminy C przed imprezą, podobna porcja rano, na przykład w formie sporej szklanki soku z pomarańczy, a do tego lekkostrawna jajecznica na maśle i od razu potencjalnie szary dzień nabierze właściwych barw.
Na zdrowie!
znakomita impreza