Przyszłość handlu to zero ograniczeń

Seria zakazów i ograniczeń dla handlu to nie tylko dramat dla producentów i dostawców ale też zupełny ogon świata. Czyżby polski ustawodawca nie wiedział, że przyszłość znaczy postęp?

fot. youtube.com
fot. youtube.com Robot. Pracownik przyszłości. Nie narzeka na nic. Bez wąsów! Zagrożenie dla związków zawodowych! Nie potrzebuje ich! Zakazać ustawą!

Po publikacji mojego ostatniego tekstu na temat tego, kto zarobi na zakazie handlu w niedzielę, odbyłem kilka kuluarowych rozmów na ten temat. Padały zagadnienia związane z zatroskaniem o los pracowników, utrudnieniami dla klientów, ale też przyszłością handlu w Polsce na tle jego rozwoju na świecie. Najciekawszym jawi mi się jednak aspekt dotąd zupełnie pomijany, a mianowicie wielce ryzykowna sytuacja, w jakiej za chwilę mogę znaleźć się polscy producenci i dystrybutorzy. Przed kluczowym dla branży dniem 11 marca 2018 warto sprawie przyjrzeć się bliżej.

fot. Sven Scheuermeier
fot. Sven Scheuermeier

Jak widać, w całym krzyku o dobrostan kasjerek i ich rodzin zapomniano o tym, że sieci handlowe to nie dobre mamusie, które głaszczą po główkach swoje nawet najpośledniejsze pasierbice. To organizmy działające bez emocji a dobrostan kogokolwiek stanowi dla nich czynnik mierzalny wyłącznie wówczas, o ile pozytywnie przekłada się on na zwiększenie przychodów, obniżenie kosztów i maksymalizację zysków. Nie warto nawet próbować się łudzić, że sieci zdecydują się ponieść jakiekolwiek koszty zmian w polskim handlu. Ostatecznie zapłacimy za nie wszyscy, a w szczególności producenci i dostawcy.

fot. Stuart Heath
fot. Stuart Heath

Gdy posłuchać ekonomistów, są zgodni co do tego, że zabrane niedziele handel będzie się starał jakoś odpracować. Sposobów już dziś jest kilka, jak choćby ten znany pracownikom dwóch sieci dyskontów, którym oznajmiono, iż będą teraz kończyć pracę w sobotnią noc a zaczynać w noc poniedziałkową. Wolną niedzielę przeznaczą zatem na odespanie soboty albo wcześniejszy odpoczynek przed poniedziałkiem. I na nic tu pełne pogardy zapytania dyletantów o sens takich nocnych zmian „kto o tej godzinie przyjdzie do sklepu?”. Nie trzeba eksperta, by wiedzieć, że w niedziele sieci przygotowują swoje sklepy do poniedziałkowych promocji. Słynie z nich na przykład Lidl, który właśnie w poniedziałki rozpoczyna tygodniowe akcje tematyczne, ale i inne sieci właśnie wówczas uzupełniają półki i zmieniają aranżacje.

Wybrałem się więc do Lidla w niedzielę około siedemnastej i rzeczywiście, w stosunkowo umiarkowanym ruchu klientów pracownicy powoli przygotowywali centrum sklepu na kolejny tydzień tematyczny, tym razem łazienkowo-kuchenny oraz produktów ze znakiem „bio”. Nie wierzę, że eksperci ze związków zawodowych takich prostych prawideł handlu nie znają. Jeśli nie, może powinni oddać swój etatowy mandat oraz zrezygnować z kilkunastotysięcznej pensji? Skoro nie chce im się wydać dwóch złotych na bilet autobusowy, aby zobaczyć, jak wygląda niedziela w sklepie, to może wolą, aby przypomniały im o tym panie Krysie, które już wkrótce nowym nocnym zmianom mogą powiedzieć głośne „nie”.

deluxe
Dzięki związkowcom Pani Krysia może teraz dojeżdżać sypialną jedynką Deluxe

Inna sprawa, jak te panie Krysie wrócą z nowej późnosobotniej zmiany, skoro polski system transportu zbiorowego działa mniej więcej do godziny 22.00 i nic nie wskazuje na to, żeby miało się to zmienić. W nocy z niedzielę na poniedziałek też próżno oczekiwać miejskiego autobusu, podmiejskiego PKSu, a nawet pociągu Regio. Po północy do dyspozycji pani Krysi pozostanie ledwie kilka nocnych składów PKP Intercity przeszywających spowitą okowitą Polskę raczej wzdłuż niż wszerz – acz doprawdy ogarek temu, komu nocne rozkłady i przebiegi tych składów będą do czegokolwiek akurat pasować.

Warszawa Wschodnia
Dobry dojazd – z Warszawy odchodzą pociągi z czystymi drzwiami 1 klasy

Nocne zmiany w handlu to pomysł uciążliwy, ale na horyzoncie pojawił się pomysł niepokojąco groźny. To  maksymalizacja sprzedaży w soboty. Już teraz w soboty oraz inne dni przedświąteczne w sklepach bywa tłoczno, więc nietrudno wyobrazić sobie, że po wprowadzeniu niedzielnego zakazu handlu sobotni tłok się wzmoże. Może się on wręcz zwielokrotnić a to za sprawą mechanizmu przećwiczonego w ubiegłych latach na Węgrzech. Mechanizm ów polegał na wprowadzaniu przez sieci handlowe sobotnich masowych promocji na przeróżne artykuły, aby ściągnąć do siebie jak największą liczbę klientów i wygenerować dzięki temu jak największy obrót.

rozkład jazdy
Kiedyś też dojeżdżali pociągami (albo jednym, jak tu) i nikt nie narzekał!

Ceny na promowane artykuły były w owe soboty niewiarygodnie niskie, można podejrzewać, że wręcz dumpingowe, więc nic dziwnego, że węgierskie sklepy pękały wówczas w szwach. Jak można się domyślić, zmasowane zakupy artykułów po niskich cenach w okamgnieniu doprowadziły do upadku tysiące małych sklepów, które w takich warunkach w żaden sposób nie były w stanie konkurować z sieciami. W obliczu tych bankructw pomińmy zatem dyskretny aspekt dyskomfortu klientów wijących się w niekończących się kolejkach oraz przeciążenie obsługiwaniem niespotykanej wcześniej liczny klientów kasjerek oraz przejdźmy od razu do pytania, skąd brały się tak niskie ceny na tak masową skalę – słowem, kto fizycznie płacił za te promocje? Okazuje się, że producenci i dostawcy, którym sieci grzecznie zaproponowały swoiste ultimatum – albo na określone partie towarów radykalnie obniżą ceny, tak aby sieć mogła je wystawić w sobotnich promocjach, albo znajdzie się inny dostawca, który żądane ceny zaoferuje. Wyboru nie było, bo politykę gigantycznych promocji prowadziły wszystkie węgierskie sieci, zatem przeniesienie się pod auspicje innej nie wchodziło w grę. No chyba że za jeszcze niższą cenę, co też oznaczałoby dla producentów bankructwo, tyle że szybciej. Warto przy tym zauważyć, że to właśnie sobotnie promocje w dużej mierze przyczyniły się do całkowitego zniesienia ograniczeń handlu na Węgrzech. Naciskali nań producenci, dostawcy, ale też i sami pracownicy handlu.

Nasi specjaliści od stanowienia prawa nie raczyli wyciągnąć lekcji z węgierskich doświadczeń i wolą nonszalancko obnosić się z pro-pracowniczą propagandą, za którą nie kryją się absolutnie żadne konkrety. Chcą patrzeć w przeszłość, kiedy to także i Polsce sklepy były w niedziele nieczynne. Odwołują się do czasów PRL i to niezależnie od tego, że wówczas handel działał w warunkach gospodarki nakazowo-rozdzielczej i był prowadzony w ciasnych pawilonach PSS Społem, WPHW i GS Samopomoc Chłopska. Klienci bezustannie narzekali wówczas na branżę, a braki w zaopatrzeniu były na porządku dziennym.

winda
Koniec zmiany warto skorelować z godzinami operacji dworcowej windy – albo wleźć po schodach. Kiedyś każdy właził i nie narzekał!

Cała beznadzieja tego systemu ujawniła się dopiero pod koniec lat 80. minionego wieku, kiedy w regulacji rynku nie pomagały już ani kartki na cokolwiek, ani drastyczne podwyżki cen na wszystko. Wolna niedziela stanowiła więc dla kreatorów tamtych rozdzielników prawdziwe wybawienie. Wszak to, co trzeba by urzędowo rozdzielić na siedem dni w tygodniu, rozdzielało się na sześć i to jeszcze nie do końca, bo w soboty sklepy zamykały się wczesnym popołudniem.

Inspiracja czasem minionym to droga donikąd. Handel to nie skansen, to jedna z branży gospodarki, a więc byt ekonomiczny, który dąży ku postępowi. Dość przypomnieć, jak robiliśmy zakupy jeszcze 10-15 lat temu a jak robimy je dziś. Kto wówczas poważnie brał handel internetowy? A to właśnie on dziś najbardziej rośnie w siłę. Polski prawodawca najwyraźniej nie myśli poważnie o nim do dziś, a skoro tak, to już wkrótce może być zmuszony pomyśleć. Niektóre sieci handlowe już dziś informują, że na niedziele przemianują swoje sklepy na tak zwany „show room”, czyli przestrzeń wystawienniczą. Towary będzie można oglądać, dotknąć, przymierzyć, dopasować, ale nie kupić. Zakup nastąpi za pomocą aplikacji i zostanie fizycznie zrealizowany w dniu następnym, kiedy to do klienta zostanie nadana przesyłka z wybranym podczas wizyty w przestrzeni wystawienniczej produktem. Jak zakazać oglądania? Być może okaże się, że pomysłowość polskiego prawodawcy jednak przekracza wyobrażenie polskiego handlowca. Ale i na to będzie sposób.

Pojawiają się bowiem sklepy bezobsługowe, swojego rodzaju supermarkety, w których klienci sami wybierają towary z półek a dzięki zaawansowanym technologiom płacą za nie automatycznie, przechodząc przez bramki wyjściowe. To prawda, pomysł jawi się jeszcze mocno futurystycznym, ale zauważmy, że na świecie w pełni bezobsługowe sklepy już działają i to nawet w stanowiącej bodaj największe handlowe wyzwanie branży spożywczej. Najnowocześniejszy z nich, choć wcale nie pierwszy, otworzył niedawno w Seattle Amazon. Choć spółka nie ma planów ekspansji w tym segmencie, to jednak swoim pomysłem wskazuje nie tylko możliwości ale i kierunek rozwoju handlu w przyszłości, zwłaszcza ze rzecz podchwycili wcześniej Chińczycy, którzy swoje wersje bezobsługowych sklepów zamierzają intensywnie popularyzować.

Skoro postęp napędzany jest przez konieczność, to być może właśnie w Polsce sieć Tesco albo Auchan, w której od lat funkcjonują sekcje kas bezobsługowych, postanowi wdrożyć bardziej pionierski projekt handlowy? To na razie tylko pytanie, ale może wcale nie tak odrealnione, skoro już odpowiada nań polska sieć eobuwie.pl, otwierając we Wrocławiu pierwszy w Europie zautomatyzowany sklep stacjonarny z wielkim zapleczem magazynowym.

Tak oto wygląda przyszłość handlu i kto wie, może to właśnie osaczona zakazami Polska stanie się idealnym modelem do testowania a następnie wprowadzania nowatorskich rozwiązań handlowych? Jeśli tak, rządowe ograniczenia mogą zadziałać odwrotnie do zamierzeń. A te są na wskroś naiwne, o czym świadczy postawa odpowiedzialnych za rzecz ministrów, którzy na łamach prasy liczą na… dobrą wolę po stronie przedsiębiorców we wdrażaniu nowych przepisów, ostrzegając przy tym, iż jeśli pojawią się próby omijania ustawy, pojawią się jeszcze większe ograniczenia.

fot. Alina Grubnyak
fot. Alina Grubnyak

No cóż, to powodzenia!

  1. Kolejny, demoliberalny artykuł, którego nie da się komentować bez nawiązywania do polityki.
    Tak, to polityka, nic innego. Artykuł to czysta hipokryzja, hipokryzja Liberalizmu. Komuna była „be”, za to, Liberalizm i Liberalna Demokracja, w jakiej dzisiaj żyjemy są „cacy”. A słowo „postep” to słowo-klucz, typowy zarówno dla Marksistów (czyli Komunistów)jak i Liberałów. Liberalizm, podobnie jak Komunizm/Marksizm to lewica polityczna, pragnę przypomnieć wszystkim.
    A Lewica jak zwykle, wywkleka wszystko „na lewą stronę”, czyli na odwrót. Inaczej niż powinno to wyglądać.
    Nie żebym był zwolennikiem Prawicy, jestem Korporacjonista, anty-globalistą i zwolennikiem Normalności. Gdzie „każdy żyje tak jak chce”. Bez narzucania mi standardów przez jakieś kanalie, z góry. A na pewno bez narzucania standardów robienia zakupów. Ja nie chcę kupowaćw sklepach zagranicznych, nie chcę żadnego zagranicznego sklepu w Polsce. Domagam sie wręcz, by wszystkie zagraniczne, pasożyty handlowe opuściły Polskę, im szybciej tym lepiej. Dlatego popieram ograniczenie handlu w niedziele, które uderza w biznes zagraniczny, a wiec pasożytów.
    Autor przytacza przykłady takowych pasożytów. Jak np. Amazon, jedna z najbardziej posożytniczych firm w historii. Wystarczy poczytać, co ta bandycka firma robi w USA, Niemczech czy innych krajach. Amazon to 100% kapitalistyczny pasożyt. Nie ma miejsca w zdrowym, korporacyjnym(tj. organicznym)kraju i gospodarce miejsca na kapitalistyczne pasożyty, takie jak Lidl, Amazon, Biedronka czy inne.
    Tak więc, FORA ZE DWORA, POSOŻYTY.

    • Wesz co, chlope zastanawiam sie co ty cpasz. Czytam cie od lat i stvierdzam ze ty nei masz moozgu. Ya sie urodzilem jako polak ale na szczesce uceklem i teraz mieszkam w Holandii. W normalnym kraju. Mam 19 lat i w Polszcie bym sie zmarnowal. Tutaj jest praca, tu jest czysto, tu sklepy sa bogate, jest wszystko. I slużba zdrowia i edukacja, Mam prace i odkladam na samochod bo mogę bo zarabiam tyle ze mi starczy a w Polsczie by mi nie starczylo navet na batonik. Gdybym nei wyechal to bym teraz byl taki sfroostrovany jak ty i zostalo by mi pisac takie jadowite komentarze jak ty. I czym ty sie podniecasz w swoim kraiu polski? U was nei ma perspektyw, u was bieda i afryka europy nie obrazajac afryki ani tymbardziej europy
      Ja jorz zapomnialem mowy polskiei ale przypomnial sobie zpecialnie zeby ci napisac.

      • Ludzie nie dajcie się nabrać na tego idiotę nade mną. Przedszkolak zauważy że ten gość (Former Pollack) to zwykły troll, w dodatku nie za bardzo zna się na tym co robi.

        • Jakub J, to głównie do ciebie jest mój post, bo widzę że ty niestety dajesz się nabrać na takie rzeczy.
          Chłopie nie możesz łapać każdego baita jakiego rzuca jakiś troll do internetu i reagować srając ogniem bo dajesz mu to czego on chce.

          • Trolling, to zupełnie coś innego. LUDZIE, CZY WY W OGÓLE POTRAFICIE DYSKUTOWAĆ NA POZIOMIE?
            Widać, że nie. Ot, „demokracja”. Ja, wierzę w wolnośc słowa i wolnośc wypowiedzi, mam SWOJE POGLĄDY, KTÓRYCH BĘDĘ BRONIŁ ZA WSZELKĄ CENĘ.
            A, że w tzw. Demokracji, nie ma miejsca, dla takich jak ja, to mi to wisi.
            Jak ktoś, chce żyć w Polandii, kolonii UE, to proszę bardzo. Ja, jako Nacjonalista, wolałbym, żyć w wolnym kraju. Albo kiedyś dożyć takich czasów, kiedy Polska będzie wolna.

      • To, drogi kolego, ex-Polaku, twoja sprawa, gdzie chcesz mieszkać. Ja zgadzam się, że, w Polsce nie ma perspektyw dla młodych. Ale dlaczego? DLATEGO, ŻE JEST TAK, JAK NAPISAŁEM.
        NACJONALIZM TO NASZA JEDYNA NADZIEJA. Także, dla Holandii.

  2. Jak pokazuje ten artykuł:
    http://www.dlahandlu.pl/detal/wiadomosci/poniedzialkowa-zmiana-w-lidlu-od-godz-5-rano,67823.html
    Biznes dopasowuje się, pozytywnie do nowych przepisów. I to pokazuje, że te zmiany TO POSTĘP. To każdy wie, kto wierzy, w WARTOŚCI, a nie LIBERALIZM (czyli zgniliznę). To tak jak z Brexitem, kiedy straszono, nie wiadomo czym, nie wiadomo co się stanie, jak Brytyjczycy zechcą „wyjść z unijnego raju”. Póki co, Wielka Brytania rozwija się świetnie, negocjacje idą w dobrym kierunku i Wielka Brytania, już wkrótce, odzyska suwerenność.
    Tak samo jest z tymi bredniami. Będzie źle, bedzie katastrofa. Tak jak w przypadku Brexitu, który popierałem od początku i który przewidziałem dawno temu – POŻYJEMY, ZOBACZYMY.
    Ja jestem dobrej myśli, uważam, że ograniczenie handlu ma sens i będzie miało pozytywny wpływ na polską gospodarkę, przede wszystkim na POLSKI HANDEL, W TYM INTERNETOWY. Handel w Polsce nie jest w rękach polskich, ale w rękach OBCYCH PASOŻYTÓW. Jesli chcemy zyć w normalnym kraju, to wzorem Wielkiej Brytanii, trzeba powiedzieć NIE, dla Globalizmu I Liberalizmu.
    A co do Węgier, to niestety, póki Węgry są, podobnie jak Polska, pod pręgierzem euro-sowieciarzy, nie ma szans na normalność. Węgry mają o wiele bardziej skonsolidowany handel niż Polska, praktycznie nieistniejący handel tradycyjny, w przeciwiewieństwie do Polski. Akurat jestem na wsi i robię zakupy w GSie, który działa pod szydem Groszek. Ceny bardzo w porządku, wybór bardzo szeroki, jestem zadowolony. Nie musze łazić po jakichś niemieckich, portugalskich czy francuskich sklepach.
    Cytując Dmowskiego – JESTEM POLAKIEM I MAM OBOWIĄZKI POLSKIE. OBOWIĄZKIEM POLAKA JEST KUPOWAĆ POLSKIE PRODUKTY,TJ. WYPRODUKOWANE W POLSCE, Z POLSKICH SUROWCÓW, POLSKIMI RĘKOMA, W POLSKIM SKLEPIE.

  3. Nie widzę przeszkód, aby promować kupowanie w dawnych gs-ach, także te podrasowane i ukierunkowane współcześniej, zwłaszcza że jest teraz moda na retro i skansen, natomiast nie widzę ani podstaw ani sensu, aby zakazywać komukolwiek wchodzenia do działających zgodnie z prawem establishmentów. Jasne że na wsi poszukam miejscowego sklepu i za każdą potrzebą nie będę wybierał się do centrum handlowego, ale w mieście tzw, tradycyjny sklep nie ma ekonomicznej racji bytu i jako taki zniknie z krajobrazu, podobnie jak zniknęły z niego obszernie barchanowe reformy, zastąpione przez zgrabne figi a nawet jeszcze mniejsze obszarowo stringi 🙂

    • To widać, że się zasadniczo różnimy w podejściu do modelu społeczno-gospodarczego, jaki powinien w Polsce, jak też i za granicą, funkcjonować. Jak ktos woli Kapitalizm i masówkę oraz dominację wielkich molochów, proszę bardzo.
      Ja wybieram Korporacjonizm, Nacjonalizm, czyli w moim odczuciu, normalność. I patrząc na rozwiązania z wielu, rozwiniętych krajów, chociażby krajów nordyckich czy Szwajcarii, ten model, jest zwyczajnie, lepszy.
      Nie widzę potrzeby umieszczania w miastach tych wszystkich durnych galerii handlowych, w sytuacji, gdy dzisiaj wszystko można sobie kupić przez internet. I odebrać w fizycznym sklepie. Łazenie po jakichś durnych centralach handlowych uważam za zwykłą stratę czasu, podobnie jak łażenie po marketach. Przecież wszystko, co jest na rynku, w ofertach handlu, można dzisiaj przeglądać i kupować w internecie.
      Ja nie pamiętam, kiedy ja ostatnio kupiłem jakąś elektronikę lub książkę w fizycznym sklepie, owszem odbieram, jak zamawiam przez internet, ale żeby łazić i szukać….
      Sklepy ogólnospożywcze powinny być małe, najlepiej osiedlowe, ale pogrupowane w kooperatywy, tak jak to się dzieje w Szwajcarii, Szwecji, Finlandii.
      Skoro Arturze, uważasz te kraje, za zacofane…..

  4. Być może grupowanie małych sklepów w jakieś zrzeszenia to jest pewne rozwiązanie, zresztą już dziś działają takie sieci (bodaj Żabka się to nazywa), ale żeby mogły skutecznie konkurować z autentycznymi sieciami, za którymi stoi potęga finansowa i organizacyjna, te małe sieci, powiedzmy osiedlowe, muszą przeskoczyć kilka kroków w przód, a więc mocno postawić na modernizację, oferować to, czego duże sieci nie są w stanie, być lepsze, ładniejsze, czystsze, bardziej pachnące, mieć lepszą obsługę – wówczas tak, jak najbardziej, niech są, bo mają wtedy sens. Dziś obszar, który osiedlowe sklepy powinny zagospodarowywać, coraz sprawniej zagarniają przede wszystkim dyskonty, które tworzą wrażenie (marketingowe) na przykład wypiekanego na miejscu pieczywa, lokalnego pochodzenia warzyw i owoców itp. Natomiast żabki czy groszki stawiają na półkach takie same kanapki jak na stacjach benzynowych, tylko gorsze i uporczywie wrzucają mi do skrzynki gazetki reklamowe z promocjami na to samo, co w Tesco i Auchan, tylko że brzydsze (gazetki) i droższe (promocyjne produkty). I po co? Zamiast proszków do prania międzynarodowych marek powinna się tam znaleźć drożdżówka z (załóżmy) geesowskiej piekarni oraz tłustoczwartkowe pączki stamtąd, zwłaszcza że okazja po temu akurat jest. A jeśli kanapki, to z jakiejś miejscowej garmażerii. No i ekspedientki nie powinny mieć wąsów, a podłoga nie może się lepić. To tyle na początek.

    • Widać Arturze, że nie masz zielonego pojęcia o tym, o czym mówię. Może dlatego, że się tym nie interesujesz tak jak ja. Ja mowię o kooperatywach, nie o franczyzie. Żabka to chory system, gdzie każdy otwiera sobie sklep, ale jest niewolnikiem, w ramach systemu franczyzowego. Przecież właścicielem Żabki i Freshmarket jest jakiś fundusz inwestycyjny, cholera wie skąd. Ot, typowy wytwór Kapitalizmu, czyli jedno wielkie oszustwo.
      Ja mowię o tym, aby drobni sklepikarze laczyli się, tworząc kooperatywy, tak jak to sie dzieje w Szwajcarii (Migros, COOP), Szwecji, Finlandii, wielu innych krajach.
      Nie widze, aby małe sklepy były faktycznie droższe od dyskontow, z prostego powodu – zależy co się kupuje. Większość produktów w dyskontach jest pod marką własną, a więc i tak jest tańsza niż produkty w malych sklepach, poza tym, to są produkty robione, przez cholera wie kogo, czasami jakąs firmę-krzak, czasami przez jakąś dobrą.
      Jak pokazuje przykład wielu sieci handlowych, wystarczy posiadać aby „trochę” sklepów i można wejśc w markę własną. Tzn. że taka, lokalna sieć sklepów, taka lokalna kooperatywa, mogłaby tworzyć własne linie produktów, pod marką własną, obniżając koszta.
      Gdy dodać do tego koszta prowadzenia tych wszystkich sieci handlowych, niebotyczne, inwestycje w reklamę, wyjdzie, że kupując w dyskontach, sieciach typu Tesco, Kaufland czy Intermarche, by de facto, żywimy PASOŻYTA. Bo my, zamiast wspierać lokalny biznes, aby walczył z OBCYMI PASOŻYTAMI, fundujemy dalszy rozwój sieci pasożytniczych. Przez co, sami kopiemy sobie dołek. Coraz mniej jest polskich sieci sklepów, ot, chociażby Stokrotka została sprzedana w ręce litewskie, Piotr i Paweł szuka inwestora, zapewne kupi to jakiś kolejny fundusz, czyli „nie-wiadomo-co”.
      Polski handel znika na naszych oczach, a Polacy, czy raczej „polskojęzyczni”, którzy tu siedzą, wespół z imigrantami z wielu krajów (chociazby Ukraińcami), kupują w zagrancznych sieciach, które de facto, są już monopolistami. Widać to ewidentnie w miastach, gdzie praktycznie, poza bazarami, Społemem i jakimiś niedobitkami handlu, typu Polomarket czy Dino, nic już polskiego nie zostało. Na prowincji jest nieco lepiej, choć też, coraz gorzej, bo dystrybucja jest i tak w rękach obcych, np. portugalskiego Eurocash. Owszem są jakieś tam niedobitki, typu Baćpol, ale to lokalnie.
      Generalnie rzecz biorąc, TU CHODZI WYŁĄCZNIE O POLITYKĘ I WIZJĘ. Ja, jestem, „od wieków”, Nacjonalista, Korporacjonistą, gardzę tym co się dzieje w tym padole, zwanym III RP. A dzieje się coraz gorzej, przy całkowicie milczącej postawie większości społeczeństwa.
      Ograniczenie handlu ma sens POLITYCZNY, gdyż uderza w Kapitalizm, czyli dominację wielkiego biznesu, zwanego przeze mnie PASOŻYTAMI, a także przywraca normalnośc, gdyż w naszej tradycji, NIEDZIELA TO DZIEŃ WOLNY.
      Ty jak chcesz, możesz dalej sobie wierzyć w te Liberalne czy Globalistyczne bajki i brednie. Balcerowicz kiedys bredził „kapitał nie ma narodowości”. Jak dzisiaj wygląda polski handel, Polska, a raczej to co z niej zostało, kazdy widzi.
      Mi jedyne co dzisiaj zostało TO EDUKOWAĆ I NAWRACAĆ ICH. Sam, obecnego systemu nie obalę, nie obalę tzw. Demokracji, czy też Liberalizmu lub Kapitalizmu oraz Globalizmu.
      TYLKO NACJONALIZM I KORPORACJONIZM, MOŻE NAS URATOWAĆ OD NIEWOLI.

      • Polecam artykuł:
        http://www.portalspozywczy.pl/handel/wiadomosci/robert-krzak-proces-sprzedazy-i-wycofywania-sie-sieci-handlowych-przyspiesza-lawinowo,154661.html
        Pytanie brzmi, w jakim kierunku będzie szedł handel w Polsce? Czy chcemy mieć taki syfilis jak w Czechach czy na Słowacji, gdzie ostała się, jedna, góra 2 sieci handlowe o kapitale krajowym, a cała reszta jest w rękach obcych i galerii handlowych jest nasrane niczym kozich bobków.
        Czy może jednak się obronimy, obroni polski, tradycyjny handel, wesprzemy go odpowiednią legislacją, opodatkujemy zagraniczne sieci handlowe (już po POLEXIT), tak by w końcu, wyszli z Polski. Polska ma duży rynek i tu naprawdę nie potrzeba ŻADNYCH ZAGRANICZNYCH SIECI HANDLOWYCH. Wszystko, dosłownie wszystko, możemy sobie zorganizować sami. Trzeba tylko chcieć.
        Niestety, jak pokazuje przykład handlu w niedziele, polskojęzyczna społeczność w tym kraju, jest już tak zdegenerowana, że nie tylko nie chcę się jej nic czytać (nawet programu)to tym bardziej nie chcę się nic, zmieniać, aby było lepiej.
        Stąd, moje pełne poparcie dla każdej inicjatywy, które będzie stać w sprzecznosci z tym co piszą antypolskie media, takie jak GWno, TVN czy inne, liberalno-lewackie ścierwo.

        • No i na koniec jeszcze jeden artykuł:
          http://www.dlahandlu.pl/detal/ekspert-zakaz-handlu-w-niedziele-wplynie-na-kreatywnosc-branzy,67961.html
          Pozytywny news. Polska stacza się w niebyt, brakuje kreatywności, brakuje innowacyjności. Taki „zakaz”, czy raczej ograniczenie handlu w niedziele TO NOWY IMPULS.
          Ja, ze swej strony, na pewno będę wspierał każdą inicjatywę, która pozwoli na wzrost kreatywnosci i innowacyjności w POLSKIM HANDLU, głównie drobnym.
          Na pewno, na ograniczeniu handlu, skorzysta e-commerce. Nie kojarzę jak przepisy regulują handel internetowy, ale handel internetowy powinien być legalny. Z bardzo prostego powodu – i tak większość osób zamawia produkty w internecie, czasie weekendów. A handel internetowy jest w Polsce skoncentrowany w polskich rękach. Faktycznie, dominują tu mikro-gracze i malutcy. Polacy, cięzko zarabiający na chleb. Czasem jedno-osobowe firmy, takie jak niedgyś moja.
          Tak więc ograniczenie handlu w niedziele to po prostu, dobra wiadomość dla MNIE. Oczywiście należy doprecyzować przepisy, tak aby pracownicy dostawali wyższe uposażenia z tytułu pracy w niedziele. Myślę, ze podwójna stawka powinna byc oczywistościa. Niedziela jest od odpoczynku, a jak ktoś chce pracować w niedziele – droga wolna, ale za wyższą stawkę.
          Tak powinna wyglądać rzeczywistość W CYWILIZOWANYM KRAJU, rządzonym przez PATRIOTÓW. A nie przez służalców obcego kapitału międzynarodowego, jak w Twoim przypadku, Arturze. Sorry, ale musiałem to napisać, nie traktuj tego prywatnie.

  5. Nie przestałam Cię czytać, drogi Krytyku, ale przestałam komentować, bo mnie brzydzą kilometrowe wynurzenia pana powyżej. Get a life, man. Po co czytać blog kogoś, z kim się programowo nie zgadzasz.

    • Pani Olgo, to JEST życie Pana Jakuba J. 🙂 Nie wiem tylko dlaczego tak mocno odchylil sie na prawo i otwarcie mowi, ze jest nacjonalista… i to germanofilem! Jezusie nazarenski!

      • Pisałem już raz i nie będę się powtarzał. Mam poglądy w 95% procentach zbliżone do Dmowskiego oraz Stachniuka. Dmowski nie był germanofobem, podobnie jak Stachniuk czy inne osoby związane z Nacjonalizmem. Przypominam, że niejaki Jan Mosdorf był Niemcem z pochodzenia, który zginął w Auchwitz za pomoc Żydowi. Ale o tym, ani Koszerna ani TVN, nie powiedzą….

    • Czytam blog od dawien dawna. Gdy jeszcze Artur nie wchodził w tematy polityczne, zgodne z „oficjalną linią”, promowaną przez Liberałów i Globalistów.
      Uważam, ze ludzie, nie znający się na czymś nie powinni zajmować się tym czymś. I tak, pan Artur Michna nie powinien zajmować się tematami politycznymi, gdyż nie ma o nich, podobnie jak zdecydowana wiekszość osób, zielonego pojęcia.
      Równie dobrze, można pisać o lekach czy schorzeniach, nie będac lekarzem. Tak samo, można pisać o kwestiach polityki, np. gospodarczej, nie będąc ekonomistą czy politologiem.
      Ja się zajmuje tematem od dłuższego czasu, mniej więcej od 10 lat i wiem, o czym mowię. Na polityce znam się bardzo dobrze, mam ukończone studia w tym zakresie i zainteresowania. Wiem, w jakim kraju żyjemy i w jakiej rzeczywistosci, w jakim systemie, w jakim ustroju. Mam więc 100% prawo do wyrażania swojej opinii, gdziekolwiek zechce.
      A jak Pani, pani Olgo, nie podobają się moje poglądy, ma Pani prawo protestować. Mi się NIE PODOBA BRAK POGLĄDÓW, co jest rzeczą nagminną, nie tylko w polskim społeczeństwie.
      BRZYDZĘ SIĘ KONFORMIZMEM. Artur, który ma poglądy centrowo-liberalne, czasami pisze mądrze, czasami pisze głupio. Ja nie mam zamiaru nastawiać Artura na moje tory, bo to jego sprawa, a jedynie SPIERAM SIĘ NA ARGUMENTY.
      I tak, podtrzymuje wszystko co napisałem. Tak się składa, że mam dziwną spostrzegawczość i moje sądy, na tematy społeczno-polityczne są w większości przypadków, poprawne. Może dlatego, że patrzę całościowo, z każdej strony, a nie, tak jak ludzie o poglądach lewicowo-liberalnych czy prawicowo-konserwatywnych, ze „swojej mańki”. Nie jestem Liberałem, ani Konserwatystą, jestem Korporacjonistą. Proszę poczytać co nieco na temat tego, zaczynając od twórcy tej Idei, czyli od Platona oraz osób, które szły tą samą drogą, zaczynając od Jezusa z Nazaretu, na Benito Mussollinim kończąc.
      WIERZĘ PANI OLGO W WOLNOŚC, NIE W DEMOKRACJĘ.

    • A w sprawie „get a life, man”, to typowe powiedzenie zapatrzonych w siebie Egoistów. Wolę „change the world, man, be active”. Żyje, by zmieniać swiat, na lepsze, staram się być aktywny. W przeciwieństwie do Pani, która skupia się….na pierdołach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―