W najnowszej reklamie twardego tłuszczu roślinnego Daria Ładocha ogłasza, że spróbowała i wybiera go zamiast tradycyjnego masła. Nie wiem, jak smakuje kuchnia Pani Darii, acz często widzę, jak gotuje w telewizji, wpadł mi też w oko jej wizerunek na reklamie cateringu. Dlatego gdy tylko udało mi się trafić polecaną przez nią kostkę w dyskoncie, postanowiłem walory tej kuchni poznać bliżej.
Do masła rzeczona alternatywa nawiązuje w sposób co najmniej ostentacyjny i tam, gdzie tylko się da, generuje wszelkie możliwe z masłem skojarzenia. Budzi je już samo słowo, które przynajmniej wygląda jak „masło” lub wyraz ten przypomina, mimo że skrywa literkę „a” za listkiem. Na opakowaniu jest aż nadto widoczne i od razu rzuca się w oczy. Trzeba tu jednak przypomnieć, że Unia Europejska wyraźnie zakazała używania słowa „masło” do opisywania tłuszczów innych niż odzwierzęce, a ta kostka jest roślinna, co dokładnie wypunktowano w składzie. Poza tym na opakowaniu pojawia się formuła „82%”, która zwyczajowo umieszczana jest na kostkach masła, aby gwarantować zawartość w nim 82 procent tłuszczu. Tutaj 82 procent odnosi się jednak nie do tłuszczu w maśle, tylko do wpływu na klimat, który – jak twierdzi producent – w przypadku tej roślinnej alternatywy wynosi akurat 82 procent mniej niż dla masła, co skrupulatnie postanowiono zaznaczyć. Wreszcie samo opakowanie zaprojektowano z użyciem niebieskiego koloru, który bardzo często stosowany jest na opakowaniach masła.
Chytre to, powie ktoś. Inny dorzuci, że wręcz sprytne. Kazik poszedł dalej i użył w komentarzu ostrego słowa powszechnie uważanego za wulgarne, a nawet zdobył się na publikację tego słowa w sieci. Do dyskusji włączyła się też Kasia Bosacka, która sporządziła pod adresem produktu, który udaje masło, całą listę merytorycznych zarzutów. Zawrzało.
Zawrzeć musiało, skoro Daria Ładocha udzieliła bardzo dokładnych wskazówek kulinarnych w sprawie spożytkowania konsumenckiego polecanej przez siebie twardej roślinnej alternatywy dla masła i są to wskazówki co najmniej zaskakujące. Twierdzi, ze spróbowała, spodobało się jej i dostrzega czas na zmianę. Twardą alternatywę roślinną zaleca zatem do przygotowywania dań jednogarnkowych, do warzyw smażonych, a nawet do risotto. Trudno przypuszczać, że nie spodziewała się zamieszania, jakie wywoła. Jeszcze trudniej przypuszczać, że nie spodziewał się go producent. Przecież skoro ferment został zasiany, to i piana musi się potoczyć.
Przypuszczać za to można, że ani Pani Daria, ani marketingowcy nie spodziewali się, że do dyskusji o wyższości margaryny nad masłem włączą się aż gwiazdy, czym dodatkowo i bezpłatnie nakręcą zainteresowanie produktem. Czy jednak to darmowe zainteresowanie wyjdzie w ostatecznym rozrachunku produktowi na dobre?
Iskierką nadziei są nieliczne, ale jednak zauważalne głosy wspierające obóz zwolenników alternatywy dla masła, którzy nie widzą nic złego w maśle innym niż masło, mleku innym niż mleko i serze innym niż ser, podpierając się słownikowymi definicjami tychże. Stronnictwo nie widzi tu żadnej manipulacji, ani tym bardziej oszustwa, bo konsument jest świadomy i się zorientuje. Tutaj miałbym jednak pewne wątpliwości, bo nie wszystkich konsumentów da się przypisać do zbioru świadomych. Dość powiedzieć, że około 40 proc. Polaków nie rozumie, co oznacza spadek inflacji, a około 20 procent jest zdania, że spadająca inflacja oznacza spadek cen albo myli inflację z deflacją. Z mojego wczorajszego spostrzeżenia powziętego w jednej z blokowych klatek schodowych wynika zaś, że wciąż są między nami tacy, którzy nawet w przypadku tych trzech-czterech najbardziej popularnych polskich słów, jakie słyszymy nie tylko na polskich ulicach, ale też w zagranicznych kurortach, wciąż mają problemy z podstawami ortografii.
Póki co twarda alternatywna dla masła kostka roślinna kosztuje w promocyjnej ofercie w Biedronce 4,99 zł. Tego samego dnia w tym samym sklepie masło śmietankowe w promocyjnej ofercie kosztowało 3,49 zł. W podobnej lub jeszcze niższej cenie bywa w promocyjnych ofertach w różnych sieciach handlowych masło extra. Jest to zatem sporo taniej i to nie tylko za kostkę, która w przypadku masła jest mniejsza, ale też w przeliczeniu na kilogram. Alternatywa wydaje się zatem droższa, czyli pozycjonuje się na wyższej półce cenowej niż masło. Potwierdzać zdają się to też ceny tej kostki w internecie, które w zwykłej ofercie oscylują wokół 7,50 zł.
Producent uważa, że „Rama Używaj Jak M@sło” niczego nie udaje. Komunikuje, że nie jest to ani margaryna, ani masło, tylko nowy rewolucyjny produkt spożywczy. Na czym, poza wywołaniem gigantycznego skandalu, polega ta rewolucyjność, nadal nie wiem.
A ja się nie zgodzę. Jako pasjonatka cukiernictwa postanowiłam ją wypróbować w przeróżnych wypiekach. I o dziwo, spisuje się naprawdę dobrze, nie ma co prawda tego maślanego posmaku i zapachu, ale co do konsystencji ciast narzekać nie mogę. Rewolucyjność jej polega według mnie na tym, że jest to dużo zdrowsza alternatywa dla masła i margaryn, gdyż nie ma tłuszczów zwierzęcych ani tłuszczów trans. Na zdrowiu się trochę znam, bo jestem lekarką. Pozdrawiam serdecznie.