Gdy z naszego wspólnego konta zniknęło mi dwa tysiące, puściły mi nerwy – opowiada czytelnik zniesmaczony finansowym odium wokół Pierwszych Komunii Świętych.
Wyruszyć mieli w czerwcu tego roku, ale nic z tego. W miniony weekend Pan Stanisław odkrył, że mozolnie uzbierane dwa tysiące zniknęło mu z konta. Szybko wyjaśnił, że wypłaciła je jego żona po konsultacji ze szwagierką, z która wspólnie ustaliły, że dwieście czy trzysta złotych w prezencie z okazji Pierwszej Komunii Świętej wygląda marnie. Panie uznały, że znacznie lepiej będzie wyglądać tysiąc, a że komunikantów miało być dwóch, bo bliźnięta, to z prostej rachuby wyszło, że niezbędne dwa tysiące akurat są na koncie.
Tysiąc złotych w gotówce na komunijny prezent to ostatnio mocno praktykowana norma. Wynika z powszechnego przekonania, że skoro rodzice dziecka są gotowi się zastawić, by móc gościom postawić, to szczędzić za to grosza się nie godzi. Żałować dziecku – brzydko wygląda to raz, a po drugie koperta musi pokryć koszty komunijnego przyjęcia, które ze względu na inflację znacznie ostatnio wzrosły. Tajemnicą poliszynela jest, że to nie komunikanci a ich rodzice ostatecznie zliczają gotówkę. Oficjalnie tłumaczą, iż w związku z niedojrzałością komunikantów i dla ich dobra biorą ten grosz w depozyt. Ten jednak szybko topnieje, bo to trzeba opłacić basen, to na komitet rodzicielski dać, a to jakiś but na zimę kupić czy nowe portki.
Takie przyjęcie komunijne pewnie nie kosztowało dużo, choć już za zestawy najprostsze, jak ten przytoczony powyżej, restauratorzy życzą sobie po 100-150 złotych od osoby, czy też talerzyka – bo taka nomenklatura obowiązuje przy tego typu przyjęciach. Nieco taniej bywa w transakcjach cateringowych, czyli w zaopatrzeniu rodzinnego spotkania w domu lub w wynajętej sali, na przykład w wiejskiej remizie, w dowożone w termosach a dzielone na miejscu posiłki. W takim przypadku koszt może spaść nawet do 50 złotych za talerzyk, ale operatorzy cateringu zaznaczają, że nie zmieści się w tym koszcie wiele. Trudno sobie wyobrazić, żeby zmieściło się mniej niż skromny rosołek i bogata w panierkę pierś z kurczaka, choć zdarza się, że poza zupą i drugim daniem biesiadnicy mogą do woli można raczyć się podawaną w termosach granulowaną herbatą i rozpuszczalną kawą.
Ci, którzy oczekują pewnego poziomu nieudawanej rafinady, na talerzyk muszą przeznaczyć dobre kilkaset złotych. Aby znacząco wyjść poza jedną zupę i jedną porcję drugiego dania na osobę, niezależnie od nielimitowanej ilości gorących napojów, wystarczy już czterysta złotych od talerzyka. Za taką kwotę restauratorzy są gotowi wystawić zestawy przekąskowe, sałatki, wodę i soki a nawet jedną rybę lub jedno inne danie wegetariańskie lub wegańskie i lody. Do tego w tej kwocie można liczyć na kolację podawaną co prawda na dwie-trzy godziny po obiedzie, ale na gorąco. Alkohol należy zorganizować sobie samodzielnie i sfinansować dodatkowo.
Stojący za finansowaniem komunijnych przyjęć rodzice zaznaczają, aby nawet w celach orientacyjnych nie kierować się przy wyliczaniu kwot umieszczanych w prezentowych kopertach ceną samego talerzyka. Koszt wydarzenia to także niezbędnik komunikanta składający się z dedykowanej mu odzieży, obuwia i przystrojenia, materiałów książkowo-piśmiennych oraz prezentu duszpasterskiego, na który może złożyć się cała grupa, choć niektórzy wręczają go duszpasterzowi indywidualne.
Czy przywołane wyżej okoliczności uzasadniają kopertowy tysiąc dla komunikanta, rozważcie w sumieniach swych już sami.