W dyskusji nad rachowaniem gwiazdek dla Polski i liczbą miast dostrzeganych przez inspektorów umyka pewna przewrotna ciekawostka, która wiąże się z gwiazdkową bohaterką tego sezonu, restauracją Senses…
Tradycyjnie jak co roku po publikacji czerwonego przewodnika Michelin – Main Cities of Europe, nadwiślański padół skrapiają łzy rozczarowania tych, którzy lepiej niż inspektorzy znają się na rzeczy. To nasza narodowa cecha, bo zawsze wiemy lepiej, niezależnie od tego, że najczęściej nie wiemy, co jednak nie ma znaczenia, bo skoro białe czasami może być czarne, a czasami nie, to nic komu do tego.
Płyną zatem tradycyjne postulaty z gór, płyną znad morza, zgodnym głosem żądając uczciwych parytetów dla Polski i hojniejszego szafowania gwiazdkami. Gonieni romantycznym szaleństwem specjaliści konstruują wizje, w których wizualizują sobie dziesiątki, setki a może tysiące adresów, którym należy się gwiazdka, dwie, trzy albo nawet cztery! Zwłaszcza te cztery są świadectwem poziomu wiedzy, jaki postulujący mają względem systemu, według którego klasyfikacja Michelin działa.
A działa wedle schematu dość prostego. Oto do grona najlepszych zalicza wyłącznie te restauracje, co do których brak jakichkolwiek zastrzeżeń począwszy od koncepcji miejsca i karty, przez drogę surowca od uprawy po stół, aż po skuteczność komunikacji między członkami załogi. Z całości wynika standard, który albo kwalifikuje adres do grona godnych najwyższych not albo nie.
W tegorocznej klasyfikacji znalazły się 52 restauracje z Polski, w tym 28 z Warszawy i 24 z Krakowa. W przeciwieństwie do różnej maści krzykaczy, którzy o adresach z tej listy wczoraj dowiedzieli się po raz pierwszy, ja znam je wszystkie i z listą podaną w przewodniku zgadzam się co do joty. To jest zestaw najlepszych polskich restauracji według klasyfikacji Michelin, bo czerwone jest czerwone i nie zrobi się żółte.
Nie rozumiem też głosów co do oczekiwań całkowicie polskiej edycji przewodnika Michelin. Właśnie poprzez dołączenie dwóch najbardziej rozpoznawalnych polskich miast do klasyfikacji europejskiej prestiż zestawienia rośnie, informacja dociera do właściwych kręgów, a stoliki skutecznie się zapełniają. Owszem, Skandynawia ma swoją edycję, ale na Skandynawię jest teraz moda. O Fäviken, Maaemo i Noma wie dziś każdy smakosz na świecie i tak się składa, że żadna z nich nie znajduje się w Polsce, za to wszystkie trzy są w Skandynawii – pierwsza w Szwecji, druga w Norwegii, trzecia w Danii.
Za kilkaset złotych, które w polskich najlepszych restauracjach starczy na niezłą kolację, w skandynawskich można zjeść co najwyżej cynabona. Tu trzeba się wykosztować na jakieś dwa-trzy tysiące na głowę i to jeszcze mieć szczęście na rezerwację za pół roku. Moda na najlepsze restauracje w Skandynawii nakręca też ruch gastronomiczny w ogóle, zatem rezerwacje na wieczór są tam normą. W Polsce nie, a ruch gastronomiczny u nas wciąż jest mizerny. Przewodnik nie czarodziej, sam obłożenia nie wygeneruje. Póki co nie ma więc szans na polską edycję, nie ma też sensu, aby taka powstała, bo polecając puste przestrzenie, system Michelin wszedłby na drogę do autodestrukcji.
Na czym jednak polega przewrotność tegorocznej edycji, o której wspomniałem na początku? Może sami się domyślicie? Jeśli nie, zapraszam na do JemRadia, w najbliższej audycji opowiem o niej.
Moją najbliższą audycję w JemRadio poświęcę na poszerzony komentarz w sprawie polskiej sekcji tegorocznej edycji Michelin – Main Cities of Europe. Opowiem między innymi o skłaniającym do refleksji prztyczku w nos, jaki eksperci międzynarodowi zgotowali ekspertom polskim, zupełnie nieświadomie stawiając ich w niezręcznej sytuacji. W drugiej części audycji dołączy do mnie Pan Makary. Pozostając przy zagadnieniu, zajmiemy się kartoflottem według Wojciecha Modesta Amaro. Przyjrzymy się też grupie bezdomnych z Kołobrzegu, którzy okupują korytarze tamtejszego urzędu miasta, ukradkiem wnoszą jedzenie i… jedzą! Wysłuchamy też urzędników, którzy bezdomnych najpierw zaprosili a teraz oskarżają ich o publiczne obnażanie się i… defekowanie po kątach! Skandal! Na premierę zapraszam jak zwykle w środę od 20.00 do 22.00, a na powtórki w kolejne dni tygodnia według ramówki JemRadia dostępnej na radiowym Fanpage. Jak odbierać JemRadio, dowiesz się na www.jemradio.pl
Ja jestem zażenowany obecnymi wynikami. Po raz kolejny okazało się, ze Polak nic nie potrafi. Zresztą w Gazecie Prawnej znalazłem, o dziwo, dobry artykuł, piszący o tym, o czym ja mówię od lat wielu i co wpadło mi do głowy wiele lat temu, właśnie na bazie polskiej kuchnii i kulinariów.
http://forsal.pl/artykuly/927085,kopiowanie-zachodu-zaszkodzilo-polsce-osiedlismy-na-peryferiach-stajac-sie-neokolonia.html
Z całym szacunkiem do pana Amaro, sam fakt, że człowiek wstydzi się polskiego imienia i nazwiska i musi na siłę, stosując tricki, udawać obcego, to wstyd i zaścianek. O tym, że Włoch dostał gwiazdkę, jako drugi z kolei i że robi coś, co dla Polaka, z dużej litery wydaje się oczywiste (surowce do potraw bierze z własnych upraw, gdzieś w Podkarpackim), to kolejny wstyd.
Polski nie ma, tak więc trudno oczekiwać by ludność polskojęzyczna zamieszkująca ten kraj, miałą przywracać i odbudowywać ten kraj, kulturowo i ekonomicznie, własnymi siłami. Skoro nawet nazwy restauracji nie są polskie, kucharze wstydzą się polskich imion, a obcokrajowcy, tak jak 500 lat temu, muszą „zaznajamiać motłoch polskojęzyczny z polskimi produktami”, to nie mam nic do dodania. Wszystko idzie we właściwym kierunku, czyli coraz gorzej. Jak kiedyś mowił Lenin, im gorzej, tym lepiej. Czyli będzie coraz lepiej, kiedyś….
Dodam, że ostatnio, mianem „innowacyjności” określa się kopiowanie i stosowanie, pomysłów z Holandii czy Skandynawii i produkcja…zdrowych batonów ze ścwierszczy.http://www.portalspozywczy.pl/zboza-oleiste/wiadomosci/ronzo-innowacyjna-firma-z-lodzi-produkuje-batony-ze-swierszczy-video,126192.html
Zawsze mi się wydawało, że to polskie kasze byłyby dobrym surowcem do produkcji zdrowej żywności, na słono i słodko. No, ale skoro nasi „innowacyjni” twórcy chcą być odtwórczy, to proszę bardzo. Ja na pewno tego sztucznego, zachodniego g….., made in Poland, nie kupię. No, ale KODziarzom akurat na zagrychę.
Batony ze świerszczy to zupełna abstrakcja. Jestem na nie.
Cieszę się, że masz taką opinię. Pisałeś kiedyś już o owadach i była mowa o Holandii, gdzie idzie moda na „hamburgery z owadów”. Ludziom w bogatych krajach, nie mają już czego wymyślać. To, że w Polsce ktoś chce coś takiego produkować to kolejny dowód na to, ze Polacy sami nic nie potrafią, poza małpowaniem i kopiowaniem.
Odnośnie Skandynawii, to warto, aby każdy zwolennik „polskiego przewodnika Michelin” i w ogóle ci co tak płaczą, zajrzeli sobie chociażby na strony internetowe, szwedzkiej i norweskiej restauracji, podanej w artykule. Przyznam szczerze, że nie wchodziłem na nie do tej pory, chyba, ale widzę od razu, że jedno to Szwecja, druga to Norwegia. Ba, nawet nie widać czy to akurat restauracja, bo Szwedzi właściwie bardziej nastawiają się na szeroko pojętą turystykę. Teraz proszę pokazać mi restaurację w Polsce, której strona będzie przedstawiać sobie, to co w Polsce typowe – bogactwo natury, kultury i tradycji. Bo patrząc na nasz kraj i naszą mentalność, to raczej będzie to kolejny przewodnik po Krakowie tudzież Warszawie. Warto zauważyć, że w przypadku Maaemo, nawet nie ma słowa o tym, że to lokal w stolicy. Lokal szwedzki jest na jakimś dalekim zadupiu.
Można? Można, tylko wystarczy zmienić myślenie na „średniowieczno-zaściankowe”.
Gdy próbuje się wariacji na temat polskiej kuchni z polskich składników w polskiej stolicy którą proponuje nie-Polak to towarzyszy temu ekscytacja i to ekscytacja przyjemna, bo miłe i godne uznania, że ktoś zadaje sobie trud, aby pozbierać ciekawostki z naszej okolicy a znanym klasykom nadaje zupełnie nowy wyraz. To jest zdecydowanie nowa jakość i żałować nam tylko, że polscy kucharze są jeszcze dość daleko w tyle. Owszem, mamy świetnych profesjonalistów, którzy gotują zjawiskowo, ale w kategoriach współczesnej czołówki to dopiero niezbędna podstawa. Teraz czekamy na rozwinięcie. Jestem jednak optymistą i sądzę, że się doczekamy.
Ja nie twierdzę, że u nas nie ma mądrych ludzi. Jest wiele osób, które to robią. Ale ogół tego nie rozumie czy nie chce zrozumieć. Ale fakt, że po raz kolejny, to obcy muszą nas uczyć, tego, co powinno być oczywistością, jest śmieszne. Patrząc na film promocyjny, restauracji Senses, ktoś mógłby powiedzieć, ze to jakiś gniot. Ale dla obcokrajowca, takie zabite dechami, dziury, gdzie po ulicach jeszcze chodzą krowy, a psy są cały czas na łańcuchu (choć tego akurat nie popieram), to coś niezwykle atrakcyjnego. W kuchnii, zaścianek daje najlepsze efekty, warto zauważyć, że już parę lat temu, jacyś tam „znawcy” w Singapurze wytyczyli taki światowy trend w kuchnii.