Home z podróży Budapeszt Budapesztańskie smakołyki. 1. Hala i Wieloryb

Budapesztańskie smakołyki. 1. Hala i Wieloryb

2

Na naddunajskim tarasie dobrze smakuje nawet zwykły koźlak, ale Budapeszt kryje o wiele więcej smakołyków. Zapraszam.

Do Budapesztu mamy niedaleko, a ostatnio zdaje się, że nawet znacznie bliżej i to przecież nie dlatego, że połączenie otworzyły tanie linie lotnicze. Dla niektórych może to być co prawda istotny czynnik w planowaniu podróży, ale sądzę, że większość moich czytelników pójdzie w moje ślady, a właściwie tory, i tak jak ja wybierze podróż pociągiem nocą.

O zaletach podróżowania nocą pisałem już nie raz, a to przy okazji wyprawy do Paryża, a to do Piemontu. Za każdym razem docierałem na miejsce wypoczęty, pełny wrażeń z podglądania osnutych nocnym światłem miast, a co najważniejsze bez osobistych rewizji na lotniczych bramkach.

Widok na Wielką Halę Targową z Fakanal Eterem

Nie inaczej było w przypadku Budapesztu, a że nocny pociąg z Warszawy wtacza się na dworzec Keleti o pół do dziewiątej, dwa kwadranse później jadłem już śniadanie w Fakanal Eterem w budapesztańskiej Wielkiej Hali Targowej. To jeden z najbardziej charakterystycznych obiektów Pesztu i choć podobnych hal pod koniec XIX wieku zbudowano jeszcze trzy, ta jest największa i położona najbardziej centralnie. Nic dziwnego, że moje pierwsze kroki z dworca skierowałem właśnie tam.

Halę zbudowano w 1897 roku, a wyszła spod ołówka samego Eiffela. Podobnie jak słynna paryska wieża, także budapesztańska hala to misterna konstrukcja stalowa, która skrywa trzy poziomy handlowej przestrzeni, na której kupić można wszystko, co węgierskie. Pośród odwiedzających słychać czasami głosy, że hala już dawno straciła swój lokalny koloryt i stała się turystyczną atrakcją, ale ponieważ owe głosy płyną od samych turystów, toteż ja okrywam je zasłoną milczenia.

Co prawda część stoisk na parterze w sposób ewidentny kieruje ofertę do turystów, bo i któż z miejscowych żądałby papryki w maleńkich ceramicznych szkatułkach albo tokajów i kiełbas w eleganckich opakowaniach, skoro dziesięć kroków dalej ta sama papryka i te same wina czy wędliny sprzedawane są w zwyczajnych opakowaniach i to po niższych cenach? Te właśnie stoiska z surową gęsią wątróbką, chłodnicze lady ze świeżym mięsem oraz dziesiątki kramów ze świeżą zieleniną, warzywami i owocami obalają mit o cepeliowskim charakterze tej hali. Co z tego, że na sporej części kramów wiszą ludowe obrusy, laleczki i czapeczki, skoro po zejściu do poziomu podziemnego są przecież świeże ryby, kiszonki, przetwory i fermenty, które w żadnym razie nie zainteresują turysty. Fermentów nie zabierze przecież do samolotu.

Do pociągu kiszonki dałoby się co prawda zabrać, choć przyznam, że nie próbowałem, bo hala zamyka się na weekend już w sobotę o 15.00, ja opuszczałem Budapeszt dopiero w niedzielę wieczorem, więc moje fermenty musiałyby spędzić dwa dni w hotelowym pokoju, a potem jeszcze kolejny dzień w podróży. Postanowiłem zatem lokalnych kiszonek popróbować tak, jak miejscowy, czyli na miejscu.

Faszerowane papryki

Każdemu doradzam to samo, bo takie faszerowane kapustą papryki to sama pikantno-kwasowa radość. Zdawałoby się, że oba kwaśne składniki będą ze sobą konkurować o prymat kwasowości, a jednak ów kwaśno-pikantny hałas, który generują w ustach, przypomina raczej śmiały beat strażackiej orkiestry niż sportową konkurencję. Doskonale pasuje to do spłukiwanej węgrzynem kiełbasy i pewnie właśnie tak najczęściej jada się takie faszerunki.

Zatem nasyciwszy się kilkoma chrupiącymi kęsami kilku różnych papryk o różnych kolorach i różnym stopniu pikanterii, skierowałem się na najwyższą kondygnację hali, by wreszcie zasiąść do śniadania. W restauracji Fakanal wybór był spory i aż nadto obfity, bo poza talerzami wędlin w witrynach ustawiono też duszone gęsie uda, smażoną kiełbasę i gołąbki. Ja poszedłem po linii zachowawczej i wybrałem sobie chłopską jajecznicę i domową lemoniadę. Jajecznicę usmażono na słoninie i podano z kawałkami świeżych warzyw, a lemoniadę przygotowano na bazie syropu z kwiatów czarnego bzu i cytryny, czyli dokładnie tak, jak lubię najbardziej. Smaczne.

Jajecznica na śniadanie

Posilony, wyruszyłem na krótką wycieczkę po sąsiadujących z Fakanalem stoiskach, na których pyszniły się zimne i gorące kolorowe węgierskie przysmaki. W barowych okienkach polecały się faszerowane mięsem papryki, stosy duszonej kapusty z mięsem i kiełbasą, tuziny faszerowanym mieloną wieprzowiną gołąbków, istne kopy klopsów, kotletów i kiełbas oraz prawdziwe głębiny bulgocącego w bemarach perkeltu, gulaszu i paprykarzu. Do tego w każdym okienku przygotowywano coś na żywo – a to autorskie kanapki w bułczanym rożku z kiełbasą, wędzonką, pieczystym lub ze wszystkim razem, a to langosze z serowo-kiełbasianym obłożeniem.

Oszołomiony feerią kolorów, mieszanką zapachów i bukietem aromatów, zszedłem na parter, aby zmienić temat na lżejszy. Nacieszyłem więc oko wysypującymi się ze stoisk naturalnie pachnącymi warzywami, zlustrowałem witrynki masarnicze z przebogatą ofertą kiełbasianych lasek i plasterków, przyjrzałem się nawet słynnym węgierskim wątróbkom i to nie tylko w konserwach ale też w wydaniu surowym. Przeszedłem też obok tokajów, palinek i sproszkowanej papryki. Otaczały mnie całe tony czerwonego dobra, z którego do domu zabrałem jakieś dwa kilogramy – pół na pół z Szegedu i z Kaloczy. Która lepsza? Jeszcze nie zdążyłem sprawdzić, ale na pewno podzielę się wrażeniami w jednej z moich najbliższych audycji w JemRadio.

Po kilku godzinach zmasowanego kontaktu z Węgierską Ulicą, jak nazwano sektor hali z madziarskimi specjałami, udałem się do sąsiadującego ze starą halą nowoczesnego obiektu o kształcie przypominającym wielorybie cielsko. Na bazie starych murów nieużywanych od lat naddunajskich magazynów architekt wyrysował przestronne, nowoczesne wnętrze, które mieści galerię sztuki współczesnej, przestrzeń wystawienniczą oraz dziesiątki autorskich kafejek i restauracji. Całość architekt nakrył nietuzinkowym dachem ze szkła i aluminium i to właśnie dzięki tej swoistej kopule obiekt przypomina wieloryba, co podkreślono tak właśnie go nazywając.

Wieloryb

Większość barów, kafejek i restauracji oferuje dostęp do tarasu z widokiem na Dunaj. W mojej opinii to jedno z najpiękniejszych punktów widokowych na miasto, choć oczywiście można tłoczyć się na Moście Łańcuchowym i oglądać a to Budę, a to Peszt, z jednej strony przyjmując nieznośny wiatr w twarz, a z drugiej kuksańce w pupę od rozpychających się łokciami turystów. Ja zdecydowanie wolę zasiąść na tarasie i delektować się równie pięknym widokiem na Budę i Peszt z pozycji szezląga na wymoszczonych grubymi poduchami siedziskach. Wybrałem sobie zatem bar z najbardziej miękką sofą, jaką udało mi się znaleźć, zamówiłem kufel węgierskiego koźlaka i zanurzyłem się w cieniu, aby napawać się zielonymi wzgórzami Budy i wielkomiejskim sznytem Pesztu.

Koźlak i widok

Potrzebowałem chwili oddechu, bo za chwilę wybierałem się na wielki budański Gourmet Festival, na relację z którego zapraszam za tydzień.

Na spacer po pesztańskiej Wielkiej Hali Targowej zapraszam do mojej najbliższej audycji w JemRadio. W czasie rzeczywistym przejdziemy się najciekawszymi alejkami, zjemy razem śniadanie, a potem zasiądziemy na miękkiej sofie tarasu Wieloryba, skąd będziemy podziwiać melancholijną panoramę Budapesztu. Podróż rozpoczniemy w wagonie sypialnym nocnego pociągu Chopin, którym podróżowałem do Budapesztu, a zakończymy z Panem Makarym, z którym zjem kolejowe śniadanie. Na premierę zapraszam w środę od 20.00 do 22.00, a na powtórki w kolejne dni tygodnia według ramówki JemRadia dostępnej na radiowym Fanpage. Jak odbierać JemRadio, dowiesz się na www.jemradio.pl

2 COMMENTS

LEAVE A REPLY

Please enter your comment!
Please enter your name here

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Exit mobile version