Home z podróży Strasburg Śniadanie arystrokraty, czyli jak się śpi w żyjącym zamku?

Śniadanie arystrokraty, czyli jak się śpi w żyjącym zamku?

0

Spędziłem kilka nocy w zamku, który żyje, skrzypi i wzdycha, a śniadałem przy arystokratycznym stole barona i baronessy. Co za przeżycie!

W alzackim Château d’Osthoffen zatrzymałem się w związku ze świątecznymi jarmarkami, które odwiedzałem pod koniec ubiegłego roku w Strasburgu. Miejsce jest doprawdy czarujące i to nie ze względu na schlebianie gustom turystów, a ze względu na jego naturalny sznyt. To zamek żywy, od 200 lat zamieszkiwany przez tę samą arystokratyczną rodzinę Grouvel, choć jego historia sięga ponad 2000 lat. Dziś w części obiektu rodzina Grouvel prowadzi hotel, choć oferowana tu usługa to bardziej doświadczenie żywej historii niż zwykły nocleg w czterogwiazdkowym obiekcie. Niepowtarzalny urok Château d’Osthoffen polega wszak na tym, że gość czuje się tu raczej jak uczestnik arystokratycznego życia alzackiego château niż administrowanego z poziomu recepcji hotelu.

Ponaddwutysięczna historia Château d’Osthoffen, o której wspomniałem wyżej, to żadna przesada. Sięga roku 50. p.n.e., kiedy to w miejscu dzisiejszego château Rzymianie postawili wieżę strażniczą, która w czasach kolonizacji obszaru dzisiejszej Alzacji miała ostrzegać ich przed najeźdźcami. W XII wieku zamek został gruntownie przebudowany i zmodernizowany zgodnie ze średniowieczną stylistyką.

Na przestrzeni wieków płonął, był atakowany i niszczony, a przez blisko wiek stał w ruinie. Ze zgliszcz powstał w XVIII wieku, kiedy to przeszedł gruntowną renowację i z warowni został przekształcony na château raczej pałacowe niż zamkowe. W 1817 roku odkupił go wicehrabia i gubernator wojskowy Strasburga, generał François Grouvel, który w pierwszej połowie XIX wieku przeprowadził w nim kolejną modernizację.

Z tych czasów pochodzi przerzucony nad suchą fosą mostek, wieża, układ salonów i schody. Rodzina Grouvel mieszka tu do dziś, a najmłodsze pokolenie zarządza obiektem od początków pandemii koronawirusa w 2020 roku, kiedy to odeszła wiekowa baronessa z baronem.

Każdy pokój w części hotelowej ma swoją nazwę, która nawiązuje do zamieszkujących go dawniej postaci. Ja zająłem pokój Dorsner, w którym mieszkał generał Dorsner, którego nazwisko wypisano na Łuku Triumfalnym w Paryżu i rodzice zmarłej w roku 1953 baronowej Grouvel. Jak się mieszka w château z dwustysięczną historią, które w dalszym ciągu tętni z jednej strony codziennym a z drugiej jednak niecodziennym arystokratycznym życiem?

Zacnie, dostojnie i wygodnie, bo centralną część pokoju stanowi obszerne łóżko z niezwykle wygodnym materacem i szlachetną pościelą, którą – jak tuszę – przyobleczono co najmniej w egipską bawełnę. Sporą część pokoju zajmuje też przestronna łazienka, w której jest wszystko, czego można oczekiwać od dobrze wyposażonego czterogwiazdkowego hotelu.

Z okna widać romantyczną fontannę i przyzamkowy park, a ze ścian spogląda generał i baronessa. Ma się wrażenie, że oboje wciąż tu są, jakby w oddechach zaklętych gdzieś w grubych kamiennych ścianach i w odgłosach kroków na starych skrzypiących podłogach.

Sophie, obecna właścicielka château, jest w nim bez żadnych wątpliwości. Powitała mnie, zziębniętego i przemoczonego alzackim zimowym deszczem, oprowadziła po château i zaprowadziła do pokoju. Rano przygotowała śniadanie i to nie byle jakie. Na stole stanęło pierwszorzędne pieczywo, któremu piekarz dał czas na wygarowanie, maślane croissanty i drożdżowe maenele, wypiekane w okolicach Bożego Narodzenia alazackie bułeczki mleczne nakrapiane czekoladą.

Pieczywo można było obłożyć bardzo przyzwoitymi wędlinami i serami, które Sophie uzupełniała z tak daleko zakrojonym poświęceniem, że gdy zasiadałem do śniadania, miałem w pełni uzasadnione przeświadczenie, iż mimo godziny już dziesiątej jestem pierwszym tego poranka gościem śniadaniowej jadalni. Poza tym były też lokalne konfitury, miody i jogurty oraz jajka na miękko, które Sophie przygotowuje dla każdego gościa indywidualnie. Przyznam, że po pierwszej nocy zrezygnowałem z tej propozycji, ale później już się skusiłem i jakże pożałowałem straty z poprzedniego poranka! Choć zabrzmi to może trywialnie, to jednak powiem, że tak doskonale przygotowanego jajka na miękko dawno nie jadłem, a z pewnością nigdy wcześniej w hotelu. Mam też wrażenie, że podawane przez Sophie śniadanie w formie podobnej, a może wręcz identycznej, gości na jej rodzinnym stole piętro niżej.

Château d’Osthoffen jest położone około 15 km od Strasburga, a regionalny autobus do miasta odchodzi niemal spod zamkowej bramy. O wolne miejsca tu niezwykle trudno, a do wiosny w ogóle nie da się zarezerwować nic, ale jeśli będziecie w okolicach Strasburga w maju, lipcu czy wrześniu, sprawdzajcie dostępność, bo choć to château nie jest owinięte w landrynkowy papierek, to dla miłośników autentycznego doświadczenia to okazja nie do przegapienia.

NO COMMENTS

LEAVE A REPLY

Please enter your comment!
Please enter your name here

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Exit mobile version