W miniony weekend na gdańskiej starówce zawrzało od gastronomicznych atrakcji. Publika stawiła się tłumnie, aby rozsmakować się w Gdańsku za pół ceny, ale nic dziwnego, skoro pogoda dopisała, restauratorzy otworzyli podwoje, a pod pomnikiem Neptuna można było podziwiać kulinarne sztuczki Jeana Bosa i zajrzeć za kulisy konkursu kulinarnego dla zawodowych kucharzy
Niektóre lokale przyłączają się do akcji zupełnie spontanicznie i niezależnie od planów organizatorów. Sam miałem okazję się o tym przekonać, gdy, śniadając w Ferberze, dowiedziałem się od obsługi o specjalnej ofercie z okazji gdańskiego weekendu za pół ceny, mimo że ta kawiarnia nie figurowała w oficjalnych materiałach promocyjnych.
Choć śniadałem dość długo, bo doskonała pogoda skutecznie zatrzymała mnie w wygodnym fotelu kawiarnianego ogródka, to jednak musiałem pamiętać o obowiązkach. W samo południe przed Dworem Artusa w specjalnie przygotowanym namiocie rozpoczynał się pierwszy Gdański Konkurs Kulinarny, który poprowadził Wojciech Harapkiewicz – szef kuchni Pałacu Kościeszy.
Do konkursu mogły zgłaszać się zespoły zawodowych kucharzy z restauracji działających na gdańskiej starówce. Ostatecznie na uczestnictwo w konkursie odważyło się osiem zespołów, z których każdy miał za zadanie w ciągu godziny przygotować potrawę z tajemniczego zestawu składników. Do wylosowania była perliczka, przepiórki, kaczka, królik, pierś z indyka, szczupak, łosoś albo flądra w zestawach z kilkoma składnikami dodatkowymi. Danie należało skomponować z użyciem wszystkich składników z pakietu, przy czym można było korzystać z ogólnodostępnej spiżarni ze świeżymi ziołami i podstawowymi produktami kuchennymi.
Konkursowi przypatrywali się spacerujący po gdańskiej starówce przechodnie, wszak była to dla nich jedna z nielicznych okazji podpatrzenia pracy kucharzy, na co dzień schowanych w czeluściach restauracyjnych kuchni.Widzowie z entuzjazmem korzystali też z możliwości degustacji przygotowanych dla nich przekąsek. Gdy jednak na scenie pojawił się Jean Bos wyposażony w pokaźnych rozmiarów butlę z ciekłym azotem, tłum w konkursowym namiocie wyraźnie się zagęścił. Wielu do dziś nie może zrozumieć spowitego mgłą tajemnicy przemienienia soków w sorbety i zastanawia się, jak w letniej wodzie udało się ugotować rybę i mięso.
Po kilku godzinach kucharskich przygotowań i jurorskich obrad udało się wyłonić zwycięzców konkursu. Za najlepsze uznaliśmy danie przygotowane z najbardziej trywialnego zestawu, którego trzon stanowiła pierś z indyka. Fachowe ręce kucharzy z restauracji Kokieteria w hotelu Hanza przygotowały danie smaczne i eleganckie. Indyka podano w formie ziołowych roladek na musie figowym z kaszą. Mięso zachowało jędrność i soczystość, a dodatki dobrano tak, aby całość pozostała spójną i zrozumiałą ziołowo-owocową kompozycją.
Na drugim miejscu uplasowała się perliczka wylosowana przez kucharzy z karczmy Gdański Bowke. Z perliczki wycięto pierś i, po upieczeniu, podano ją na musie selerowym. Całości dopełniały kawałki smażonych jabłek, daktyle i płatki migdałów. Powstał bardzo przyjemny zestaw, w którym przyrodzone perliczce wyraziste nuty smakowe wzmocnionosłodko-owocowymi akcentami dodatków.
Trzecie miejsce zdobyli kucharze z klubu Fahrenheit za roladę z królika z suszonymi śliwkami podaną z ziemniakami z patelni i żurawiną. Za sprawą dodanego do śliwek czerwonego pieprzu, danie sprawiało wrażenie bardzo pikantnego, ale ta pikanteria całkiem nieźle wpisała się w słodycz śliwek i ubogacone tymiankiem i rozmarynem ziemniaki.
Czy były to naprawdę wszystkie smaki Gdańska? Oczywiście że nie, ale ciąg dalszy nastąpi i to niebawem, albowiem już 24 maja odbędzie się kolejna, zupełnie nowa akcja pod obiecującą nazwą Noc Restauracji, Jeśli niebo nad Gdańskiem ponownie rozpromieni blask kulinarnych atrakcji, tym razem nocą, ciekawie może być w dwójnasób.
Pozostałe dania konkursowe:
[slideshow id=6 w=500]
Przyzwoicie te dania wyglądają, a i zestawienie dodatków, czy samych składników tytułowego mięska pobudza w sposób naturalny ślinianki. Mozartowskie traktowanie surowca, dodatków, stopnia przekształcenia technologicznego! Nie mogąc poddać dań probom organoleptycznym ( tak to ładnie nazywają różne kontrole), czytając lakoniczny opis i kojarząc obraz ze znanym jednostkowo smakiem, mam wrażenie, jakby to wszystko było dobre, a nawet bardzo dobre. Ciekawy naturalizm z całkiem nie małą starannościa kompozycji dań daje cień nadziei, że idzie powoli ku dobremu. Oby nie skończyło się to dobro na pokazowych imprezach, jako że wtajemniczeni znają ból utrzymania reżimu jakościowego w kuchniach gastronomii otwartej. Gdyby to było proste, wiekszość miała by po co najmniej, jednej wiadomej gwiazdce, czego gdańskiej (trójmiejskiej), a nawet pomorskiej gastronomii serdecznie życzę!
Z ciekawej relacji KK powiało optymizmem! Chłopaki robiły po prostu dobre jedzonko, ciekawe zestawieniem tradycyjnych składników w nowy sposób. Wiem jak smakuje udziec z sarny, ale to co przeczytałem daje ciekawy obraz takich działań!