Podczas gdy widzowie trzeciego odcinka Masterchefa śledzili kulinarne zmagania uczestników, którzy płakali nie tylko przy emocjonującym siekaniu cebuli, ale i podczas trzymającej w napięciu jurorskiej oceny kreacji z jednego jajka, ja raczyłem się równie jednojajecznym ciastem jogurtowym, wspominając łzy wzruszenia laureatów dwóch kulinarnych konkursów, które w miniony weekend odbyły się na Pomorzu. Oba były ciekawe i oba dowiodły, że tradycyjne przepisy, lokalne składniki i kucharskie umiejętności dają uczestnikom konkursu gwarancję na wygraną. Zupełnie jak w Masterchef.
Pierwszy ze wspomnianych konkursów rozegrano w sobotę w Osiecznej w ramach dorocznego Święta Grzyba u Lasaków. Organizatorzy postanowili, że konkurencja na najlepszą potrawę z leśnego runa będzie przebiegać w dwóch kategoriach, oddzielnie dla dzieci i oddzielnie dla dorosłych. Spodziewałem się, że dzieci zaszokują grzybową kontrowersją i przygotują chipsy z maślaków albo frytki z koźlaków, za to dorośli pewnie postawią na klasykę z odrobiną elegancji – może zjem prawdziwkowe carpaccio albo rydzowe ragout? Było jednak zupełnie na odwrót. Stół dziecięcy pełen był doskonałych w swej prostocie leśnych smaków i skutecznie przyćmił stół dorosłych, którzy swoje grzybowe kreacje postanowili uperfumować intensywną wonią kiepskich serów i uatrakcyjnić dojmującym akcentem keczupu i octu.
Nasze jurorskie gremium od razu ujął wyborny kisiel domowy z borowiackiej żurawiny, skromnie acz elegancko udekorowany wiórkami białej czekolady, kilkoma malinami i listkiem mięty. Niewątpliwe połączenie pomocnej dłoni babci i dziecięcej wiary w siłę tradycji dało autorowi tego prostego deseru pierwsze miejsce. Smakowały nam też nadziewane owocami leśnymi drożdżowe ciastka w kształcie grzybów, lekka sałatka z warzyw korzennych z kurkami i tradycyjne naleśniki z jagodami i bitą śmietaną. Zaskoczyły nas zaś „grzyby na mchu”, czyli gotowane na twardo jaja, które nakryto kawałkami gotowanych w cebulowych łupinach białek, zaś żółtka zastąpiono grzybowym farszem. Na takie dictum borowiackiej młodzieży jurorskie gremium zareagowało niewymuszonym zaskoczeniem i pełną skupienia mimiką. Zupełnie jak w Masterchef.
Drugi konkurs odbył się w niedzielę w Lubaniu i uświetnił doroczne pomorskie święto plonów. Tematem konkursu były sałatki, kategoria szeroka i pojemna. Bardzo dobra okazała się prosta surówka z czerwonej kapusty przygotowana przez żuławskie gospodynie z KGW Leszkowy.
Może dlatego, że proste składniki, tradycyjna receptura i sprawne ręce zdolnej gospodyni to najlepsza recepta na sukces, a może i dlatego, że zaprezentowano ją na fantastycznie zaaranżowanym żuławskim stoisku, z którego skubnąłem także przyzwoitych pierogów z wołowiną i zjawiskowego łososia wiślanego. Niezła była też kaszubska sałatka z letnich warzyw ogrodowych z dodatkiem śmietany i kopru, którą przygotowały gospodynie ze Stowarzyszenia Kościerska Chata.
Na pierwszym miejscu znalazła się jednak, co ciekawe, sałatka jarzynowa z majonezem, którą uznajemy za tradycyjnie polską, choć świat nazywa ją rosyjską. Jarzynowe sałatki przygotowało aż pięć z trzynastu zespołów uczestniczących w konkursie, a najlepszą odnaleźliśmy na stoisku gospodyń z Łęga. Przyrządzono ją fachowo i to wyłącznie z warzyw z własnych upraw. Swojski był też majonez, swojskie było nawet jajko.
Zupełnie jak w Masterchef.
Masterchef się nie umywa.
Co trzeba zrobić, żeby być zaprasznaym do tak pięknie zastawionych stołów? Ech, aż ślinka cieknie!