Liczba skandali spożywczych, o których w minionych dniach mówi się w polskich mediach oznacza jedno – nadszedł czas dla jednych pełnego, a dla innych pustego, wszakże karnawałowego mediopustu! Chochelki w dłoń, buzie szeroko!
Zwiastunkami hiobowych wieści okazały się dietetyczki, które w ostatnich dniach zapoznały się z informacjami prasowymi w sprawie sprzedawanych w sklepach wód mineralnych, źródlanych, i stołowych w plastikowych butelkach, po czym pobieżyły do wszelkich publikatorów, aby natychmiast rozsiać ziarno niepewności. Pojawiły się wszak dowody, że picie wody ze sklepu może doprowadzić człowieka do zguby, a w jeszcze większe tarapaty może się wprawić on sam, pijąc wodę w butelkach używanych. Winowajcą jest tu nanoplastik, nowo zidentyfikowana cząsteczka, znacznie mniejsza od znanego już mikroplastiku, a uchwytna dzięki zaawansowanym technologiom. Jak wykazały badania naukowe, nanoplastik jest równie wszędobylski jak mikroplastik, ale liczniejszy i mości się w każdej plastikowej butelce wody tysiącami. Nanocząsteczki plastiku są zaś niebezpieczne, bo krążą w krwiobiegu, przenikają do tkanek, a nawet forsują barierę krew-mózg, wszędzie siejąc postrach i zapalenie.
Zagadnienie wodne wiąże się też z tematem, który wywołał skandal na szczeblu dyplomatycznym między USA a Wielką Brytanią. Poszło o herbatę, którą – jak argumentują amerykańscy naukowcy – aby był smaczniejsza, dobrze byłoby posolić. Na takie dictum płynące z eksperckich wszak środowisk w sprawie herbaty, skoro w Bostonie wypito onegdaj najsłynniejszą w historii herbatkę, podniosło się larum w kręgach brytyjskiego fajfokloka, zdecydowanie mniej tolerancyjnych w dziecinie amerykańskiej herbatki. Mleko do English Breakfast owszem, może być, podobnie jak cytryna do Earl Greya, ale o soli w żadnej z powyższych nie ma mowy!
Poirytowanych Brytyjczyków nieco ukoić mogą fakty kulturowe i historyczne, z których wszak wynika, że dodawanie soli do herbaty, choć nieakceptowalne nad Tamizą, bywa praktyką na przykład w Mongolii i Tybecie, a także w bliskich Wyspiarzom w związku z zaszłościami kolonialnymi Indiach. Tam napar z czarnej herbaty z dodatkiem soli i cytryny ma nawet swoją nazwę, która brzmi “Lebu Cha”. Badania amerykańskiej naukowczyni potwierdziły bowiem, że sól, a dokładniej sód, podobnie zresztą jak cukier czy cytryna, stanowi skuteczną przeciwwagę dla smaku gorzkiego i równie skutecznie – w zależności do upodobań – uzupełnia go lub niweluje.
Solidarności narodów, o jakiej wspominają Amerykanie w treści oświadczenia kierowanego do braci Brytyjczyków, doświadczamy także i my od naszych braci na Ukrainie i to z gigantyczną wzajemnością. Przekraczające polskie granice wsparcie żywnościowe od braci Ukraińców jest tak ogromne, że wystarczyłoby na wyżywienie nie tylko wszystkich Polaków, ale i mieszkańców całej Europy. Przyznać jednak należy, że naszą wschodnią granicę przekracza ono zasadniczo z intencją wyżywienia Afryki. Niemniej przynajmniej w dużej części ostaje się w Polsce i tu jest zjadane, co wpływa na ceny żywności u nas, między innymi oleju i kartofli, które jak nic innego stanowią symbol braterstwa polsko-ukraińskiego na miarę amerykańsko-brytyjskiej solidarności herbacianej.
Jak wynika z publikowanych w mediach wypowiedzi polskich kierowców, którzy utknęli na amen w gigantycznych korkach, w pełni solidaryzują się oni z rolniczym protestem, choć nie do końca wiadomo czy rzeczywiście z jego istotą. Zaraz po opuszczeniu korków część kierowców musiała się przecież udać do licznie położonych w Polsce dyskontów, w których trwa festiwal gigantycznych obniżek cen polskich kartofli, które chodzą za coś koło złotego za kilogram, i polskiego oleju w cenach 4,99 złotego za litr. Gdzie tym cenom do kilkunastu złotych, jakie w czasie pandemii w imię solidarności z samymi sobą żądały skorporacone polskie tłocznie!