Toskania to dla romantycznego obieżyświata kwintesencja marzeń – idylliczna kraina nicnierobienia, smacznego jedzenia i niezłego wina. Napijmy się zatem.
Vino Nobile di Montepulciano jest w swej elegancji wielce uniwersalne. Sprawdza się zarówno jako towarzysz posiłków, jak i bohater samodzielnej degustacji. Jest jednym z trzech najbardziej rozpoznawalnych reprezentantów Toskanii, a cechujące go połączenie szlachetnej gracji z nienachalnym wrażeniem, stawia go pomiędzy narowistym kwasowością Chianti a ciężkim Brunello di Montalcino. O jakość dba tu założone w 1964 r. Konsorcjum, które zrzesza 90% wytwórców tego wina.
Z zasady powstaje ono z toskańskiego sangiovese, choć dla uzyskania głębi i słodyczy poszczególni wytwórcy dodają mu nieco colorino, canaiolo albo mammolo. Dopuszcza się także dodatek cabernet sauvignon oraz merlot. Do picia jest gotowe po 3-4 latach od zbiorów, po dwuletnim okresie dojrzewania, przy czym nawet roczniki leżakujące w butelkach przez
kilka dekad wciąż cechują się świeżością. Szlachetne wina spod znaku Montepulciano charakteryzuje rubinowa barwa, owocowy i leśny bukiet, niekiedy z korzennym lub ziemistym akcentem, a w smaku nienarzucająca się słodka owocowość, nienachalna kwasowość, wygładzona taniczność. Większość wyróżnia elegancki i długi finisz.
Spośród siedmiu reprezentantów moją uwagę zwróciły butelki trzech wytwórców. Pierwsza z nich to Tenuta di Gracciano della Seta, wino pochodzące z jednej z najstarszych na tym obszarze winnic, o mocno zaokrąglonych taninach, wyraźnie zaznaczonej owocowości, z popiołowym czy może wręcz żużlowym niuansem. Niestety póki co nie jest dostępne w Polsce. Zauważyłem też stosunkowo lekkie i świeże Dei o wyrazistym owocowym bukiecie i dymnych niuansach smakowych przywodzących na myśl wolno palone cygaro. Tego wina też w Polsce jeszcze nie da się kupić.
Za to za etykietę najciekawszą, która do tego w Polsce jest już dostępna, uznałem wyłamującą się ze standardów Bindellę, w której oprócz sangiovese, canaiolo i colorino znalazła się też odrobina mammolo. Piwniczne i warzywne akcenty w kwiatowym skądinąd bukiecie uzupełniał smak czarnych oliwek i dymny posmak wędzonki. Swoiście rustykalny charakter nie odebrał jednak temu winu gracji, którą podkreślała jego długość. W Polsce można je mieć za dobrze wydane 125 złotych.
Przy tej okazji nie mogę choć słowem nie wspomnieć o przemiłych właścicielach winnicy Scriani z Veneto, których miałem przyjemność poznać w kuluarach przy stoliku degustacyjnym, na którym odkryłem miejscową Valpolicellę i to w kilku odsłonach. To nieduża, rodzinna winnica, w branży od zaledwie dwudziestu lat. Daje światu wina nieprzesadzone, o bardzo dobrej relacji jakości do ceny, co miałem okazję zweryfikować organoleptycznie. Ich wina też są już dostępne w Polsce w cenach oscylujących wokół 100 złotych.