Katarzyna Bosacka nigdy nie stroniła od kontrowersji, ale tym razem zdecydowanie przesadziła
Chleb w polskiej tradycji był od zawsze darzony wyjątkową estymą i otaczany najwyższą czcią. Jednak na przestrzeni ostatnich lat gwałtownie się to zmienia. Nie chodzi przy tym tylko o z rzadka praktykowane już kreślenie znaku krzyża na świeżo rozkrawanym bochnie czy mityczne podnoszenie i całowanie upadłej na ziemię kruszyny ale o zupełnie lustrzaną zmianę w podejściu do chlebowej codzienności i to zmianę na gorsze. Oto zamiast okazywać chlebowi szacunek dziś ma się go w pogardzie. Do tego miast z życiem rosnąca liczba pieczywokrytyków łączy go ze śmiercią.
Jak Polska długa i szeroka lżona i pomiatana jest i bułka, i rogal i to na wszystkich możliwych frontach. Na jednym działają zresztą sami piekarze, którzy w imię obniżania ceny i zwiększania wydajności porzucili zasady dobrej praktyki i sprzedają pieczywo o jakości, której można obiektywnie sporo zarzucić. Klienci tracą do takiego chleba zaufanie i z coraz lżejszym sercem ciskają kromki do śmietnika. Natomiast komentujące rzecz media przekroczyły już Rubikon i odnajdują spełnienie w straszeniu widza pieczywem. Bo strach w mediach dobrze się sprzedaje.
Do takiej konstatacji może skłaniać opublikowany niedawno fragment programu Katarzyny Bosackiej, która od wielu lat bezkompromisowo dowodzi, że wie, co je. Założeniem jej programów jest rozprawa z przeróżnymi mitami na temat przemysłowej żywności, choć miast owe mity rozwiewać, autorka często umacnia te już istniejące lub wręcz tworzy nowe. Oto w walce o wiedzę swoją i widza wyjęła z pochwy medialny miecz i tak dokumentnie rozsiekała nim polski bochen, że ostał się jeno dym. I srom.
Fragment programu o chlebie, który można obejrzeć nie tylko w telewizji ale i w internecie, bardziej przypomina modną dziś medialną propagandę niż rzetelny materiał poradnikowy. Praktycznej wiedzy w programie jest mniej niźli okruszyna, sporo za to nadętej manipulacji. Tę najbardziej oczywistą gołe oko dostrzega już na samym początku, podczas rozkrawania dwóch bułek – jednej z pieczywa mrożonego z dyskontu, a drugiej z osiedlowej piekarni. Ta z dyskontu szaleńczo rwie się i kruszy, ta z konwencjonalnej piekarni spokojnie poddaje się ostrzu. Na czym polega trik? Zamiast ruszać rękojeścią spokojnie i kroić pieczywo miarowo, prowadząca przypuszcza na bułkę agresywny atak. Destrukcja zaszła, efekt osiągnięto, dowód na kruszące się pieczywo przeprowadzony. Ale czy metodę można uznać za poprawną a wynik eksperymentu wiarygodny?
Nie ma czasu na zastanowienie, bo lektor poważnym tonem donosi, że głęboko mrożone pieczywo zawiera całą masę szkodliwych chemicznych dodatków. Jakich? Nie precyzuje, ale kamera pokazuje kilka szalek Petriego z białymi proszkami. Proszki są opisane, więc poczytajmy: guma guar, słód jęczmienny, siarczan wapnia, węglan wapnia, gluten suchy. Które to te szkodliwe chemiczne? Chyba nie guma guar, słód jęczmienny czy suchy gluten, więc może siarczan i węglan? Ten ostatni to występująca w przyrodzie sól kwasu węglowego i wapnia, która pod wpływem temperatury rozkłada się do tlenku wapnia i dwutlenku węgla, dzięki czemu pomaga pieczywu wyrastać, ma też mu nadawać jaśniejszą barwę. Czy jest szkodliwy? Być może osobniczo, o ile do grona szkodliwych działań zaliczymy zaparcia, jakie może powodować zwiększone jego spożycie. A co zarzucono siarczanowi wapnia? Że jest gipsem. Zarzut to równie dobry, co zły, bo gips to siarczan wapnia dwuwodny, półwodny to gips budowlany a bezwodny to anhydryt. No ale co z tego? No właśnie nic. Wiadomo – bo widać – że na tej podstawie można wykrzyczeć, że chleb składa się z gipsu i kredy. A jeszcze jak się posieje wieść o suchym glutenie – tym, którego tak nienawidzą suche warszawianki – i w profesjonalnym laboratorium rozmiesza go z wodą, uzyskując wielce ohydny glut, to dopiero sensacja!
Dalej jest już znacznie gorzej. Na ekranie z szybkością rotującego kalejdoskopu migają medialne publikacje o tym, co zawiera chleb. Najbardziej szokującą jawi się L-cysteina z ludzkich włosów, którą – jak wynika z prezentowanych materiałów – chleb może zawierać. Taka migoteria nie daje jednak widzowi szansy stwierdzić, skąd powoływane materiały pochodzą. A przecież ten trzeźwo rozumujący, jak choćby ja, może zadać pytanie, z jakich źródeł pozyskano cytowane doniesienia i na wynikach z laboratorium którego niezależnego instytutu je oparto.
Zadawszy sobie zatem okruszynę trudu, dotarłem do tych źródeł. Jedno z nich, to o polepszaczach z ludzkich włosów w chlebie, pochodzi z portalu Sfora. Tropy innych prowadzą między innymi do stron dziennika Fakt, który materiał o włosiu i piórach w chlebie określa mianem „dziennikarskiego śledztwa”, oraz do portalu The Organic Prepper, którego autor dzieli się refleksjami na temat ohydy wszelakiej, w tym także odchodów i wydzielin, które – w jego mniemaniu – znajdują się w żywności. Zagadnienie związku pieczywa z ludzkimi włosami klaruje, podając, że 20% produkowanej w USA L-cysteiny powstaje z włosów pozyskiwanych od chińskich kobiet. Czy sam jadł taki chleb? Jeśli tak, skąd wie, że zawierał on L-cysteinę i to właśnie tę z włosów Chinek? Po wrażeniu imbirowo-czosnkowej szamponowości jego ośródki? Nie wiadomo.
Tymczasem L-cysteinę rzeczywiście można otrzymać z ludzkich włosów, można też z ptasich piór albo z innych źródeł. Niezależnie od tego, że tak wyizolowana substancja w każdym przypadku będzie po prostu L-cysteiną, to do tej wyizolowanej z ludzkich włosów można żywić autentyczną niechęć choćby ze względów etycznych. Czy jednak właśnie taka L-cysteina jest dodawana do pieczywa? Czy dodawana jest jakakolwiek? Czy ma to miejsce w Polsce? Jeśli tak, należałoby wskazać, kiedy, gdzie i kto tak robi, a zatem przekazać opinii publicznej rzetelną informację dziennikarską. W innym wypadku nie można mieć pewności, czy to informacja czy dezinformacja.
Nic ponad sprowokowanie czczej emocji nie da zestawianie ludzkiego włosa z kaczym piórem – w kontekście źródła pozyskiwania L-cysteiny. Obrzydliwe ma być tu jedno czy drugie? A może oba? Ale czy kacze pióro obrzydliwe jest w istocie, skoro wyrasta z kaczego kupra, które wszak może się kojarzyć z tym i owym? Czy to zatem pióro jest bardziej obrzydliwe czy kuper? To pytania, na które odpowiedzi każdy udzieli sobie sam, choć zapewne jeśli dotknięty kaczym piórem chleb przytrafi się weganom, odpowiedź będzie jedna, jednoznaczna i zdecydowana.
Abstrahując od tej krotochwilnej analizy, mimo wszystko warto sprawdzić, czy wspomniana L-cysteina to rzeczywiście popularny składnik polskiego pieczywa. Przejrzałem zatem kilkanaście różnych etykiet dopiekanego pieczywa dostępnego w Tesco – w tej sieci większość bułek i chlebków oczekuje na półkach zapakowana w papierowe torebki, na których widnieją etykiety zawierające między innymi cenę i skład. L-cysteiny nie stwierdziłem na żadnej etykiecie. Nie było jej też na kolejnych kilkunastu opakowaniach fabrycznie pakowanego polskiego pieczywa. Wyszedłem przy tym ponad podstawowe zadanie, bo Katarzyna Bosacka póki co oskarżycielski palec wymierzyła tylko w pieczywo głęboko mrożone. Warto jednak uspokoić czytelnika i upewnić go, że w kontekście L-cysteiny można zupełnie bezpiecznie powiedzieć, że o ile w ogóle ktokolwiek w Polsce dodaje jej do pieczywa, to z pewnością nie jest to proceder powszechny ani nawet częsty. Zapewne rozewrą się teraz i takie usta, z których usłyszę argument, iż producenci być może fałszują etykiety. Na takim poziomie ja jednak dyskusji nie będę podejmował.
Ale może to temat na kolejny odcinek programu?
Nie oglądam już od dawna tego programu, bo nie mam regularnego dostępu do TVN Style. Ale faktycznie niektóre programy trącą sensacją.
Nie od dziś wiadomo, że pieczywo głęboko mrożone to nic zdrowego i trzeba się tego wystrzegać. Ale robienie sensacji z jakiegoś jednego składnika to szukanie dziury w całym. Po prostu nie trzeba kupować pieczywa tam, gdzie pochodzi ono z odmrażania. Nikt nikogo nie zmusza do kupowania w Lidlach, Biedronkach, Tescach i innych zagranicznych badziewiach. Pieczywo z lokalnych piekarni jest w tej samej, a czasami niższej cenie. Ja się do tej pory nie spotkałem z jakimś oszukaństwem w sklepach piekarniczych czy nawet lokalnych sklepach, gdzie pieczywo jest dostarczane z lokalnych piekarnii.
Zamiast szukać dziury w całym, niech lepiej klienci przestaną kupować pieczywo w zagranicznych sieciach handlowych, bo to jest największym problemem u nas w Polsce. Kiedyś kupowano chleb normalnie w piekarni czy małym sklepie i było dobrze. A teraz, rządzi masówka i badziewie kapitalistyczne, przywiezione u nas, już nie, jak socjalizm, na czołgach, ale na plecach „bohaterów” pseudo-wolnej Polski.
Tutaj mamy odpowiedz: NIE gluten, lecz jakość pieczywa. Zaczęłabym od ziarna, opryski, chemiczne przetwórstwo „mąki” i na koniec chlebopodobny produkt..
Ludziom polepsza sie samopoczucie po odstawieniu pieczywa, myślą, ze winowajcą jest gluten. Taka figa!!
Nie do końca się tutaj zgodzę. Bo akurat w Polsce, mamy cały czas dobrej jakości zboża. Wiem, bo mieszkam w rolniczym regionie i tematy rolnicze nie są mi obce. Problem leży raczej w imporcie tańszego i gorszego zboża z zagranicy, w tym także z Ukrainy oraz Kanady, Australii, USA czy Rosji.
O ile Ukraina jeszcze nie stosuje „ulepszania” upraw w takim zakresie jak bogate kraje Zachodu, o tyle jest to zboże gorszej jakości.
Wniosek z tego taki – wyjść z UE oraz najlepiej WTO, wprowadzić protekcjonizm w zakresie importu żywności i produktów rolnych, tak aby polski chleb był wypiekany z polskich surowców.
Pytanie tylko, czy Polacy w ogóle zdają sobie sprawę z tego, że za to wszystko odpowiada nowotwór dzisiejszych czasów, tj. Globalny Kapitalizm oraz że jednym środkiem zaradczym na tego guza jest Nacjonalizm, szczególnie społeczno-ekonomiczny (tj, korporacjonizm, syndykalizm, protekcjonizm).
Ja już dawno temu zrozumiałem że wybór jest jasny: Demokracja/Kapitalizm czyli gówno na talerzu vs Faszyzm/Korporacjonizm Narodowy, czyli zdrowa, polska, naturalnie ekologiczna, lokalna żywność.
Polecam wszystkim cały odcinek Powietrze „Air”, a ta pani z pierxxx jak potłuczona https://m.youtube.com/watch?v=0IqcZF-1iM4
W Europie l-cysteina z ludzkich włosów jest zakazana, za to wyrabia się ją ze świńskiej szczeciny 😉 i taka jest sypana do ciasta
Te programy nie mają czegoś nauczyć, a mają wyłącznie pobudzać podstwowe emocje – strach. Ja jestem człowiekiem korzystającym z internetu i takiej szmiry wrzyciu bym nie obejrzał.