W ramach karnawałowych marzeń o roku pełnym sukcesów wielu śni o rzeczywistej popularności w wirtualnej sieci. Pięć tanich i skutecznych sposobów na megapopularność podaje kandydat na nowego Dyrektora Internetu, Medianusz Błogo-Sfery
Krytyk Kulinarny: Drodzy Państwo, na wniosek Głównego Administratora Mediów, zgodnie z nakazem numer jeden łamane przez dwa tysiące szesnaście, rozmawiam dziś z kandydatem na Dyrektora Internetu do Spraw Kulinarnych, panem Medianuszem dwojga nazwisk Błogo-Sferym. Z góry przepraszam, jeśli niedokładnie odmieniłem, bo też muszę przyznać, że słyszę o panu pierwszy raz…
Medianusz Błogo-Sfery: …więc to dobra okazja, abym się przedstawił i opowiedział o sobie, a jest się czym pochwalić. Powiem krótko – byłem wszędzie, jadłem wszystko i wiem tyle, co nikt. Doradzić mogę każdemu, zwłaszcza że mam stosowne prerogatywy. Z tych wszystkich skromnych powodów będę pełnił teraz funkcję Dyrektora Internetu ds. Kulinarnych. Dementuję, iż moje nazwisko się odmienia, wprost przeciwnie, pozostaje nieodmienne jak choćby madame Bovery czy Kate Perry, choć ze względów narodowych wolę jabłecznik.
KK: Pozwolę sobie zauważyć, że pana funkcja wzbudza niepokój, a w sieci pojawiły się nawet oznaki lęku.
MB-S: Niepotrzebnie. Autorzy tych wpisów zostali już zablokowani, a wpisy odpowiednio doprecyzowane, tak żeby oddawały prawdę, albowiem moim zadaniem jest uprawdzanie internetu kulinarnego.
KK: Nie jestem pewny, czy dobrze usłyszałem – uprawdzanie? Nie sprawdzanie?
MB-S: Proszę nawet nie próbować żartować, bo w sposób niezgodny z ustawą próbuje pan uprawiać czarny humor, a kolor czarny w kuchni oznacza czarcią spaleniznę, którą ja i mój zespół będziemy z pełną determinacją usuwać – wybielaczem, druciakiem i do końca.
KK: Pana zespół będzie się zajmował tylko usuwaniem?
MB-S: Ależ skąd! To, co miało zostać zablokowane i usunięte, służby zrealizowały w noc sylwestrową. Teraz skupiamy się już na gastrodoradztwie. Mamy nawet na tym polu pewne sukcesy.
KK: Czyżby?
MB-S: Chętnie się pochwalę, bo kulinarna misja edukacyjna jest jedną z podstaw naszych działań. Przy okazji podam pięć skutecznych sposobów, jak samemu uprawdzić swój kulinarny blog, a tym samym zyskać tysiące, dziesiątki tysięcy, a może nawet miliony fanów w mediach społecznościowych.
KK: Jeśli to płatna promocja to raczej wątło to widzę, bo ci, którzy mieli zapłacić, dawno to zrobili.
MB-S: Jeszcze raz powtarzam, że naszą misją jest uprawdzanie treści, a nie generowanie długu narodowego. Moje sposoby są tanie, skuteczne i sprawdzone.
KK: Już wdrażane?
MB-S: Panie krytyku, ja jestem profesjonalistą! Te pięć sposobów przetestowałem na blogach uczestniczących w konsultacjach społecznych. Prawda, panie krytyku, sama prawda.
KK: Zależy jaka, bo są różne, w tym góralska.
MB-S: A, prawda na „gie”! No i właśnie dlatego uprawdzamy tę prawdę, która w oczach odbiorcy ma zostać odczytana poprawnie, czyli zgodnie z intencją nadawcy. Z jednej strony to dla dobra odbiorcy, a z drugiej dla popularności blogera.
KK: I ten zabieg z „gie” prawdy tworzy prawdę czystą, rzetelną i bez zastrzeżeń?
MB-S: Mówimy o rzeczywistości wirtualnej, czyli w zasadzie o nierzeczywistości. Jeśli pan czytał przygody Alicji, to pan wie, jak trudno zidentyfikować w takiej nierzeczywistości rzeczywistość. Dlatego ja uprawdzam prawdę już na samym początku, po naszej stronie lustra, czyli podczas tworzenia treści na blogu, aby odbiorca nie miał wątpliwości, po której stronie lustra się ma znajdować. Jak widać, moja funkcja jest społecznie służebna. Ja tylko ułatwiam.
KK: Zatem niech pan zdradzi te sposoby, bo czytelnicy czekają.
MB-S: Najprostszym sposobem na uprawdzanie prawdy jest, powiem krotochwilnie, posłużenie się nieprawdą, jednak pod warunkiem, że tak jej nie oetykietujemy. Jeśli nieprawdy nie oetykietujemy nieprawdą, a do tego kilka razy powtórzymy to stanie się prawdą matematyczną.
KK: Dwa minusy dają plus?
MB-S: Bingo. Proponuję więc na przykład ogłosić, że prowadzi się najlepszy blog na świecie, usunąć wszystkich, którzy spróbują to zakwestionować, a potem umieścić taką informację w kilku innych miejscach, a najlepiej, gdzie się da.
KK: A jak udowodnić, że nikt nie prowadzi lepszego?
MB-S: A jak udowodnić, że prowadzi? Poza tym po co udowadniać, skoro nikt nie będzie kwestionował?
KK: Nie wiem, ale wonie to wątłością…
MB-S: Dlatego jest kolejny sposób, który należy stosować wraz z pierwszym. Pojechać po głośnych nazwiskach.
KK: No wie pan! Obrazić kogoś? Przecież to ewidentne chamstwo!
MB-S: Czemu od razu obrazić? Napluć do zupy, zrobić zdjęcie i napisać, że w Słonecznej albo Plażowej zjadł pan zupę z włosem. Oni leżą, pan zyskuje w statystykach, a na wallu wrze. Jak sytuacja się uspokoi, to napisze pan, że właściwie nie do końca miał pan na myśli to, co wszyscy uznali, że pan miał. Doda, że ogólnie jest zajebiście, i jara się pan. Ludzie lubią, jak się im tak napisze.
KK: Ale jacy ludzie? Panie Błogo-Sfery! Nigdy w życiu tak nie powiem! Co to jest za wokabularz?
MB-S: Naiwniak z pana. Proszę się mnie słuchać, to daleko pan zajdzie. Ja wiem, co mówię. Bezpodstawnie dyrektorem nie zostałem. Trzeba nie tylko sprawiać wrażenie, ale również tupać i krzyczeć. Warto też popluć juchą. Wedle starego narodowego powiedzenia, gdzie leje się krew, zlatują się muchy.
KK: Muchy zlatują się raczej do czegoś zgoła innego.
MB-S: No i co panu daje taka ostentacja i próba podważania myśli narodowej? Proszę uznać, że to przenośnia i zastosować.
KK: To jest pewnie ten trzeci sposób, czy tak?
MB-S: Już się pan niecierpliwi na czwarty? Haha, wkręcił się pan. No to chyba z sensem mówię, co? Zatem podaję sposób czwarty. Jego skuteczność warunkowana jest wprowadzeniem poprzednich trzech, które, efektem synergii, wzmacnia. To nawiązanie emocjonalnej więzi z odbiorcą.
KK: Food porn?
MB-S: No niestety muszę od razu przestrzec przed publikowaniem gołych dekoltów, pach i pachwin, bo na promocję pornografii w publicznych mediach zgody nie będzie. Jednak na pewną nagość można sobie pozwolić, bo kontrowersja zawsze żywi popularność. Dlatego zalecam, by publikować rozsądne części ciała z dopuszczoną przez ministerstwo kultury pokrywą spożywczą, na przykład dłoń pokryta półpłynną margaryną, stopa z warstwą roztartej kostki rosołowej albo górna ćwiartka pośladka pomazana sosem instant. Zupełnie inaczej twarze – tych nie należy niczym zakrywać, aby nie prowokować nawiązań do obcych kultur, oczywiście z wyłączeniem tradycyjnych polskich kominiarek.
KK: Food porn to kuszące zdjęcia jedzenia, a nie ciał.
MB-S: Doskonale o tym wiem, ale pornografię należy zwalczać w każdym przejawie. Zalecam włączenie do tej misji odbiorcy, co umocni więź społecznościową i poprawi słupki popularności. Jeśli więc chodzi o ten food porn, z bazy darmowych zdjęć wyciąga pan przykładowo jakąś gołą postać posmarowaną czekoladą i posypaną wiórkami kokosowymi. W programie graficznym dodaje pan tej postaci swoją głowę, a fotkę zamieszcza u siebie i krzyczy: „Ratujcie, Niemcy umieścili mnie w serwisie porno!” Na Niemca pójdzie wielu, a na niemieckie porno wszyscy. Będą ratować, choćby po to, żeby sobie popatrzeć. Prowokacja niewinna, a cały ten grzmot da panu setki, tysiące lajków!
KK: Przecież to będzie fotomontaż!
MB-S: Nie, to kolaż. Forma artystycznego wyrazu. Do tego idea, bo dzieli się pan z socialmediami samym sobą a całym sobą walczy pan z pornografią.
KK: To już się boję pytać, jaki będzie sposób piąty.
MB-S: Brawo! Lęk! Doskonały środek na generowanie zainteresowania. Tylko proszę pamiętać, żeby nie straszyć odbiorców. Należy wywołać wrażenie przestraszenia jakiegoś typa, którego intencje zostały ujawnione. Do tego celu służy atak. Skończyć z typem!
KK: Jak to zrobić?
MB-S: Podobnie jak w czwartym sposobie, wywołać skandal podszyty ideą, ale w centrum postawić kogoś, kto pana atakuje i zmienić wektor ataku, ostatecznie kompromitując atakującego. Wywoła pan solidarność odbiorców, będzie reakcja zwrotna, poklną sobie, nawrzeszczą, ale też polajkują. Obecnie modne tematy to pedofila w kościele, najazd uchodźców na Polskę i gwałty w Szwecji.
KK: Mało kulinarne…
MB-S: To tylko uniwersalne przykłady. A co pan powie na próbę korupcji osobistej?
KK: Jeszcze nie wiem, co to miałoby znaczyć.
MB-S: Ktoś składa panu szemraną propozycję, na przykład wysyła sekretny sms z prośbą o dyskretny product placement za worek kartofli, brukwi albo buraków. Pan odpisuje, że tylko gotówka a stawka minimalna to pięć dych, na co on odpowiada wulgaryzmem, dokładnie opisując, co i gdzie ma się pan sobie wsadzić.
KK: Pięć dych brzmi mało realnie. Kto może chcieć zapłacić blogerowi kulinarnemu aż tyle? No i czekać na taką okazję można latami.
MB-S: Podając taką kwotę odpowiednio się pan wyceni i od razu należycie wypozycjonuje. Na czekanie szkoda czasu, bo czas to pieniądz. Ja proponuję konwencję twórczą, którą w sposób oczywisty usprawiedliwi troska o dobro społeczne. Należy zatem stworzyć anonimową postać oraz odpowiedni scenariusz rozmowy a zrzut ekranu przygotować w programie graficznym. Całość pan uprawdzi, publicznie wyrażając gniew i popadając w diaboliczną histerię oraz grożąc, że jeśli jeszcze raz ktoś tak chamsko postąpi, to ujawni pan nazwisko nie tylko jego ale też setki innych osób, które tylko w ciągu ostatniego tygodnia kontaktowały się z panem w podobnej sprawie. Ludzie uwielbiają narkotyzować się lękiem innych. Pan może się w zamian narkotyzować ich liczebnością.
KK: Ktoś może zażądać ujawnienia tych nazwisk…
MB-S: Sprawę przećwiczyłem. Wystarczy, jeśli się pan zorientuje, kiedy kościelny wywiesza świeże klepsydry. Pomocny może też być dział nekrologów w prasie. Oni panu nie zakwestionują, a pozostałych można standardowo zablokować. Proszę pamiętać, że w imię idei cel uświęca środki. A same środki? Żyjemy w wolnym kraju, może pan sobie wymyślać, co pan chce!
KK: Mam wrażenie, że ja już sobie wymyśliłem. Pana!
MB-S: Atak! Brawo!
KK: W chińskim horoskopie jestem tygrysem. A pan?
MB-S: Świnią.
Na podstawie stenogramu zdeponowanego w Biurze Monitoringu Rozmów poprzez ustawowe przechwycenie zdalne wydaje się decyzję o dopuszczeniu do publikacji po dokonaniu korekt, przeformatowaniu treści, wyedytowaniu przesłania oraz dodaniu i usunięciu fraz, struktur i akapitów zgodnie z Ustawą, przy czym miejsca edycji nie zostają zaznaczone.
Prawdziwe w całości, części czy zupełnie zmyślone? Jeśli masz ochotę na więcej absurdu medialno-kulinarnego, zapraszam moją na najbliższą audycję w JemRadio. Wraz z ulubieńcem słuchaczy, Panem Makarym, będziemy przeglądać tematy ubiegłorocznych spotkań z Panem Makarym, który przez ponad pięćdziesiąt odcinków przynosił do programu autentyczne ciekawostki medialne ze sceny kulinarnej. Razem wybierzemy najciekawsze i przez pełne dwie godziny będziemy komentować je z bieżącego punktu widzenia. Będzie emocjonująco! Na premierę zapraszam jak zwykle w środę od 20.00 do 22.00, a na powtórki w kolejne dni tygodnia według ramówki JemRadia dostępnej na radiowym Fanpage. Jak odbierać JemRadio, dowiesz się na www.jemradio.pl
Czytałam w pracy i śmiałam się pod nosem, trafione w punkt 🙂
Nowy rok warto rozpocząć w dobrym nastroju 🙂
Oj, za długie i za ciężkim językiem pisane. Nie dla mnie, wolę kulinarne kotlety, znaczy się konkrety.
Kotlety będą 🙂 Czasami język trudniejszy, forma nietypowa , bo bywa że i temat skomplikowany 😛
A ja tyle lat w nieświadomości żyłam… a to takie proste jest 😉 Świetny tekst.