Od tygodnia polskie media żyją ujawnioną przez dziennikarzy TVN aferą solną . Jej reperkusje odbijają się echem także poza Polską. Na Słowacji zapanowała panika i gorączkowe poszukiwania polskiej soli, zaś duńskie ministerstwo rolnictwa zaleca swoim obywatelom powstrzymanie się od zakupu polskich produktów spożywczych. Jakich? Nie wiadomo, bo państwowe władze sanitarne powstrzymują się od publikacji listy firm, które stosowały sól drogową do produkcji żywności. Dlaczego? Sanepid twierdzi, że zabrania tego prokuratura. Prokuratura zaś odpowiada, że decyzja o publikacji takich danych leży w gestii Sanepidu.
Zgodnie z unijnym ustawodawstwem polskie władze sanitarne powinny niezwłocznie ujawnić informacje, jakich produktów jakich producentów należy unikać. Problem jest jednak nader delikatny, bo co prawda producent ponosi odpowiedzialność za swój produkt, ale firmy używające skażonej soli najprawdopodobniej robiły to nieświadomie. Miano oszustów należałoby przypisać pięciu wątpliwej proweniencji dżentelmenom prowadzącym trzy niewielkie firmy zajmujące się hurtowym handlem solą. To właśnie oni wpadli na perfidny pomysł przepakowywania odpadu przemysłowego, który kupowali po 140 zł za tonę, i sprzedawania go po cenie trzykrotnie wyższej jako produkt wysokiej jakości. Trefny towar sprzedawano wyłącznie w sieciach hurtowych. Dodawany w małych ilościach do produktów końcowych, znikał w nich niemal bez śladu.
Prowadzone w ostatnich dniach badania wykazują, że stężenie siarczanów w podejrzanej soli przekraczało stukrotnie dopuszczalne normy, a w niektórych jej partiach naukowcy wykryli nawet dioksyny. Skoro jednak przeciętny zjadacz skażonego chleba posmarowanego skażoną wątrobianką nie uskarżał się na problemy ze zdrowiem, nikt nie wpadł na to, żeby zbadać, czy zwykła sól nie jest przypadkiem solą przemysłową, więc oszukańczy proceder mógł kwitnąć bez zakłóceń przez wiele lat.
Z doniesień prasowych wiemy, że podejrzana sól mogła trafić do kapusty kiszonej, sałatek warzywnych, buraczków ćwikłowych w słoikach i paprykarza wegetariańskiego. Z materiałów programu TVN Uwaga wiemy nadto, że sól drogowa mogła znaleźć się w przetworach mięsnych, rybnych oraz pieczywie. Zatem bez konkretnych danych, na ujawnienie których czekamy, podejrzany może być cały sektor przemysłu spożywczego.
Brak oficjalnych informacji podsyca pogłoski i domysły, które coraz skuteczniej rujnują reputację całego polskiego sektora spożywczego. Firmy, które miały szczęście nie trafić na skażoną sól starają się przebić przez szum medialny z przekazem o swojej niewinności. W mediach pojawiają się listy firm, które oficjalnie deklarują niestosowanie skażonej soli. Przedstawiciele firm branży spożywczej wyjaśniają, że muszą bronić się w ten sposób, bo brak rzetelnych informacji powoduje, że coraz więcej zagranicznych kontrahentów wycofuje się z kontraktów, co z kolei może doprowadzić do upadku nawet uznane i stabilne przedsiębiorstwa.
Wygląda na to, że najsroższą karę za solny skandal poniosą firmy, które same padły ofiarą misternego oszustwa. Srogo cierpi też budowana przez dziesięciolecia reputacja polskich producentów żywności. Całemu zamieszaniu nie pomaga podstawa władz sanitarnych i weterynaryjnych, które wciąż nie decydują się na ujawnienie istotnych dla konsumentów informacji, co w konsekwencji rzuca cień na całą branżę przemysłu spożywczego. Wszystko to za sprawą piątki cwaniaków, którym może i cała afera ujdzie nawet na sucho, bo przecież nie wiadomo, czy w końcu uda się udowodnić, że sprzedawana przez nich sól była niebezpieczna dla zdrowia.
I to dopiero będzie skandal!
Ja bym z tego wszystkiego nie robił takiego problemu. Polska chęć do oszustwa do rzecz oczywista, ciekawi tylko dwulicowość ludzi i komentujących dwa fakty – tą „aferę” i podrabianie Oscypków oraz skazanie producenta na karę w zawieszeniu. Podczas tej drugiej sprawy ludzie bagatelizowali problem, pisali o tym, że „unia wymyśla kolejne durne certyfikacje, więc to ona winna”. Oszustwo jest oszustwem i oszukują wszyscy, z wielkimi koncernami (dodawanie „MOM” do jedzenia dla dzieci)międzynarodowymi.
Po raz kolejny trzeba przypomnieć, że przesada we wszystkim się nie opłaca i nie należy jeść tyle mięsa i tak dosalać potraw oraz trzeba się edukować kulinarnie, czytając chociażby etykiety.
Ja od pewnego czasu cierpię od picia koncernowego piwa, które nie dość, że powoduje okropny ból głowy, nawet po wypiciu 1-2 butelek to w dodatku zgaga jest czasami większa niż po za słonych potrawach (które mi akurat szkodzą na żołądek). Zauważyłem, że koncerny nie dają już nawet składu piwa, bo i po co? Piwa takiego praktycznie nie pijam a i nie przepłacam za nie-koncernowe, więc może i podobnie trzeba podejść do żywności, także tej przesolonej.
A polska żywność, jeśli będzie odpowiednio promowana i będzie mieć „liderów kategorii” w postaci produktów regionalnych wysokiej jakości, obroni się sama.