Gorsze niż junk food – takie jest jedzenie w sanatoriach, w których czas się zatrzymał w PRL!

Trzy małe plastry wędlinki tak wilgotnej, że aż szklistej i niemal fluorescencyjnie różowej, albo kawałek pasztetu z MOM-u o wielkości łyżki do zupy, albo trójkącik serka topionego, do tego łyżeczka margaryny i kilka kromek chleba na polepszaczach – tak jadają kuracjusze polskich sanatoriów, które działają przecież za nasze podatki! Wszystko to w cieniu dymiących kominów ale za opłatą uzdrowiskową, którą kasuje się od każdego i niezależnie od jakości powietrza.

Jedzenie w sanatoriachKuracjusz, który w końcu dostanie wyczekany przydział do sanatorium, zazwyczaj nie ma specjalnie wygórowanych oczekiwań. Wystarczy dobra baza zabiegowa, schludny pokój, przyzwoite jedzenie i może jakiś wieczorek taneczny raz na jakiś czas. Jednak po przyjeździe do uzdrowiska może go czekać nieprzyjemne zderzenie z wielce niekomfortową rzeczywistością.

Choć turnusy rehabilitacyjne realizowane na skierowanie z NFZ są w powszechnym mniemaniu bezpłatne, to jednak część opłaty za zakwaterowanie i wyżywienie sanatorium pobiera od kuracjusza. Do tego na miejscu trzeba jeszcze zapłacić opłatę klimatyczną oraz za parking, jeśli nieszczęśnik przybył własnym pojazdem. Łącznie to kilkaset złotych i choć dla części kuracjuszy może to być spory wydatek, to daleko mu do turnusów komercyjnych za dwa-trzy tysiące złotych tygodniowo, których koszt kuracjusze pokrywają w całości z własnych kieszeni, chyba że otrzymali dofinansowanie z PFRON. „Komercyjni” mogą liczyć na lepsze warunki, bo sami wybierają sobie sanatorium, a posiłki otrzymują w standardach hotelowych szwedzkich stołów.

Jedzenie w sanatoriachNatomiast pacjenci kierowani do uzdrowisk przez NFZ mogą liczyć na wyżywienie po najniższych stawkach, bo państwowa kasa płaci mało. Śniadania i kolacje to królestwo margaryny, serka topionego i czegoś, co mogło być mięsną konserwą, ale najwyżej dla kota.

Alarmują mnie o tym także moje czytelniczki i czytelnicy, którzy są oburzeni jakością sanatoryjnego jedzenia. To od nich otrzymałem zdjęcia, które ilustrują ten felieton i to oni byli zmuszeni do poszukiwania jedzenia na własną rękę w okolicznych Żabkach i barach z frytkami i kebabem. Na wydatki znienacka na odwiedzanie restauracji niewielu stać, zwłaszcza że trzeba by je ponosić aż przez trzy tygodnie, bo tyle trwa turnus rehabilitacyjny z NFZ. Co bardziej doświadczeni kuracjusze dobrze wiedzą, że jeśli jadą na takie skierowanie, to muszą ze sobą zabrać czajnik, mikrofalówkę i własne naczynia. Zawczasu robią też zapasy kabanosów, paluszków i chipsów, bo te w małych sklepikach w kurortach bywają znacznie droższe niż w przydomowym dyskoncie.

Szczerze i ze zdjęciami na grupach dyskusyjnych

Standardy pobytów w sanatoriach opisują też liczne relacje kuracjuszy zamieszczane na otwartych forach i grupach tematycznych. Jak relacjonują pacjenci, niektóre sanatoryjne pokoje nie mają łazienek, a węzły sanitarne są na korytarzach, po jednym dla wszystkich z całego piętra.

Czasem pokoje nie mają nawet okna – zamiast niego przewidziano lufcik. Kuracjusze narzekają też na uciążliwe remonty trwające w czynnych placówkach, które są szczególnie dolegliwe dla osób ze schorzeniami dróg oddechowych. W chłodniejszych porach ruszają kopciuchy i w uzdrowiskach zamiast powietrzem leczniczym oddycha się czarnym dymem z przydomowych pieców opalanych byle czym.

Pani Elżbieta, kuracjuszka Wojskowego Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego w Krynicy Zdrój, skierowana tam przez NFZ, informowała na grupie dyskusyjnej, że jedzenie w jej stołówce jest okropne. Codziennie podają biały ser – jak nie z wiaderka, to z kostki, do tego kawałek listka sałaty. Porcje są niewielkie, a posiłki zazwyczaj bez smaku, chyba że kuchni akurat coś wyjdzie i wówczas da się to coś jakość zjeść. I nie są to czcze opisy, bo pani Elżbieta robi zdjęcia stawianym przed nią talerzom i dzieli się nimi na grupie. W jednym z komentarzy czytamy wprost: wygląda, jakby ktoś zwymiotował.

komentarze na FBNa szczęście poza refleksjami tego typu pani Elżbieta może też liczyć na rzeczowe wsparcie ze strony innych członków grupy. W jednej z odpowiedzi pan Andrzej wskazał na przykład, że tuż obok sanatorium pani Elżbiety jest Karczma Łemkowska. Może to i jakieś rozwiązanie, choć już tylko za sam obiad trzeba by tam zostawić przez trzy tygodnie turnusu grubo ponad dwa tysiące złotych.

Segregacja talerzowa

Rozczarowanie kuracjuszy niskimi standardami zakwaterowania i wyżywienia potęguje segregacja w stołówkach.

Jedzenie w sanatoriachKuracjusze sami opłacający swój pobyt albo korzystający z dofinansowania PFRON mogą korzystać ze szwedzkiego stołu. Nakładają sobie więc, co chcą i ile chcą. Natomiast skierowani przez NFZ dostają porcje podawane im do stolików na talerzach.

Jedzenie w sanatoriachCi nie mają prawa żadnego wyboru poza tym oczywistym – zjedzą albo nie. Takie podziały na lepiej i gorzej wyżywionych bywają szczególnie krępujące, gdy posiłki dla obu grup podawane są w tych samych salach.

Jedzenie w sanatoriachLepszych i gorszych oddzielają wówczas parawany albo zasłonki, w każdym razie jakaś forma blokady bogatszych stołów szwedzkich od biedniejszych stolików budżetowych. Co ciekawe, opinie kuracjuszy na taki stan rzeczy bywają różne.

Jedzenie w sanatoriachNiektórzy są zdania, że sanatoria to nie spa i nie przyjeżdża się do nich na relaks i wyżerkę, tylko na rekonwalescencję. Być może to pokolenia nieco starszej daty, które pamiętają jeszcze reminiscencje sanatoryjnych ścieżek zdrowia doktora Kelloga, który praktykował leczenie surowizną i w spartańskich warunkach.

Skierowanie jak rosyjska ruletka

Rzecz jasna nie wszystkie sanatoria to spartańskie relikty dawnych czasów. Fundusze unijne robią swoje i wiele obiektów oferuje już całkiem wysoką jakość pobytu, zresztą za niekiedy ponadnormatywnie wysoką cenę. Niestety, wyjazd do sanatorium na skierowanie z NFZ to wciąż loteria. W teorii każdy ma prawo do leczenia uzdrowiskowego, ale innych praw tu brak. Nie można wybierać sobie ani miejsca, ani terminu pobytu. Jedni mają więc szczęście i trafiają dobrze, a inni dostają trzy tygodnie karceru w celi bez okna i łazienki, za to z chlebem z margaryną i ciągłym brakiem papieru toaletowego w ogólnodostępnym ustępie na korytarzu. A wszystko to za nasze pieniądze, bo kuracje z NFZ są refundowane z naszych podatków. Są to więc pieniądze publiczne i jako takie powinny one gwarantować ludziom godne warunki i przynajmniej minimum jakości. Tymczasem standardów brak, audytów nikt nie prowadzi, nie ma nawet możliwości odwołania się od fatalnych warunków pobytu.

W NFZ są zdziwieni

W ostatnim czasie media donoszą o zastanawiającym zjawisku masowych rezygnacji skierowanych już przez NFZ kuracjuszy z przydzielonych im pobytów. Te sięgają już niemal setki dziennie, co znacznie komplikuje pracę urzędnikom i funkcjonowanie obiektom.

komentarze na FBWładze NFZ podejrzewają, że tak znaczący odsetek rezygnacji już po przydzieleniu kuracjuszowi miejsca w sanatorium może być spowodowany rosnącymi kosztami życia i innymi trudnościami dnia codziennego pacjentów, na przykład… koniecznością ciągłego palenia w piecu w ich domach w okresie grzewczym.

Może podsuńcie im ten felieton.

  1. Ciekawe, myślę że to zależy od przypadku. Mój ojciec lubi korzystać z sanatoriów i do tej pory nie narzekał, wręcz ostatnio sobie bardzo chwalił sanatorium i pobyt w Kołobrzegu, gdzie jedzenie ponoć było bardzo dobrej jakości.
    Nie oszukujmy się, NFZ tonie w długach, także z winy samych pacjentów, którzy wizyty do lekarzy traktują jak sposób na zabicie nudy. Jakby wizyty były częściowo odpłatne, chociażby 5 zł to i kolejki by się do lekarzy skończyły albo skróciły.
    To samo z pobytem w sanatoriach – ludzie tam jeżdżą żeby się leczyć a nie wypoczywać.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttps://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―