Dziadujących samorządowców, którzy w imię niskiej ceny dopuszczają do karmienia dzieci ich wyborców obrzydliwą treścią pokarmową, trzeba skutecznie pogonić! Precz z dziadostwem!
Nie cichną emocje po wyemitowanym kilka dni temu dwuczęściowym reportażu z Grodziska Mazowieckiego [cz. 1] [cz. 2], w którym dziennikarze Uwaga TVN zaprezentowali, czym publiczne szkoły i przedszkola w tej gminie karmią najmłodszych. Oto firma cateringowa Mały Smakosz, która w niejasnych okolicznościach wygrała przetarg na obsługę gastronomiczną tamtejszych placówek, podaje maluchom posiłki, które już z wyglądu mocno zniechęcają do jedzenia.

Do tego, jak podają rodzice, w grodziskich przedszkolach i szkołach miały zdarzać się przypadki podawania dzieciom zepsutego lub śmierdzącego jedzenia, które w pojedynczych przypadkach miało zawierać pleśń i robaki.
Rodzice własnym sumptem próbowali zgłaszać takie przypadki do Sanepidu, ale bezskutecznie, bo – jak twierdzą – zarzucano im wówczas, że po drodze ze szkoły do Sanepidu mogli dodawać do próbek coś od siebie. Sanepid nieprawidłowości jednak nie stwierdził, sprawy nie ma też ani dla Wojewódzkiego ani dla Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Tylko dzieci nie chcą jeść obiadków, a wśród tych maluchów, które coś jednak jedzą, na porządku dziennym są bóle brzucha i biegunki.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że skargi rodziców na jakość wyżywienia w grodziskich szkołach i przedszkolach, pojawiły się już na początku roku szkolnego, czyli we wrześniu ubiegłego roku i aż do tej pory, czyli niemal do zakończenia roku szkolnego, kwestionowana przez rodziców firma cateringowa w dalszym ciągu dostarcza posiłki do tamtejszych placówek oświatowych, a ich dyrekcje przyjmują dostarczane im termosy i przekazują je do rozdziału dzieciom. Najbardziej oburzające jest jednak to, że dyrekcje placówek oświatowych zabroniły rodzicom wyposażania ich dzieci we własne kanapki, aby te nie były skazane na ohydę szkolnych obiadków. W jednym z przypadków dyrektorka warunkowo zezwoliła dzieciom jadać kanapki z domów, ale dopiero po uzyskaniu od rodziców tych dzieci podpisów na oświadczeniach, że nie będą truć własnych dzieci. W pozostałych przypadkach zasłaniano się… niemożnością wynikającą z przepisów nomen-omen sanitarnych, choć przykład Magdaleny Biejat pokazuje, że dyrekcja szkoły może zgodzić się nawet na wprowadzenie do menu specjalnych posiłków dla dzieci-wegetarian.
Co ciekawe, pod pretekstem alertu Bravo, który obowiązuje w przypadku podejrzenia o akcje terrorystyczne, zamknęły się drzwi grodziskich placówek oświatowych, do których dociera catering kwestionowanej firmy. Sposób okazał się skuteczny, bo dziennikarze wejść do szkół nie mogli, choć przy okazji uczniowie też mieli z tym problemy, a jego skuteczność niektóre dyrekcje wzmacniały też wzywaniem policji. Z dziennikarzami Uwagi TVN nie chciał rozmawiać też nikt z samorządowców – ani burmistrz, ani nikt z jego dwóch zastępców, ani dyrektor bezpośrednio odpowiedzialny w urzędzie gminy za sprawy oświatowe.
Samorządowcy z Grodziska, którzy nie chcieli spotkać się z dziennikarzami, twierdzą teraz, że materiał TVN miał charakter manipulacyjny i był dla nich krzywdzący, bo nie pokazał realnych działań podjętych przez gminę. Dziennikarzom Uwagi TVN udało się jednak ustalić kluczowe fakty, bo do szczegółowej rozmowy byli rodzice, reprezentujący ponad tysiącosobową społeczność protestujących.
Choć materiał reporterski realizowany był w połowie maja, dopiero po jego emisji w czerwcu władze gminy wystosowały oficjalny komunikat na piśmie, z którego wynika, że w urzędzie podjęto liczne działania naprawcze. Jak czytamy w komunikacie, polegały one na spotkaniach z rodzicami, zmianie chleba z białego na ciemny, zmniejszeniu ilości soli i zwiększeniu ilości surówek w posiłkach, a do tego – co brzmi już niemal jak rewolucja – umożliwieniu rodzicom przeprowadzania degustacji posiłków podawanych ich dzieciom.
Przykład z Grodziska ilustruje poważny problem systemowy, którym jest wciąż szeroko w Polsce stosowane kryterium najniższej ceny w przetargach, co niemal zawsze przekłada się na najniższą jakość. Tę zasadę zna każdy, kto próbował kiedyś zamówić usługę publiczną z jakimkolwiek budżetem. Firmy cateringowe, często działające na granicy rentowności, wygrywają przetargi tylko dlatego, że oferują posiłki za dziadowskie pieniądze, jak w przypadku Małego Smakosza, który za 8 złotych w urągający ludzkiej godności sposób karmi teraz maluchów z Grodziska. Pytacie, jakim cudem można w tej cenie dostarczyć świeży, zdrowy, pełnowartościowy posiłek dla dziecka? Odpowiadam – nie można.
W przytoczonym wyżej komunikacie gmina Grodzisk Mazowiecki sama przyznaje, że ten „systemowy problem dotyczy całego kraju” i że dotychczasowy sposób wyboru ajentów nie gwarantował jakości. Wygląda więc na to, że przez lata wszyscy zdawali sobie sprawę z problemu, ale gdy w końcu sprawa się rypła i przyjechała telewizja, to teraz udają zaskoczenie. Niezależnie od tego problem rzeczywiście może dotyczyć każdego miejsca w Polsce, gdzie posiłki dla dzieci w szkołach i przedszkolach zapewniają kuchnie zewnętrzne. Jest tak wszędzie tam, gdzie gmina nie ma ani zaplecza, ani odwagi, by inwestować we własne kuchnie. Jest tak wszędzie tam, gdzie dyrektorzy szkół nie mają kompetencji, by prowadzić nadzór nad ajentem. Jest tak wszędzie tam, gdzie rodzice są zbywani frazesem, że „Sanepid nic nie wykazał”.
Polska szkoła ma problem z karmieniem dzieci i jest z tym problemem sama. Państwo abdykowało z roli organizatora zbiorowego żywienia dzieci, przerzucając odpowiedzialność na samorządy. Te liczą swoje grosze i idą po taniości, czyli ogłaszają przetargi na to, co najtańsze. Wszystko to dzieje się w XXI wieku, w czasie wielkiego polskiego prosperity i to w najbogatszej gminie w Polsce, jaką z dumą ogłasza się Grodzisk Mazowiecki. Z zażenowaniem pozostaje przy tym skonstatować, że najwidoczniej polskie dzieci nie zasłużyły sobie dotąd na sprawdzony i dobry norweski albo francuski model żywienia, w ramach którego stołówki są integralną częścią placówki oświatowej, a jakość jedzenia to element edukacji zdrowotnej.
Rodzicom dzieci w Polsce pozostaje więc aktywna walka o zdrowie własnego potomstwa. Udostępnianie zdjęć spleśniałych pierogów i relacji o niestrawności kanapce ze śmierdzącą wędliną jednak nie wystarczy. Jakie narzędzia rodzice mają po swojej stronie? Po pierwsze głośnie domaganie się ujawniania umów z firmami cateringowymi w szkole lub przedszkolu. Po drugie działanie w Radach Rodziców, które mogą mieć wpływ na decyzje o przetargach i formie żywienia. Po trzecie żądanie wprowadzenia kryteriów jakościowych do przetargów tak, aby 8 złotych nie mogło być kartą przetargową dla oszustów. Rodzice muszą działać wspólnie i podejmować wszelkie możliwe działania kontrole, a ich wyniki upubliczniać.
Mają do tego prawo i – jakkolwiek orwellowsko to zabrzmi – w świecie przetargów, regulaminów i milczących procedur, to ich jedyny oręż.
To juz nie pierwszy raz jak przetargi wygrywa najtanszy cwaniak. Tanio nie znaczy zle ale krytetrium ceny przy przetargach to debilizm. Ograniczony budzet powoduje ze potem mamy takie kwiatki. Wine ponosi system prawny ale i sami samorzadowcy, tym miastem nie rzadzi jakis partyjniak tylko mlody niezalezny. Nie wiem kto tam w radzie miasta siedzi pewnie tez same tumany. A tyle sie mowi o zapasci demograficznej. Nie dziwota jak dzieciaki i ivh dobrostan jest trakrowane jak zlo konieczne. Po co dzieci karmic porzadnie, najlepiej nakarmic najtanszym.kosztem, wszak dziecko glosow nie odda.
Wnioski-prawo do zmiany, lokalni samorzadowcy do sprzatania ulic a nie zarzadzania.
Pozytywny news jest taki ze burmistrz sie realnie przestraszyl calej afery i ponoc ma utworzyc tzw kuchnie gminne. Ciekawe, moze samorzady powinni utworzyc swoje wlasne spolki gminne zaopatrujace porzadnie wszystkie instytucje. Wiem ze to smierdzi komuna ale za komuny czy w latach 90 jedzenie bylo chyba wyzszej jakosci niz dzisiaj gdzie bylejactwo rzadzi wzdluz i wszerz.
Sprawdzilem co to za oszusci-truciciele i okazuje sie ze to jakis szemrany Litwin ktory wszedzie truje i oszukuje. Ponoc nawet na Ukrainie trul ludzi jakims watpliwej jakosci i pochodzenia mlekiem. Coz, mamy skutki czlonkostwa w UE, gdzie kazdy, niewazne czy Polak, Wloch czy rusek z Lotwy moze stanac do przetargu, byle.gdzie i byle jak i wygra bo tanio.