Kulturę stołu polscy politycy traktują mocno po macoszemu, co dziwi, skoro dla ich wyborców klasyczna polska biesiada wciąż ma znaczenie, a stare powiedzenie „zastaw się, a postaw się” nadal jest u nas aktualne, o czym w kontekście Pierwszej Komunii Świętej przypomina Iwona Węgrowska.

fot. Adrian Grycuk, CC BY-SA 4.0, via Wikimedia Commons (Sławomir Menzen)
fot. European People’s Party, CC BY 2.0 via Wikimedia Commons (Rafał Trzaskowski)
Uwagę niektórych widzów i wszystkich komentatorów telewizyjnej debaty kandydatów na urząd prezydenta Rzeczpospolitej przed drugą turą wyborów zwrócił tajemniczy ruch Karola Nawrockiego, który w trakcie wypowiedzi Rafała Trzaskowskiego, czyli w czasie, kiedy teoretycznie Karol Nawrocki powinien być poza wizją, sprawnie umieścił sobie coś w ustach. Po niejasnych wyjaśnieniach, których zresztą oficjalnie dotąd nie potwierdzono, uznano, że w ruch poszła saszetka nikotynowa, krewna produktu znanego jako snus, a w Polsce jako tabaka, nota bene mocno związana z kulturą szlacheckiego stołu XVIII i XIX wieku.
O ile był to rzeczywiście woreczek nikotynowy, to niezależnie od paraeleganckiej noszalancji, z jaką jego zawartość została przez kandydata na najwyższy urząd w państwie przyjęta, należy skonstatować, że jest to produkt legalny. Nie zmienia to faktu, że sam gest był niespodziewany, a dla części widzów szokujący. Przy tej okazji można się zastanawiać, czy był on przejawem nagłej konieczności, czy też miał stanowić zawadiacki gest kierowany do sporej części młodego pokolenia, która nie stroni od energetyków, e-papierosów, kolorowych małpek i innych używek. A może miał stanowić osobliwy historyczny performans z ukłonem ku Skrzetuskiemu w orszaku z trąbkami i przybraniu z husarskiego pióropusza?
Odium skandalu, który wywołał ów domniemany woreczek, zelżało, gdy media wypatrzyły spotkanie Rafała Trzaskowskiego ze Sławomirem Mentzenem w jego pubie w Toruniu, do którego doszło tuż po internetowej debacie obu panów następnego dnia. Choć z dziennikarskiego opisu zdarzeń trudno wywieść, iżby spotkanie to miało być wcześniej przygotowane czy nawet planowane, to jednak kufle piwa na stołach stanęły i były opróżniane. Do tego towarzystwo wzbogacił Radosław Sikorski, który akurat w tym pubie postanowił oglądać debatę, nota bene trafiając przy okazji na trwający tam wieczór kawalerski. Na platformie X umieścił następnie krótki filmik ze spotkania, dzięki czemu widzowie mogą podejrzeć, co podano do stołu i pozostać w zupełnie słusznym osłupieniu, iż nie podano nic.
Pustki na toruńskim stole zupełnie nie licują z wystawnością polskich stołów gościnnych i trudno je tłumaczyć okolicznościami. Za sprawą Książula, który niedawno odwiedził ten sam pub, lokal Menzena słynie z kiełbasy w bułce za około 25 złotych i burgerów w cenie około 50 złotych. Niestety żadnego z nich politycy nie zamówili, a szkoda, bo stosowny wybór mógłby odkryć prywatne preferencje dżentelmenów, choćby ze względu na nazwy tych burgerów, z których najwięcej powiedzieć o ich miłośnikach mógłby powiedzieć Rewolucjonista, Elitarysta i Eko Terrorysta, jako że pod takimi nazwami figurują w karcie. Panowie pozostali powściągliwi w wydatkach i przyoszczędzili ale chyba zbyt srogo i zupełnie niepotrzebnie, bo nawet gdyby zamówili którąś z kilogramowej porcji frytek wymieszanych z mięsem, to wyszłoby po dyszce na głowę. Pomińmy milczeniem niespożytkowaną możliwość postawienia choćby i tych niedrogich frytek z mięsem przez gospodarza tego lokalu jego znamienitym gościom. Jeśli bowiem prosta przekąska w pubie jest zbyt droga dla kwiatu polskiej polityki, czas podjąć dyskusję nad lepszym uposażeniem przedstawicieli tej klasy. W przeciwnym razie warto byłoby posłać niektórych na przyspieszony kurs kindersztuby.
Politycy na luzie, jak tutaj przy piwie albo papierosie, to może być wabik dla młodzieży, szczególnie tej skłonnej do używek i od nich uzależnionej. Jeśli taki wabik miałby pozytywnie wpłynąć na ruchawość społeczną tego segmentu obywateli, niechby politycy sączyli z kufli i chłonęli tabakę do cna. Ostrzegam jednak przed niepokojącym brakiem ostentacji w obfitości stołu przynajmniej na minimalnym poziomie opulencji akceptowanej przez uczestników polskiej biesiady. Roboczy szkic w tym zakresie zarysowuje Iwona Węgrowska, która zorganizowała niedawno uroczystość Pierwszej Komunii Świętej dla swojej córki w stylistyce wesela. Przyjęcie wydano na 50 osób, za łącznie 40 tysięcy złotych, a to oznacza ponad tysiąc złotych na osobę. Tymczasem powściągliwość uczestników publicznej debaty w dbałości o odpowiedni poziom kultury stołu, przy którym pospołu zasiadają, może zniechęcić do nich tych tradycjonalistów, którzy miast do urn pójdą na grill.
A to byłby bardzo zły scenariusz.