Lubisz frytki? Pewnie nie wiesz, ale operatorzy barów wymieniają fryturę nawet… raz na miesiąc!

Na horyzoncie weekend majowy i wakacje, więc chętnie będziemy sięgać po frytki i inne atrakcje z letnich barów i nadmorskich budek. Niestety w wielu takich miejscach frytura bywa wymieniana raz na tydzień, a niekiedy nawet raz na miesiąc! Jak się nie rozchorować i zawczasu rozpoznać tłuszcz po przejściach?

Frytki na talerzu, spalone ;)Kto by się zastanawiał nad tym, jak często operatorzy smażalni wymieniają w swoich smażalnikach tłuszcz, w którym skwierczą frytki. Jeśli głód doskwiera a pogoda dopisuje, to w głowie brak przestrzeni na dywagacje. Zresztą muszą być przecież jakieś przepisy lub przynajmniej procedury, których przestrzegania ktoś kontroluje. Niestety, po zgłębieniu zagadnienia trzeba skonstatować, że wcale nie. Ani w Polsce, ani w Unii Europejskiej nie ma konkretnych przepisów określających, jak często należy wymieniać fryturę. Zgodnie z unijnym rozporządzeniem nr 852/2004 w sprawie higieny środków spożywczych, gastronomowie mają w Unii Europejskiej ogólny obowiązek stosowania systemu HACCP, który ma zapewnić bezpieczeństwo żywności. Jeszcze wyższy poziom ogólności wykazują funkcjonujące w branży zalecenia robocze, wedle których fryturę wymienia się wtedy, gdy zrobi się ona ciemna, zgęstnieje, zacznie dymić lub negatywnie wpływa na smak potraw.

Frytki w garnkuW Polsce i w Unii Europejskiej istnieją za to normy określające, kiedy tłuszcz smażalniczy przestaje być bezpieczny. Kluczowy wskaźnik to zawartość związków polarnych, które powstają w wyniku degradacji tłuszczu pod wpływem temperatury, wody i resztek jedzenia. Krytyczny poziom tych związków definiuje Rozporządzenie Ministra Zdrowia z 2012 roku w sprawie określenia maksymalnych poziomów substancji zanieczyszczających, które mogą znajdować się w tłuszczach stosowanych do smażenia. Według tych przepisów fryturę należy uznać za zużytą, kiedy poziom produktów utlenienia, zwanych związkami polarnymi, przekroczy w niej 25%. Poziom zawartości tych związków we fryturze zależy od czasu i intensywności jej użytkowania. Dlatego trudno mówić wprowadzeniu i egzekwowaniu jednego uniwersalnego przepisu, wedle którego fryturę należałoby wymieniać w jasno określonych interwałach, na przykład po określonej liczbie godzin pracy czy po określonej liczbie usmażonych porcji.

Brak jasno określonych reguł daje gastronomom pole do własnych interpretacji, które w wielu przypadkach bywają nieskomplikowaną wypadkową ograniczania kosztów i maksymalizacji zysków. Niekiedy mają też związek ze specyfiką pracy smażalni, która przez większą część dnia musi pracować pod dużym obciążeniem, często w trudnych warunkach lokalowych. Na ten aspekt wskazują zaprezentowani w reportażu magazynu Talking Point smażalnicy z kultowych szanghajskich hawkerów, które słyną w świecie z modnego jedzenia ulicznego za rozsądną cenę do tego stopnia, że już około 150 z nich znalazło się w singapurskiej edycji przewodnika Michelin. Jak argumentują, wymiana frytury to zabieg, który wymaga ostudzenia tłuszczu, usunięcia go z naczynia, wyczyszczenia wszystkich elementów i zalania go ponownie świeżym tłuszczem. Całość trwa kilka godzin, więc żądania gości, aby operatorzy barów wymieniali fryturę po każdej wysmażonej porcji czy nawet pod koniec każdego dnia, traktowane są prze z operatorów z politowaniem.

Street foodModa, sława i rozsądna cena okazują się dla frytury dramatycznie zabójczą mieszanką. Dość powiedzieć, że wielu szanghajskich gastronomów nawet nie próbuje udawać, że wymienia tłuszcz po każdym gościu. Byłoby to mało rozsądne z praktycznego, ekologicznego a nawet zdrowotnego punktu widzenia. Przytoczone w materiale filmowym wyniki badań laboratoryjnych wskazują, że jedna partia tłuszczu z powodzeniem posłuży do smażenia kilku czy kilkunastu porcji. Niestety wielu gastronomów ma się daleko od nawet tak luźno określonych terminów i wymienia fryturę raz w tygodniu, a nawet raz w miesiącu, o czym sami właściciele pokazywanych w reportażu barów opowiadają bez krzty zażenowania.

Smażona ryba i ziemniaki smażoneŚwieża frytura przydaje smażonym w niej potrawom chrupkości i aromatu. Stara sprawia zaś, że potrawy stają gumowate, tłuste i mają nieprzyjemny posmak. Przechodzona frytura zaczyna dymić w niższych temperaturach niż dla niej przewidziane. Pieni się nadmiernie, zostawia lepkie osady na ściankach naczynia, a po ostudzeniu przybiera ciemny, mętny kolor i generuje osady. Wielokrotne używanie tej samej frytury prowadzi do powstawania szkodliwych związków, takich jak aldehydy i tłuszcze trans, które zwiększają ryzyko chorób serca i nowotworów. Podczas smażenia tłuszcz ulega rozkładowi. Najpierw tworzą się związki lotne, które odpowiadają za specyficzny zapach smażenia, a następnie powstają produkty polimeryzacji i utleniania, które zmieniają smak i strukturę potrawy. W miarę zużycia frytura staje się toksycznym koktajlem. Rośnie w niej zawartość tłuszczów trans, nadtlenków, aldehydów oraz akrylamidu, potencjalnie rakotwórczego związku, który lubi towarzystwo skrobi i wysokich temperatur. Udowodniony potencjał nowotworowy mają też wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne. Z kolei tłuszcze trans podnoszą „zły” cholesterol, obniżają „dobry” i prowadzą do miażdżycy oraz problemów z sercem.

Przydatność roboczą frytury da się sprawdzić za pomocą testów paskowych do pomiaru poziomu związków polarnych lub specjalistycznego sprzętu, na przykład urządzenia Testo 270, które wskazuje poziom związków polarnych w procentach. Tego typu analizy przeprowadzają, a przynajmniej powinni przeprowadzać, kucharze, gastronomowie i restauratorzy, wszakże nie goście. Ci mogą polegać zaś na własnych zmysłach, w szczególności na zmyśle smaku i powonienia. Świeża frytura ma zapach neutralny, ewentualnie nieco kuchenny. Gdy tłuszcz ulega degradacji, pojawiają się w nim aldehydy i ketony, których zwiastunami są aromaty przypominające farbę olejną, lakier albo topiony plastik. Za alarmującą należy uznać długo utrzymującą się w powietrzu kwaśną i mdlącą woń zjełczenia, smród znoszonego obuwia lub starej ścierki, za co odpowiadają związki polimeryzacji tłuszczu. Frytki usmażone na przechodzonej fryturze mogą mięć metaliczny posmak, być gorzkawe i powodować wrażenie dziwnej suchości w ustach, za co odpowiadają produkty utleniania i to nawet wówczas, gdy usmażono je przed chwilą i na naszych oczach. Są też ciemniejsze, nie złociste, a brunatne. Do tego mogą być miękkie, przesiąknięte tłuszczem, gumowate i lepkie.

smażenieWspółczesne frytury gastronomiczne określane są jako produkty nowej generacji. Są stabilizowane, oczyszczone, z deklaracją „trans free”. Brzmi to świetnie, ale tylko wtedy, gdy takie frytury są odpowiednio często wymieniane. Do smażenia część gastronomów wciąż używa specjalistycznych utwardzanych frytur w kostkach lub granulacie zaprojektowanych dla branży fast food. Są to najczęściej mieszanki oleju kokosowego i palmowego albo frytury palmowo-rzepakowe z antyutleniaczami, stworzone z myślą o długotrwałym użytkowaniu. Mają wyższy punkt dymienia, ale zawierają tłuszcze nasycone i niekiedy także tłuszcze trans.

belgijskie frytkiOd rodzaju zastosowanej frytury zależy smak i aromat usmażonej w niej potrawy. Standardem w gastronomii są dziś frytki smażone na rafinowanym oleju roślinnym, najczęściej rzepakowym. Neutralny smak, niska cena i dobra dostępność to jego bezsprzeczne zalety, ale trzeba pamiętać, że szybko traci on świeżość i wówczas może generować w gorzki posmak. W Polsce podstawowym tłuszczem do smażenia był przez dekady smalec. Frytki smażone na smalcu są złociste, chrupiące i mają ten niepodrabialny, domowym aromat. Ich smak jest pełniejszy, co zawdzięczają umami, którego smalec jest skarbnicą. Smalec szybko ulega jednak utlenieniu i ma stosunkowo niską temperaturę dymienia, dlatego dziś używany jest rzadko, a jeśli już to zazwyczaj w domowych kuchniach i przez babcie. Za to prawdziwą legendą owiane są popularne w Belgii frytki smażone na łoju wołowym. Oryginalne frites belges smaży się dwukrotnie: w pierwszej fazie w niższej temperaturze, a w drugiej w wyższej temperaturze. Bogaty w umami łój wołowy, z francuska zwany blanc de bœuf, przydaje im nietuzinkowego charakteru, przez niektórych uważanych za mięsny.

Jeśli po wizycie w smażalni włosy, ubranie i ręce wonią tak, jakbyś przed chwilą serwisował transformator, używany tam tłuszcz ewidentnie miał bogatą historią. Mogły się w niej pomieścić nie tylko frytki, ale też ryba w panierce, schabowy, cebula w cieście a nawet coś słodkiego, na przykład pączek lub oponka, bo… panie, my dbamy o jakość potraw i portfel gościa! To prawda, że smażymy wszystko w jednym smażalniku, bo tylko jeden mamy, ale za to fryturę cedzimy codziennie!

Nie bójmy się pytać w lokalach, jak często wymieniana jest frytura!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Artur Michna
Artur Michnahttps://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―