Czy sztuczna inteligencja wygryzie krytyka kulinarnego, czyli jak się pracuje z AI?

Mój poprzedni artykuł powstał w ścisłej współpracy z jednym modeli sztucznej inteligencji, z którym ostatnio uczę się porozumiewać. Dziś opowiem, jak przebiegała nasza współpraca, na co może liczyć autor tekstu, a na co czytelnik i czy zamierzam w przyszłości zacieśniać więzy między inteligencją własną a sztuczną.

Jak pamiętacie, artykuł ów tyczył sprzecznych opinii na temat tych samych produktów żywnościowych, które jednym razem polecane są jako zdrowe, a innym razem wskazywane są jako źródło zagrożenia dla zdrowia, a wszystko to w świetle wyników badań naukowych. Za przykład wzięliśmy jajka, które dawniej uznawano za szkodliwe dla zdrowia siedlisko cholesterolu, a które dziś stawia się za ideał produktu spożywczego godny miana wzorca z Sevres. Tym którzy mogli nie pamiętać, przypomniałem dwie okładki opiniotwórczego do dziś tygodnika Times. Na okładce wydania z 1984 roku zaprezentowano kiełbasiany grymas jajeczny zwiastujący złe czasy dla sadzonych. Na niemal identycznej okładce wydania z 1999 roku zmieniono sadzonym minkę na wesołą, bo wówczas jajka gorąco polecano.

Ten przykład wybrała sztuczna inteligencja, a dokładniej jeden z jej modeli, z którym od pewnego rodzaju uczę się komunikować, z we współpracy z którą powstał mój pierwszy tego typu artykuł. Jak ustaliłem, modele sztucznej inteligencji rzeczywiście da się skutecznie wykorzystywać do współpracy, wszakże pod warunkiem, że inteligencja ludzka zrozumie mechanizmy działania tej sztucznej, a w aurze wzajemnego zrozumienia wytworzy się między obiema relacja komunikacyjna.

Pretekstem do zawarcia przeze mnie bliższej znajomości z AI był felieton telewizji Arte, którego autorzy poszukują odpowiedzi na pytanie, co wpływa na zmiany w postrzeganiu prozdrowotnych walorów żywności. Uznałem zagadnienie z jednej strony za na tyle interesujące i pojemne, aby oprzeć na nim mój testowy materiał z zaangażowaniem dodatkowej mocy rozumu sztucznego. Już nawet bez oglądania tego felietonu, a tym bardziej bez sięgania po pomoc z zasobów całego internetu, wiem nie tylko ja ale i moi stali czytelnicy, że jeden z zasadniczych problemów leżących u podstaw straszenia żywnością to nieuctwo dietetyków. Co prawda pisałem o tym już w 2015 roku, ale dziś jest wcale nie lepiej. Ot, kilka dni temu jedna ze znanych z reklam dietetyczek bez mrugnięcia okiem opowiadała w porannym programie poradnikowym bzdury na temat ostrych papryczek. Do tego z zestawu o różnym poziomie ostrości poleciła prowadzącym habanero jako odmianę najmniej pikantną, mimo że już nawet na opisie stojącym obok talerzyka widniało wyraźne oznaczenie, że to są egzemplarze najostrzejsze z przedstawionych.

Fakty i MityBezcenne reakcje prowadzących możecie zobaczyć sami, a uwadze dietetyków polecam moją wciąż aktualną dwunastoodcinkową serię Fakty i Mity, która powstała dziesięć lat temu po cyklu wykładów i ćwiczeń z Uniwerstyetu McGill w Montrealu, w których brałem wówczas udział.

I tak niekompetencję dietetyczek moglibyśmy uzupełniać powszechnym zjawiskiem „cherrypicking data”, czyli arbitralnym dobieraniem wyników takich badań do tezy, którą ktoś akurat pragnie udowodnić na TikToku, zagadkową przyjaźnią świata nauki ze światem biznesu korporacyjnego czy wątpliwej jakości i dokładności metodami badawczymi i próbami, jak w przypadku badań retrospektywnych. Dziś skupiamy się jednak nie na tym, co i dlaczego jest zdrowe, a na tym, jak pomagał mi to ustalać model sztucznej inteligencji.

Pomyślałem, że sprawdzę, czy kolega Sztuczny może mi przetłumaczyć materiał filmowy z niemieckiego na polski w czasie rzeczywistym, tak abym miał pewność, że do końca rozumiem wszystkie jego ukryte pod skomplikowaną składnią zakamarki. Okazało się, że póki co dostępne modele AI nie wysadzą z foteli lektorów, bo choć słyszy się czasami o tym, jak z pomocą technologii można już tworzyć przekłady materiałów filmowych na dowolny język, włącznie z odczytaniem ich przez sztuczne głosy łudząco podobne do głosu wyjściowego, to rzecz nie jest na tyle prosta, aby wcisnąć przycisk i kazać modelowi stworzyć dubbing w czasie rzeczywistym. Natomiast jest on pomocny, jeśli otrzyma skrypt, bo wówczas może przygotować tłumaczenie na piśmie.

Kiedy zatem tłumaczenie było gotowe i mogłem dokładnie zapoznać się ze szczegółami felietonu, niemal fizycznie odczuwając już apanaże Redaktora Naczelnego, poprosiłem kolegę Sztucznego o sporządzenie zeń podsumowania. Przejrzałem wypunktowane tam główne myśli oraz przykłady, a następnie zleciłem mu sporządzenie krótkiego artykułu prasowego na bazie informacji, jakie uzyskał. Tekst powstał błyskawicznie, ale uznałem, że w niektórych miejscach wymaga dopracowania, bo wybrane przykłady, które się w nim pojawiły, warto było uzupełnić o jeszcze kilka, więc poleciłem koledze Sztucznemu, aby nieco doprecyzował swoją pracę. Gdy była gotowa, zajęliśmy sprawdzaniem zasadności przywołanych w tekście przykładów w źródłach, do których należało dotrzeć. Rzecz jasna gdyby tekst powstawał w zwykłej formule, czyli od tematu i zarysu, poszukiwanie źródeł stanowiłoby etap wstępny a nie końcowy. Niemniej w tym przypadku właśnie taka kolejność była bardziej praktyczna, a po krótkiej kosmetyce oraz kilku dodatkach technicznych artykuł był gotowy i trafił do publikacji. Można do teraz przeczytać go tutaj.

Jak oceniam moją pierwszą współpracę z kolegą Sztucznym? Uważam ją za co najmniej owocną, bo bezdyskusyjnie oszczędził mój czas, który bez niego musiałbym poświęcić na drobiazgową analizę materiałów i przeglądanie artykułów naukowych. Dzięki jego pomocy ilość materiałów źródłowych, z którymi mogłem się zapoznać, była kilkukrotnie większa niż podczas pracy samodzielnej. Model sztucznej inteligencji wykonał za mnie najbardziej czasochłonne czynności i choć sprawdzałem wyniki jego pracy, to i tak czas pracy nad tekstem udało mi się skrócić co najmniej o połowę. Podoba mi się współpraca z kolegą Sztucznym i póki co zamierzam go szerzej angażować do poszukiwania i weryfikowania informacji, zresztą już teraz pomaga mi w poważnym projekcie. Artykuły wolę jednak pisać sam, bo tylko wówczas mają tę w pełni niepodrabialną ostrość pióra, która świadczy o autorze.

Trzeba jednak zwrócić uwagę, aby w podążaniu za wygodą nie dawać się modelom sztucznej inteligencji odciążać zanadto, bo materiały przygotowywane bez ludzkiego nadzoru mogą charakteryzować się dokładnie tym samym, co wciąż jest bolączką całej branży eksperckiej, czyli arbitralną żonglerką danymi. Pół biedy, jeśli do takiej żonglerki będą wykorzystywane fakty, bieda zaś po całości, jeśli będą to mity.

  1. Ja ostatnio rowniez zaczalem na powaznie korzystac z modeli jezykowych i stwierdzam ze ilosc glupot jakie czasami one tworz, przeraza. Pytam o cos, o jakies zestawienie, a potem wychodzi mi mydlo i powidlo, niezwiazane z tematem, musze prostowac potem te dane i prosic na nowo o poprawne zestawienie, dostajac na koniec niemalze to.samo co na poczatku.
    Ale fakt, oszczednosc czasu jest, to chyba jedyna zaleta tej technologii.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―