W kontekście nowej organizacji struktur Komisji Unii Europejskiej powraca temat umowy o otwartym handlu między Unią Europejską a krajami Mercosuru, która niepokoi zarówno unijnych rolników i konsumentów, jak i mieszkańców Globalnego Południa. Dziesiątka europejskich organizacji obywatelskich, w tym Slow Food, zjednoczyła siły i przygotowała obszerny raport poświęcony tej umowie, w którym zawarto rozbudowany apel do polityków unijnych o ochronę interesów mieszkańców i przyrody Unii Europejskiej oraz Mercosuru.
Za tym enigmatycznym skrótem kryje się Wspólny Rynek Południa, który tworzą Argentyna, Brazylia, Paragwaj i Urugwaj, czyli potężni producenci płodów rolnych, w których nieprzestrzegane są wyśrubowane standardy stosowane do unijnej produkcji rolnej. Jak ostrzegają protestujący, jeśli zapowiadana umowa wejdzie w życie, polska branża rolna pogrąży się w kryzysie, a za kilka lat pozostać po niej może tylko wspomnienie. Nie są w tych obawach osamotnieni, bo podobne protesty prowadzą też rolnicy z innych krajów Unii Europejskiej i to zarówno tam, gdzie rządy wspierają umowę z Mercosurem, na przykład w Hiszpanii jak i tam, gdzie rządy są tej umowie przeciwne, na przykład we Francji.
Celem planowanej od kilku lat umowy jest utworzenie jednej z największych na świecie stref wolnego handlu, obejmującej 750 milionów ludzi i około jedną piątą światowej gospodarki. Porozumienie w sprawie jej zawarcia przedstawiciele Unii Europejskiej i państw Mercosuru osiągnęli już w czerwcu 2019 roku, ale dotąd nie doszło do jej podpisania. Umowa ma zawierać między innymi zobowiązania państw obu bloków do liberalizacji ceł we wzajemnym handlu, współpracy w kwestiach weterynaryjnych i fitosanitarnych czy ochrony oznaczeń geograficznych. Jej istotnym acz kontrowersyjnym zarazem elementem są kwestie związane z ochroną środowiska i warunkami pracy.
Jak czytamy w raporcie, unijny przemysł spożywczy jest uzależniony od importu płodów rolnych spoza Unii Europejskiej. Dla przykładu roczny import soi, od której zależy między innymi wielkość unijnej hodowli drobiu, trzody chlewnej i bydła, wynosi około 12 milionów ton rocznie. To nawet dziesięciokrotnie więcej niż łączny wolumen unijnych upraw. Tymczasem uprawy soi w krajach, z których Unia Europejska ma zawrzeć umowę o wolnym handlu, podlegają znacznie mniej rygorystycznym przepisom niż unijne. Dopuszczone są tam uprawy GMO, wyższe limity pozostałości glifosatu oraz stosowanie zakazanych w Unii Europejskiej pestycydów, na przykład neonikotynoidów.
Z kolei hodowla bydła i owiec na mięso charakteryzuje się naruszeniami dobrostanu zwierząt i powszechnym stosowaniem antybiotyków jako stymulatorów wzrostu, co jest ściśle regulowane przez prawodawstwo unijne. Do tego kraje trzecie często nie przestrzegają norm unijnych w zakresie dobrostanu zwierząt lub ograniczają leczenie zwierząt, co stwarza zagrożenia dla zdrowia publicznego i stanowi przejaw nieuczciwej konkurencji dla rolników europejskich. Te rozbieżności wskazują, że brak środków lustrzanych wpływa nie tylko na zrównoważony charakter importu do Unii Europejskiej, ale hamuje też rozwój praktyk agroekologicznych oraz zagraża źródłom utrzymania rolników po obu stronach.
Autorzy raportu podkreślają, że jedną z kwestii budzących szczególne kontrowersje jest eksport pestycydów zakazanych w Unii Europejskiej do krajów trzecich. Choć na poziomie Unii Europejskiej uznano, że zakazane substancje stwarzają poważne zagrożenia dla zdrowia ludzi i środowiska, wciąż zezwala się na ich produkcję i eksport do krajów trzecich, w których nie obowiązują tak rygorystyczne ograniczenia. Co prawda niektóre państwa członkowskie, jak Francja i Belgia, podjęły kroki zmierzające do zakazu eksportu niebezpiecznych pestycydów, jednak niezbędne jest ujednolicone podejście do tej sprawy na poziomie całej Unii Europejskiej.
Prezydent Slow Food, Edward Mukiibi, z zawodu agronom z Ugandy, uważa, że nieograniczony import płodów rolnych do Europy z krajów spoza Unii Europejskiej przekłada się na ekstensywne użytkowanie gleby z przeznaczeniem na paszę dla zwierząt, które de facto w krajach trzecich rękami ich mieszkańców prowadzi Unia Europejska. To pozbawia bezpieczeństwa żywnościowego mieszkańców mniej rozwiniętych kontynentów, ponieważ pozostaje im coraz mniej ziemi do upraw na własne potrzeby, a do tego charakter tych upraw jest im narzucany przez zagraniczny popyt.
Jak dodaje Edward Mukiibi, „Na kontynencie afrykańskim cierpimy z powodu nieoczekiwanych susz, niekontrolowanych wywłaszczeń ziemi przez zagraniczne inwestycje, które podsycają wewnętrzne konflikty i zabierają bezpieczeństwo żywnościowe lokalnym społecznościom. Przemysłowa produkcja żywności, w dużej mierze praktykowana na Globalnej Północy, opiera się o wyzysk Globalnego Południa i podsyca kryzys klimatyczny poprzez intensywne stosowanie pestycydów, promowanie monokultur i dotacje dla gigantycznych gospodarstw przemysłowych.” Prezydent Slow Food przestrzega, że działania podejmowane w jednej części świata mają ogromny wpływ na mieszkańców innych części świata i apeluje do Unii Europejskiej i pozostałych inwestorów, aby zadbali o to, by ich działania w krajach trzecich opierały się o zrównoważone inwestycje.
Brak wzajemnego charakteru obowiązujących standardów przynosi konsekwencje zarówno w samej Unii Europejskiej, jak i poza nią. Stawienie czoła temu wyzwaniu może być jednym ze sposobów zapewnienia uczciwych cen rolnikom, a to może ułatwić im przechodzenie na praktyki agroekologiczne, poprawę integralności łańcuchów dostaw i wzrost odpowiedzialnej konsumpcji. Dysponująca rynkiem około 450 milionów konsumentów Unia Europejska może i powinna odegrać istotną rolę w łagodzeniu negatywnych skutków własnej konsumpcji w krajach, z którymi handluje.
Raport współtworzyli: CNCD 11.11.11, Feedback EU, FNH, Humundi, Veblen Institute, SEO Birdlife, Slow Food, Slow Food Deutschland, Slow Food Italia. Z jego treścią można zapoznać się tutaj: Contribution-Mirror-Measures-Coalition.pdf
To tylko potwierdza moje antyunijne przekonanania i koniecznosc pozegnania sie z eurokolchozem, obojetnie w jaki sposob-polexit badz rozwiazanie tego potwora od wewnatrz.
UE w swoim zideologizowanym zidioceniu nie tylko szkodzi Europie ale i innym kontynentom. Osobiscie popieram zwiekszony handel z krajami pozaeuropejskimi ale na zasadzie protekcjonizmu narodowego. Takie umowy sa zawierane w interesie 27 panstw a nie Polski czy innych krajow czlonkowskich. Kazdy kraj ma swoje interesy, nam akurat rynek poludniowoamerykanski zwisa i powiewa, nie majac zadnego znaczenia, ale.bedac w UE jestesmy zmuszani do zawierania umow jako kolchoz. Podobnie dotyczy to Ukrainy, Kanady czy innych.