Jak alarmują media, wózki z supermarketów i dyskontów są brudniejsze niż publiczne toalety. Tymczasem klienci wkładają do nich żywność dla siebie i rodziny oraz… własne dzieci!
“Proszę tego nie dotykać, opakowanie jest rozerwane” – taki głośny komunikat zwrócił moją uwagę przy lodówce z mięsem w jednym z polskich dyskontów, koło której doszło do wymiany zdań między klientką a pracownicą obsługi. Z półki chłodniczej pracownica sklepu wyjmowała właśnie opakowania z wieprzową karkówką, które układała w stojącym obok wózku sklepowym, aby wywieźć je na zaplecze lub przecenić. Zawartością wózka zainteresowała się przechodząca obok klientka, skromnie ubrana kobieta w starszym wieku, która sięgnęła do wózka i wyjęła z niego spływający osoczem kawał wieprzowiny opakowany w uszkodzoną folię. Choć klientka wcale nie miała na to ochoty, została szybko skłoniona do odłożenia przeciekającego towaru, a na miejsce została wezwana ekipa sprzątająca.
Mało mówi się o tym, w jakim stanie są sklepowe wózki na zakupy. Na co dzień służą klientów supermarketów i dyskontów, a wolne chwile spędzają na wolnym powietrzu. Choć są zadaszone, to pozostają w łatwym zasięgu ptactwa, zwierząt i osób trzecich, a do tego są smagane przez wiatry i deszcze. W zasadzie pozostają zatem bez kontroli. Przepisy wymagają, aby wózki były regularnie myte i jak wynika z medialnych wypowiedzi osób odpowiedzialnych za higienę w sieciach handlowych, rzeczywiście są, choć decyzję o tym, czy je myć, czy nie, podejmują indywidualnie kierownicy sklepów po lustracji stanu wózków.
Trudno oczekiwać, aby taką lustrację przeprowadzali z mikroskopem. Tymczasem dopiero wyposażeni w stosowne narzędzia powiększające mogliby na rączkach i korpusach wózków dostrzec szereg niespodzianek, których pewnie niewielu by się tam spodziewało. Przytoczmy zatem oficjalnie dostępne wyniki badań stanu higienicznego typowych wózków sklepowych w pięciu głównych lokalizacjach metropolitalnych Stanów Zjednoczonych przeprowadzonych przez naukowców z Uniwersytetu w Arizonie. Okazuje się, że na 72% badanych wózkach wykryto bakterie kałowe z rodziny Enterobacteriaceae, w 51% przypadków bakterie pałeczki okrężnicy.
Amerykańskie badanie przeprowadzono dalej niż dekadę temu w odpowiedzi na pojawiające się wówczas u małych dzieci liczne zakażenia salmonellą i campylobacter. Po przeprowadzonych badaniach naukowcy uznali, że źródłem tych zakażeń były właśnie wózki sklepowe, a powodem kluczowym umieszczanie w tych wózkach dzieci.
Podobne badania przeprowadza się także w polskich sklepach, a ich wyniki niewiele odbiegają od amerykańskich, choć patogeny bytujące na naszych wózkach wykazują większą różnorodność. Poza bakteriami z grupy coli wykryto na nich między innymi przedstawicieli gronkowca złocistego oraz szereg pasożytów. Te prawdopodobnie zostały przeniesione na powierzchnię wózków na podeszwach butów dzieci, które są do wózków wsadzane na czas zakupów.
Zabieranie dzieci zakupy zyskuje na popularności także w Polsce. Atrakcyjne zdaje się też dla uczestników przemierzanie ciasnawych z założenia alejek dyskontów całymi wieloosobowymi rodzinami. Coraz częściej widać w sklepach klientów z psami i to nie zawsze na rękach. W tym trendzie niektórzy widzą sposób na biznes, bo przynajmniej jedna z sieci do dyspozycji swoich potencjalnych przyszłych klientów postawiła małe wózeczki, tak aby także ci najmniejsi mogli przepychać swoje zakupy we własnym sprzęcie. Inna sprawa, co w tych wózeczkach ląduje i dlaczego akurat chipsy o smaku kebaba, tanie farbowane, aromatyzowane i słodzone napoje gazowane. Może dlatego, że są na wysokości dziecięcego wzroku? Jeśli posadzić dziecko w wózku jest tylko gorzej, bo z tamtej perspektywy widać już wypełnione utwardzanymi tłuszczami roślinnymi słodycze, przesłodzone chrupki śniadaniowe, gumy i żelki.
W wózkach dzieci pojawia się ostatnio coraz więcej i trend ten nie dotyczy wyłącznie najmłodszych pociech, które sadza się na plastikowych platformach twarzą do rodzica, ale również dzieci znacznie starszych. Te są wsadzane bezpośrednio do przestrzeni ładunkowej, w której dowolnie mogą dreptać, skakać i tańczyć, wyraźnie przy tym wokalizując swoją obecność wszystkim pozostałym klientom, niezależnie od tego, czy ci chcą tego słuchać. Tymczasem zdaniem naukowców to właśnie tą drogą, czyli poprzez zanieczyszczone podeszwy butów, którymi dzieci stąpają po ulicy a potem tak obute dreptają w wózkach, do wózków trafiają patogeny i pasożyty, przenoszone następnie przez klientów wraz z zakupami do domów.
Już tylko z tego powodu należałoby powstrzymać się od wsadzania obutych dzieci do wózków. Eksperci apelują też, aby dzieci, które z różnych powodów nie są sobie w stanie poradzić z obecnością w sklepie, najlepiej do sklepu nie zabierać. Okazuje się wszak, że istnieje też szereg innych zagrożeń, na które rodzice być może nieświadomie narażają własne dzieci, zabierając je do supermarketu i umieszczając je w wózkach. W jednej z niedawnych publikacji nowozelandzkich mediów, czytamy, że w ciągu minionych pięciu lat oficjalnie odnotowano tam ponad 1000 przypadków wypadnięcia dzieci z wózków sklepowych, w których były one wożone podczas zakupów. Przypadki te zostały oficjalnie odnotowane ze względu na obrażenia i urazy doznane przez wypadające dzieci. Eksperci są jednak zdania, że realne liczby są znacznie wyższe. Choć w Polsce brak gremiów, które to zagadnienie zdawałoby się interesować, to jednak problem istnieje, skoro publiczne organy różnego autoramentu w różnych częściach świata apelują do rodziców o powstrzymanie się od umieszczania dzieci w wózkach sklepowych ze względu na związane z tym zagrożenia.
Kanadyjski wydział rządowy Alberty do spraw zdrowia udziela rodzicom porad, jak postępować z nimi w czasie wizyt w sklepach. Przestrzega przed konsekwencjami lekkomyślnego umieszczenia dzieci w wózkach sklepowych, bo te obejmują złamania kości, obrażenia wewnętrzne i wstrząsy mózgu. Trzeba przy tym dodać, że tamtejsze wózki sklepowe są wyposażone w specjalne pasy dla małych dzieci oraz otwory zabezpieczające nóżki. W trakcie przemieszczania się po sklepie z dzieckiem w wózku pasy powinny być zapięte, a obie nóżki dziecka przewleczone na zewnątrz przez otwory zabezpieczające.
O zapewnienie bezpieczeństwa dzieciom towarzyszącym rodzicom podczas zakupów apeluje też jeden z największych w USA Szpital Dziecięcy w Ohio. Jak informują miejscowi lekarze, na oddziały ratunkowe ich szpitala trafia codziennie ponad sześćdziesiątka dzieci, które doświadczyły urazów związanych z wypadnięciem lub przypadkowym wywróceniem się wózka sklepowego. Lekarze przestrzegają, że skutki takich wypadków obejmują złamania, urazy głowy i szyi, wstrząsy mózgu oraz zgony dzieci. Rodzice otrzymują też szereg porad, które mogą pomóc im uchronić dzieci przed zagrożeniem. Jeśli zabieranie dzieci na zakupy jest konieczne, eksperci zalecają zapinanie dzieciom pasów bezpieczeństwa oraz blokowanie im nóżek w przewidzianych do tego celu otworach w tylnej ścianie wózka. Sugerują też pozostawienie dzieci na czas zakupów w miejscach zabaw, o ile centrum handlowe takie miejsca posiada. Jako rozwiązanie optymalne polecają zaś pozostawienie dzieci w domach pod opieką osoby dorosłej, względnie pozostawienie ich pod taką pieczą poza obszarem sklepu.
Dziecko poza sklepem – takie rozwiązanie wydaje się najbardziej optymalne.
Najlepsza opcja jest rezygnacja z wozkow u i uzywanie koszykow. Dziwi mnie, ze ludzie uzywaja koszykow nawet wtedy gdy prawie nic nie kupuja. Ja czasami nawet nie uzywam.koszyka. Efekt-kupuje mniej.
Wniosek z tego.taki ze ludzie sami sobie szkodza, bo uzywajac koszykow, kupuja wiecej. A potem.narzekaja ze tyle jedzenia sie marnuje i ze tak drogo.