Kto by się spodziewał, że w toku prestiżowego wydarzenia sportowego o randze międzynarodowej, które odbywa się w samym sercu światowego smakoszostwa posypią się gromy na… jakość jedzenia!
Problem wyżywienia sportowców, którzy zjechali do paryskiej wioski olimpijskiej z zasadniczo oczywistą nadzieją na pełne misy bouillabaisse, sute porcje boeuf bourguignon i mięsiste steki w sosie pieprzowym, zainteresował cały glob, a komentują go nawet dziennikarze i eksperci w Indiach oraz Australii. Nie mogą się tam nadziwić, że oparta o produkty roślinne olimpijska dieta sportowców made in France jest niezbilansowana i zawiera zbyt mało białka, mimo że wcześniej alarmowano o tym olimpijski czynnik decyzyjny.
Czynnik decyzyjny najwyraźniej zignorował ostrzeżenia, skoro drużyny brytyjskie przestały posilać się w olimpijskich kantynach i jęły posilać się specjalnym prowiantem przygotowywanym dla nich przez awaryjnie ściągnięte z Wielkiej Brytanii wsparcie kucharskie. Andy Anson, dyrektor naczelny Brytyjskiego Stowarzyszenia Olimpijskiego, uznał, że sprawa jest poważna, bo żywność w wiosce olimpijskiej nie jest odpowiednia, brakuje jaj i drobiu, a mięso podawane sportowcom jest surowe.
Jak zauważają komentatorzy z amerykańskiego First Post America, Francuzi postawili sobie ambitny cel, aby co najmniej 60% posiłków podawanych we wiosce olimpijskiej było bezmięsnych. Dania dla sportowców mają zawierać ciecierzycę, komosę ryżową i bezmięsne kiełbaski, a w paryskich restauracjach ma się pojawić więcej dań ze ślimakami i żabimi udkami. Swoisty kryzys z wyżywieniem sportowców Amerykanie uznali za wielkie olimpijskie fiasko, ilustrując rzecz opartym na grze słów nagłówkiem, który głosi, iż „athletes scramble for eggs”.
Jak można podejrzeć na zdjęciach w brytyjskim The Independent, w kantynie olimpijskiej posilał się sam Prezydent Emmanuel Macron. Z tego, co widać na jego tacy, wybrał sobie mały kawałek pizzy margherita i porcję krojonych pomidorów. Na zdjęciu pokazano też prezesa Komitetu Olimpijskiego Thomasa Bacha, którego zainteresował bar sałatkowy, a w szczególności pomidorki koktajlowe. Ósemka margherity i pomidorki mogą pewnie nasycić prezesa i prezydenta, w szczególności jeśli pozują do zdjęć, ale raczej nie kulomiota czy skoczkinię.
Jak czytamy w materiale, za standard żywności w paryskiej wiosce olimpijskiej odpowiada korporacja Sodexo Live oraz grupa Carrefour. Przedstawiciele tych korporacji zobowiązali się do zwiększenia nadziału jaj i drobiu, co sprawnie zrealizowali, już następnego dnia zamówienia mięs zwiększając o tonę, a jaj o ponad siedemset tysięcy. Niemniej niesmak pozostał, a w mediach indyjskich mówi się wręcz o francuskiej katastrofie kulinarnej. Prowadząca program kilkukrotnie powtórzyła, że sportowcom olimpijskim podawano we Francji surowe mięso, czym wydawała się żywo poruszona. Nic dziwnego, bo surowe mięso w kuchniach hinduskich to surowiec, który poddaje się obróbce termiczne, a nie gotowa do zjedzenia potrawa.
Co ciekawe, za opracowanie jadłospisów dla olimpijskich sportowców z całego świata odpowiadać mają francuscy kucharze lśniący blaskiem gwiazdek Michelin przyznawanym restauracjom, których kuchniami dowodzą. Mają też stać za kreacjami bufetów sałatkowych, choć w przypadku rozmieszczonych w bemarach warzyw iskrę mistrza dostrzec jakoś niełatwo. Jak zauważa Le Monde kantyna olimpijska miała być wizytówką francuskiej gastronomii, jednak zamiast tego zbiera cięgi za małe porcje, brak smaku, brak mięsa i makaronu. Dziennikarze zauważają też, że organizatorzy olimpijskiego zabezpieczenia gastronomicznego realizują paryską obietnicę redukcji śladu węglowego Igrzysk Olimpijskich o połowę. W trosce o niemarnowanie jedzenia zlikwidowali klasyczne bufety samoobsługowe i wprowadzili obsługę talerzową przy stołach. Ludzka istota tych działań, czyli sportowcy i ich oczekiwania oraz potrzeby, zdają się być w tych planach pominięci.
Rzecz jasna niezadowoleni mogliby się wybrać do centrum i pojeść w którymś z mniej lub bardziej renomowanych nadsekwańskich adresów. Jednak ku zaskoczeniu samych restauratorów, którzy zawczasu najęli dodatkowe siły, aby podołać spodziewanemu ponadnormatywnego obłożeniu, jeszcze przed uroczystością oficjalnego otwarcia igrzysk władze ustanowiły przyrzeczną strefę bezpieczeństwa, w wyniku czego do położonych tam restauracji nie sposób było się dostać. Frekwencja na salach spadła o 80%, a klimat olimpijskich restrykcji paryscy gastronomowie porównują do czasów pandemii koronawirusa.
Oh cher…
Kuchnia francuska jest wyjatkowa ale tylko w oczach Francuzow i ignorantow, nie znajacych innych kuchni. Pomijam denny poziom ich gastronomii i fakt ze w FR jest najwiecej barow McDonalda per capita na swiecie. Porownajmy popularnosc kuchnii na swiecie, chociazby w Polsce. Kulinaria francuskie sa przecietne tyle ze sa bardziej podobne do polskich niz chociazby wloskie czy hiszpanskie, tureckie. Te silenie sie na oryginalnosc wychodzi serojadom bokiem ale oni tak maja. Te igrzyska sa beznadziejne pod kazdym wzgledem chyba najgorsze jakie pamietam, nie tylko ze wzgledu na poziom polskich sportowcow.
Lozka z dykty, zlodzieje na ulicach, scieki w rzece, zboczency na ceremonii otwarcia, zarcie jak ze smietnika- jestem pewny ze dlugo nikt tego nie przebije.
Czekamy na L.A.