Włochy to jeden z najpopularniejszych kierunków wakacyjnych wyjazdów. Amerykanie przygotowali poradnik, jak poprawnie zachowywać się przy włoskim stole. Sprawdź, czy już to wiesz!
Rozmaite porady i przestrogi, jak, co i o której godzinie jeść we Włoszech, aby nie wzbudzić konsternacji przy włoskim stole, pojawiają się w przestrzeni medialnej od czasu do czasu, a szczególnie obficie w okresie wakacyjnym. Nic dziwnego, wszak przed letnim wyjazdem do Italii dobrze wiedzieć, przestrzeganie jakich zasad ma znacznie dla gospodarzy. Zapewne wielu słyszało, że cappuccino pija się we Włoszech do jedenastej, stojącego na stole chleba nie macza się w stojącej na stole oliwie, tylko w talerzu z sosem, a do kolacji zasiada się nie wcześniej niż o dziewiętnastej. Jednak niewielu pewnie wie, skąd wzięły się te zwyczaje i dlaczego ich uszanowanie jest dla Włochów istotne.
Elizabeth Heath z Huffpost stosownych odpowiedzi postanowiła poszukać u ekspertów. Jak ustaliła, w przypadku cappuccino nie chodzi tylko o tradycję, zwyczaj czy zwykłą manierę, ile o praktyczny wzgląd dietetyczny. Jeśli zwrócić uwagę, czym w istocie jest cappuccino, a jest sporą porcją gorącego mleka z niewielkim dodatkiem espresso, to wyjdzie na to, że to nie lekka kawka, tylko sycący element porannego posiłku. Klasyczne włoskie śniadanie to pieczywo ze słodkim smarowidłem, czyli energetyzująca węglowodanowa kompozycja, do której zasobne w tłuszcz i białko cappuccino pasuje jak ulał. Nie pasuje zaś do skąpanych w oliwie makaronów, pływającego w sosie ossobuco, czy dobrze tłustego tiramisu, które jada się na obiad, kolację i deser, czyli od południa do północy. Cappuccino oczywiście można zamawiać we Włoszech cały dzień, a włoscy bariści przygotują je bez mrugnięcia okiem, jednak pite poza godzinami śniadaniowymi od razu zdradza w osobie pijącego nieuświadomionego w zwyczaju turystę.
Wspomniane już słodkie włoskie śniadania to z kolei reminiscencja dawnych czasów niedostatku, kiedy we włoskich domach na początek dnia jadało się pozostałe z poprzedniego dnia pieczywo, czasami odświeżane w gorącym mleku, z dodatkiem owocowych przetworów. Dziś we włoskich hotelach i pensjonatach czasami można natrafić na plastry salami czy prosciutto, ale ci, którzy nakładają je sobie na chlebek, to raczej obcokrajowcy niż miejscowi. Ci zaś chętnie sięgają po cornetto a crema, czyli mniejszego krewnego criossanta z nadzieniem waniliowym, morelowym lub czekoladowym. Ba, przecież Piemont to światowa stolica kremu czekoladowo-orzechowego, który w rzemieślniczych wersjach jest tak dobry, że aż grzech czegoś sobie nim nie przesmarować.
Do obiadu Włosi zasiadają po trzynastej, co dla nas jest porą nieco wczesną, choć już dla Amerykanów zdecydowanie zbyt późną. Ci okupują zatem lunchowe stoliki już od jedenastej trzydzieści i tak są zajęci konsumpcją, że nawet się nie zastanawiają, dlaczego wszyscy wokół mówią z amerykańskim akcentem. Kolację Włosi jadają zaś po dziewiętnastej i jest to zwyczaj rygorystycznie przestrzegany. Wielokrotnie gościłem na włoskich kolacjach i nigdy nie rozpoczynały się one przed siódmą, za to często kończyły daleko po północy.
Takie godziny głównych włoskich posiłków mają swoje źródła w dawnych zwyczajach ludu pracującego, który w pole wychodził rano, wracał około południa, aby chwilę potem zjeść obiad i schronić się w domu przez najgorętszą część dnia. Do czynności polowych udawano się po obiedzie i krótkim odpoczynku, kończąc je jeszcze za dnia, aby zasiąść do kolacji przy dziennym świetle, czyli właśnie po dziewiętnastej.
Warto też zauważyć, że współcześni Włosi nie akceptują dzielenia rachunków, podjadania sobie z talerzy i zapychania się chlebem przed podaniem głównego dania. W złym tonie jest też chwytanie butelki wina za szyjkę podczas nalewania, w stylistyce barmańskiej zwane „underhanded pouring”, co ma źródła w dawnych obawach przez potajemnym dodawaniem do kieliszków cykuty. Natomiast podawane do stołu pieczywo ma oczekiwać na danie główne i służyć jako gąbka do sosu, względnie narzędzie do nagarniania treści talerza na widelec, nie zaś jako przekąska skrapiana oliwą lub octem z przyprawnika, co ku zniesmaczeniu Włochów często robią turyści. Autorka materiału wspomina przy tej okazji, że została kiedyś spostponowana przez kelnera, kiedy z grupą znajomych zamówili sobie trzy dania do podziału na sześć osób, a następnie chcieli płacić za to oddzielnie. Włosi źle widzą dzielenie rachunku, co ma związek z ich dbałością o wizerunek. Za nic w świecie nie chcą wypaść ubogo, a płacenie za zaproszonych gości uważają za swój oczywisty obowiązek. Dość przypomnieć niedawną medialną aferę z dwójką włoskich turystów, którzy wydalili się z albańskiej restauracji nie uregulowawszy rachunku. W sprawie błyskawicznie głos zabrała premier Włoch Giorgia Meloni, która niesubordynowanych rodaków nazwała idiotami i ogłosiła, że rachunek za nich zostanie natychmiast opłacony. Chwilę później w mediach społecznościowych włoskiej ambasady w Tiranie pojawił się stosowny komunikat w języku włoskim i albańskim, potwierdzający sprawne rozliczenie należności. Jak zaznaczyła premier Meloni, „Włosi przestrzegają zasad”, a kompromitującą płatność pokryła z osobistych środków.
Przestrzeganie przez Włochów zasad wiąże się również z silnie u nich zaznaczonym szacunkiem do tradycji, co przejawia się też przy stole. Jak zauważa autor książki „Gastronativism”, prof. Fabio Parasecoli, identyfikowanie się z kulturą kulinarną określonego obszaru przesądza o tym, kto należy do społeczności, a kto nie. Tradycje kulinarne tworzą i jednoczą społeczności, a te mają w Italii kluczowe znaczenie. Ukute przez profesora pojęcie gastronatywizmu, oznaczające reakcję na globalizację i neoliberalizm, które zmieniły współczesne systemy żywnościowe, to przejaw dążenia do poszukiwania własnych korzeni oraz tożsamości, które jednak może też być wykorzystywane politycznie do kreowania podziałów społecznych.
Póki co po jedenastej w Italii zamawiajcie espresso i nigdy nie americano!
Mam pytanie, bo widze że w artykule chyba wdał się błąd. Skoro ci Włosi stołowali się w rumuńskiej restauracji to czemu mowa dalej o Tiranie i Albańczykach? Gdzie w końcu ci złodzieje, bo tak trzeba ich nazwać się stołowali? W rumuńskiej czy albańskiej knajpie? Niby mała różnica, bo we Włoszech zarówno Rumunów jak i Albańczyków pełno, ale jednak Rumunia zdaje się być wyżej cywilizowanym państwem, które ma z Włochami lepsze stosunki, poza tym jest pewna zbieżność językowa.
Co do samych Włoch, to oni przykładają faktycznie duża rolę do etykiety ale to w dużej mierze etykieta staroświecka, generalnie społeczeństwo włoskie jest raczej zgetraczałe, że tak to nazwę ładnie i poprawnie politycznie.
Oni lubią robić z byle czego wielką aferę, podobnie jak większość tzw. „południowców”.
Zjedli i nie zapłacili oczywiście w Albanii, stąd zaangażowano ambasadę włoską w Tiranie. Dziękujemy za zwrócenie uwagi – na baczne oko Jakuba zawsze można liczyć 🙂 – chochlik już poprawiamy!
Co do słownictwa, chodziło mi raczej o zgeriatrczenie, czyli po prostu przewagę osób starych, trudno znaleźć w naszym języku odpowiednie słowo. Włochy to po prostu kraj starzejących się dziadów.