Home wokół stołu Belona – korzystajcie, bo wpadła do nas tylko na chwilę!

Belona – korzystajcie, bo wpadła do nas tylko na chwilę!

0

Nie należy do rybnego mainstreamu, a w Zatoce Puckiej gości tylko na chwilę. Nikt jej nie mrozi, nie przerabia, ani nie wozi po dyskontach, więc typowym zjadaczom wakacyjnego plamiaka bywa nieznana. Za to dla koneserów bałtyckich dobroci stanowi ukoronowanie całorocznego wyczekiwania. Oto nadeszła w końcu wyczekiwana radość, bo właśnie teraz otworzyło się jej okienko. Panie i Panowie – belona!

Belona to fascynująca ryba-podróżniczka, zasadniczo mieszkanka Oceanu Atlantyckiego, która wpada też do Bałtyku, choć tylko na kilka tygodni w roku, kiedy Bałtyk jest na tyle ciepły, aby odbyć w nim tarło. Gdy się już pojawi, ściele się przybrzeżnie, pływa tuż pod powierzchnią wody i jest reprezentowana licznie. Szczególnym sentymentem darzy południową część naszego morza, w szczególności wody Zatoki Puckiej. Dlatego też Kaszubi uważają ją za zupełnie swoją i pod koniec maja urządzają jej święto zwane Belonadą, którego clou stanowi konkurs na najdłuższą belonę z wędki. O miejsce na podium ubiegają się miłośnicy spektakularnego spinningu z dryfujących łodzi, którzy do Pucka zjeżdżają na ten czas z różnych zakątków Europy. Dla wędkarskich laików i zaciekawionych turystów organizowane są rekreacyjne wyprawy na belonę kutrami. Stosunkowo łatwy łup można sobie zabrać do domu, acz zaprawieni w łowach spinningowcy spuszczają swoje trofea z powrotem do wody.

Fascynująca natura belony przejawia się też w jej budowie. Jest długa jak węgorz, mięso ma chude jak dorsz, o konsystencji zwartej jak u makreli, o wyrazistym smaku z lekko zaznaczoną goryczką jak u flądry. Wbrew obiegowej opinii belona ma sporo ości i, aby się nią cieszyć, nie wystarczy tak po prostu wyjąć z niej kręgosłup. Trzeba też pousuwać dość liczne włosowate ości, których sporo jest w przedniej części ryby. Jednak ze względu na ich charakterystyczną szmaragdową barwę nie jest to ani trudne, ani specjalnie mozolne.

Świeżą belonę najlepiej usmażyć na patelni, można ją też zgrillować albo uwędzić. Smażyć można ją zarówno w dzwonkach, jak i po wyfiletowaniu. Aby zmitygować przyrodzoną belonie lekką goryczkę, po oczyszczeniu warto ją lekko skropić sokiem z cytryny.

Po posoleniu i oprószeniu pieprzem można ją otoczyć w pszennej mące, co byłoby wskazane w przypadku filetów, a niekonieczne w przypadku dzwonków. Do smażenia dobry będzie zarówno klasyczny dla tych celów na Kaszubach smalec, jak i nowocześniejszy w użyciu rafinowany olej rzepakowy, opcjonalnie z dodatkiem odrobiny masła pod koniec smażenia. Jednak jeśli usmażone kawałki mają być później marynowane w zalewie octowej lub po prostu zjedzone na zimno, to trzeba pozostać wyłącznie przy oleju, zaś smalcu czy masła zupełnie poniechać, gdyż po czasie oba przejdą w mało przyjemną tak wizualnie, jak i organoleptycznie formę stałą.

Belona to żywy arcyprzykład mojego trójhasłowego motta, którym świadomy smakosz naszych czasów śmiało może się kierować podczas mądrych wyborów żywieniowych. Z jednej strony jest to morska ryba sezonowa i dostępna lokalnie, bo tylko na przełomie maja i czerwca, w kosmetycznej wręcz odległości od Zatoki Puckiej, względnie Mierzei Wiślanej. Z drugiej strony jej tradycyjne metody połowu oraz wyławiane ilości klasyfikują ją jako dobrą dla klimatu. To ryba dzika, której towarzyszy intrygująca opowieść, którą próbuję wam przybliżyć w tym artykule. Ponieważ występuje nagle, w dużej ilości i na ograniczonym obszarze, jej cena jest wybitnie atrakcyjna i niższa nie tylko od ceny turbota ale też gładzicy czy flądry, a konkurencyjna nawet dla ceny śledzia.

Belonę kupicie w stacjonarnych sklepach rybnych i na stoiskach mobilnych na Kaszubach, na Kociewiu i na Żuławach. Ci, którzy na Wybrzeże przybyli w celach turystycznych i nie znają cichych zazwyczaj adresów, pod którymi miejscowi kupują belonę, turboty, gładzice i śledzie, mogą wybrać się na Halę Rybną w Gdyni, która jest jednym z najbardziej charakterystycznych punktów na mapie Trójmiasta. Tam każdego ranka na miłośników belony czeka jeszcze pachnący morzem świeży połów, wszakże tylko tak długo, jak trwa na nią sezon, a ten kończy się w okamgnieniu, więc jeśli naprawdę chcecie jej spróbować, to doprawdy nie zwlekajcie.

Kupcie też sobie belony nieco więcej, niż poradzicie zjeść na raz. Pamiętajcie, że to, co zostanie po smażeniu, doskonale sprawdzi się jako materiał do marynaty w zalewie octowej. W ten sposób przechowaną w słoikach beloną będziecie mogli się pocieszyć za kilka tygodni, kiedy po tej świeżej z patelni pozostanie już tylko wspomnienie.

Jak ją usmażyć, już wiecie, a uczciwą doń zalewę zrobicie w proporcji 1 części octu spirytusowego na 4 części wody z dodatkiem 3 łyżek soli, 3 łyżek cukru, jednej pokrojonej w półplastry cebuli, kilku ziaren ziela angielskiego i kilku liści laurowych. Na kilogram smażonej ryby potrzeba około litra zalewy. Wszystkie składniki wymieszajcie w garnku i ustawcie na ogniu. Po kilku minutach od zagotowania zdejmijcie garnek z ognia i jeszcze gorącą zalewą wypełnijcie słoiki z ciasno ułożonymi w nich kawałkami smażonej ryby. Słoiki zakręćcie i odstawcie do wystygnięcia, powinny zawrzeć się samoistnie. Po dwóch tygodniach marynowana belona będzie gotowa do zjedzenia.

O ile tak długo wytrzymacie, w co szczerze wątpię.

NO COMMENTS

LEAVE A REPLY

Please enter your comment!
Please enter your name here

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Exit mobile version