Czy vloger wykrył w Biedronce rozwodnione piwo?

Kilka dni temu na jednym z popularnych kanałów vlogerskich poświęconym testom różności pojawił się test piw z Biedronki, które testujący podejrzewał o rozwodnienie. Rozwinął się z tego skandal na miarę kompromitacji, z którego można wszak wyciągnąć kilka wielce pouczających wniosków.

Rzekomo rozwodnione piwa z Biedronki wziął na tapet Dymirt, prowadzący kanał Sprawdzam Jak. Kanał cieszy się niebywałą popularnością i to mimo tego, że przeprowadzane na nim testy nie zawsze spełniają najwyższe standardy i często wykazują braki merytoryczne. Jednak sam prowadzący ma na tyle ubogaconą charyzmę, że widzowie chyba po prostu lubią go oglądać, trochę na podobnej zasadzie jak widzowie lubią oglądać Wróżbitę Macieja, o którym pewnie wielu z nich – w tym on sam – powie, że jest popularny, choć niewielu z nich uda się przekonywająco uzasadnić, dlaczego.

Podejrzewane o rozwodnienie piwa z Biedronki zostały skonfrontowane z niepodejrzewanymi o rozwodnienie piwami z innych sklepów. Skąd wzięło się samo podejrzenie, nie wiem. Gdzieś w czeluściach internetu można jeszcze znaleźć fora założone z grubsza dekadę temu przez podejrzliwych, którym coś się nie zgadzało w puszkach. Poza tym w sieci raczej na ten temat cicho, no ale testujący może mieć przecież własne wiarygodne źródła i informatorów.

Poddane testowi butelki różniły się pojemnościami, puszki były identyczne, szklanki zaś dwie. I choć z testu nie wynikło prawie nic, to jednak piwo się rozlało, odium się poniosło, a do gry wkroczył ekspert piwny Tomasz Kopyra, który merytorycznie zmiażdżył testującego, wskazując jego braki w fachowej wiedzy i nieprawidłowości w metodach testowych. Dlatego też – może nietypowo – najpierw zalecam obejrzeć materiał vlogowy eksperta piwnego, który odnosi się do przeprowadzonego testu, a dopiero później obejrzeć materiał z samym testem. Właśnie dlatego w takiej kolejności rozmieściłem te materiały w moim tekście. Dopiero uzbrojeni w podstawy merytorycznej oceny piwa, zrozumiemy wątpliwości testującego. Poza tym łatwiej nam też będzie zrozumieć refleksję, którą wiele lat temu podzielił się ze mną w rozmowie pierwszy krytyk kulinarny wolnej Polski Piotr Bikont.

Rozmawialiśmy wówczas między innymi o rosnącej popularności blogów, portali i agregatorów recenzenckich oraz o rzetelności stojących za nimi, a niekiedy wręcz za nimi ukrytych, recenzentów. Piotr Bikont powiedział mi wówczas, że główny problem z nowym naonczas zjawiskiem masowego recenzowania w internecie wszystkiego przez wielu polega na tym, że brak opinii na temat takich opinii.

Tym razem opinia się pojawiła, bo na dictum recenzenta od razu stawił się ekspert i zabrał głos. Ekspert wyjaśnił, na czym polega produkcja piwa na masową skalę. Dowodził, że żadnemu producentowi takiego piwa nie opłacałoby się zadzierać z największym graczem na polskim rynku detalicznym próbami fałszowania wyrobu, którego wartość – po odliczeniu opakowań, kosztów i logistyki – to jakieś dwadzieścia kilka groszy za butelkę. Zobrazował, że piwo jadące do dyskontu niemal prosto z rozlewni może smakować inaczej niż piwo leżakujące w niezależnym sklepie przez kilka tygodni, co wiąże się między innymi z efektem utleniania, który zachodzi na przestrzeni czasu. Zauważył też, że na efekt zwiększonego „bąbelkowania” piwa nalanego do szklanki może wpływać nie do końca czyste szkło użyte do testów. Tym samym poddał merytorycznej ocenie sam test, który na merytorycznych przesłankach powinien się przecież opierać. To ważne, bo jeśli test czegokolwiek opiera się wyłącznie na arbitralnych kryteriach oceniającego lub na ich braku, to wartość wyników takiego testu dla widza, słuchacza czy czytelnika jest żadna. Odpowiada za to aspekt subiektywizmu oceny, o czym opowiadam podczas spotkań autorskich. Aby zaś test miał mierzalną wartość dla odbiorcy, musi być przeprowadzony z zachowaniem jak najdalej idącej obiektywności.

Każda wygłaszana publicznie ocena, pod którą oceniający składa swój podpis – czy to ręką, czy twarzą, czy głosem, musi mieć walor obiektywizmu. Musi być zatem nie tylko oparta na merytorycznych przesłankach, ale być też wolna od osobistych emocji związanych z tym, co podlega ocenie. Od tej reguły bywają wyjątki, bo niekiedy emocje biorą górę nad meritum, jak choćby w przypadku zachwytu nad wadowicką kremówką, którą rzekomo jadał Święty Jan Paweł II, a która dziś wypiekana jest z byle czego, byle tanio, byle sprzedać. To jednak tylko typowy wyjątek, który potwierdza regułę.

Jak prawił Biskup Ignacy Krasicki, prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Zatem podstawowa wartość każdej publikowanej opinii, która nie boi się opinii o tejże opinii, to umocowana w prawdzie merytoryczność i fachowość, czyli po prostu rzetelność.

Tej w recenzji piw z Biedronki zabrakło.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―