Prawdziwa historia papieskiej kremówki

Święty Jan Paweł II wcale nie objadał się kremówkami. Lubił ruskie pierogi – ale czy na pewno z rukolą i balsamiczną glassą?

Nieprzyjemnie obalać mit, zwłaszcza jeśli to mit katolicko-narodowy, a więc nasz najważniejszy. Za właśnie taki należy uznać słabość Świętego Jana Pawła II, papieża Polaka, do słodyczy, skoro podczas kameralnego spotkania z młodzieżą wieńczącego jego ostatnią do pielgrzymkę do ojczyzny tak jakby nieco wstydliwie, a może i płoniąc raczka, przyznał się po cichu – choć jednak przez wzmacniany megafonami mikrofon – że po maturze chodził do cukierni za rogiem na kremówki.

No i stało się, choć potęga oklasków, aplauzu i wiwatów kwitujących to na poły intymne wyznanie, od razu zwiastowała gigantyczny sukces wadowickiej małej gastronomii, w szczególności cukierni, których właściciele nawet nie dosłuchali Papieża do końca, tylko od razu sięgnęli po komórki, aby błyskawicznie zarezerwować sobie w hurtowniach stosowny zapas margaryny. Poruszenie było tak wielkie, że – jak niesie miejska legenda – najpierw przez kilka godzin nad całymi Wadowicami nie było zasięgu, a następnego dnia w wadowickich sklepach na półkach z tłuszczami zostało jeno masło.

Krytyk kulinarny - Artur Michna rozmowa o kremówkach z Martą Grycan
Krytyk kulinarny – Artur Michna rozmowa o kremówkach z Martą Grycan

O jakości wadowickich kremówek, które po upublicznieniu tajemnicy Ojca Świętego natychmiast przechrzczono na papieskie, pisałem wiele lat temu próbując nawet znaleźć choć jedną godną papieskiego stołu. We współpracy z telewizją TLC zrealizowaliśmy nawet krótki materiał ilustrujący historię papieskiej kremówki, który towarzyszył jednemu z odcinków realizowanej wówczas pierwszej serii Polskiego Turnieju Wypieków. Uczciwej kremówki nie znalazłem wówczas ani ja, ani Adam Gessler, który wkrótce potem wybrał się do Wadowic z ekipą szalenie naonczas popularnego programu Wściekłe Gary. Wadowickich cukierników, na papieskim micie próbujących ukręcić miliony, a karmiących swoich gości kartonowym ulepkiem z margaryny, w swoim bezkompromisowym stylu Gessler dokumentnie zrównał z ziemią. Jak rzekł po degustacji jednej z kremówek papieskich w Wadowicach: „gdyby Jan Paweł II jadł taką kremówkę w Wadowicach, to nie opowiadałby całemu światu, że jadł kremówkę. Przykra sprawa, bo zapomnieliśmy, że do tego typu wypieków używa się masła.”

Rzecz musiała ponieść się szerokim echem, bo miała ciąg dalszy. Adam Gessler powtórnie odwiedził Wadowice i na zaproszenie jednego z cukierników zjadł sporządzoną przez jego zespół kremówkę. Była dobra, ale czy właśnie takie sprzedawane są gościom na co dzień? Warto by ten test powtórzyć – może po ustąpieniu pandemii?

Tymczasem przykra sprawa robi się znacznie bardziej przykra, gdy wsłuchać się w oficjalne dementi Ojca Don Antonio z kościoła św. Stanisława w Rzymie, ulubionej świątyni Jana Pawła II, który w rozmowie z francuskimi dziennikarzami przygotowującymi materiał do wielce zajmującego dokumentu La cuisine des papes, który zresztą wkrótce zamieszam drobiazgowo dla was przeanalizować, objaśnił, że rzekoma miłość Jana Pawła II do wadowickiej kremówki jest daleko przesadzona. Przesadzili odbiorcy i to nie ci, do których Papież osobiście przemawiał, bawiąc po raz ostatni w Wadowicach. W anegdotycznej części swojego przesłania do wsłuchanej weń młodzieży wspomniał dawne czasy i teatr, w którym grywał, między innymi postać Hajmona z Antygony Sofoklesa. Zacytował przy tym kilka kwestii, dodając, iż mimo upływu lat wciąż je pamięta, bo dobrze się uczył. Gdy oklaski ucichły, zrobił wymowną pauzę, po czym przesłonił lekko usta i wypowiedział osławione dziś frazy, iż tam, za rogiem, była kiedyś cukiernia, do której po maturze chodził na kremówki…

Kadr z filmu dokumentalnego "Co jadają papieże?" (TVP)
Kadr z filmu dokumentalnego „Co jadają papieże?” (TVP)

Ojciec Don Antonio nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości – to nie kremówki były miłością Jana Pawła II. Owszem, lubił zjeść, ale konkretnie – na przykład pierogi, w szczególności ruskie. W materiale francuskiej telewizji pojawia się nawet próba rekonstrukcji tych pierogów, którą przeprowadza polski – wnosząc po języku, jakim się posługuje – kucharz. Niewykluczone, że i on pobierał nauki w Wadowicach, bo jego pierogowa kreacja sporo odbiega od polskiej klasyki, do której przywykł był nie tylko Karol Wojtyła, ale i przeciętny widz.

Spod jego rąk wychodzą powiedzmy w miarę poprawnie sporządzone pierogi, choć smażenie cebuli do farszu na oleju to nieco za daleko posunięta wegańska przesada, jednak już sposób ich podania pozostawia znacznie więcej do życzenia. Któż bowiem słyszał, żeby ułożone w uproszczoną rozetę pierogi, uprzednio wyjęte z wody i omaszczone podsmażoną cebulą, dekorować rukolą polewaną balsamiczną glassą?

Kadr z filmu dokumentalnego "Co jadają papieże?" (TVP)
Kadr z filmu dokumentalnego „Co jadają papieże?” (TVP)

Żal powiedzieć, acz zrobić to należy – taka kompozycja jest karygodnie niezgodna ze sztuką. Nie godzi się łączyć surowych zimnych liści z gorącym produktem gotowanym w wodzie. Nie godzi się łączyć produktu gotowanego w wodzie z balsamiczną glassą. Nie godzi się kłaść zimnej sałatki na talerz z gorącą potrawą, a już w szczególności pomiędzy nią.

Po pierwsze delikatne listki pod wpływem sąsiedztwa o wysokiej temperaturze stracą jędrność. Po drugie rukola to zioło a nie sałata i choć można z niej sporządzić sałatkę, to lubi dominować. Pierogi ruskie, nawet jeśli dobrze pieprzne, są smakowo blade i właśnie dlatego chrzci się je pokaźną porcją skwarek, aby przydały im ciała, wnosząc pożądany element umami. Po trzecie balsamiczna glassa, kontrowersyjna już sama w sobie i dobra być może do ekscentrycznych truskawek, wchodzi w dodatkowy konflikt smakowy z profilem ruskich pierogów, które są słodkawe od ziemniaków i kwaskowate od białego sera. Przydawanie dodatkowego poziomu słodkości i kwasowości od balsamicznej glassy burzy profil smakowy pierogów. Te, na domiar złego, źle znoszą łączenie z zimnym dodatkiem, chyba że to dobrze tłusta kwaśna śmietana – a za taką balsamiczna glassa nie uchodzi.

Na koniec pytanie – czy Święty Jan Paweł II takie właśnie pierogi jadał? Cytując, a właściwie parafrazując mistrza – gdyby takie jadał, to nie opowiadałby całemu światu, że je jadł. Przykra sprawa…

No przykra.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―