Straciłem węch! Jak go odzyskać?

Uświadomiona utrata węchu i smaku stała się ostatnio tematem, który budzi silne zainteresowanie i jeszcze silniejsze przerażenie. Ja doświadczyłem utraty węchu w ubiegłym tygodniu. Poczytajcie, jak udało mi się go odzyskać w ciągu kilku dni.

Element świadomości w utracie węchu przywołuję zupełnie nieprzypadkowo, albowiem w czasach wolnych od koronawirusa węch i smak wielu z nas traciło wielokrotnie, w większości przypadków nawet o tym nie wiedząc. Przejściowe problemy z rozpoznawaniem smaków i zapachów nie są niczym szczególnym i mogą się przytrafiać w wyniku przypadłości tak trywialnych takich przeziębienie czy zapalenie zatok ale i schorzeń znacznie poważniejszych jak na przykład choroba Parkinsona, zmiany pourazowe czy zaburzenia neurologiczne.

Choć rzecz to wciąż nie do końca zbadana, to też wcale nienowa, o czym świadczy choćby opublikowany ponad 5 lat temu artykuł naukowy „Skuteczność treningu węchowego u pacjentów z utratą węchu: przegląd systematyczny i metaanaliza”. Zwraca się w nim uwagę, że zaburzenia węchu przeróżnej etiologii dotyczą nawet 25 procent populacji, przy czym odsetek ten rośnie wraz z wiekiem.

W pracy znacznie nowszej, bo opublikowanej już w trakcie pandemii koronawirusa w British Medical Journal „Anosmia i utrata węchu w dobie COVID-19” mówi się o 19 procentach szerokiej populacji dotykanej problemem utraty węchu i smaku oraz nawet o 80 procentach w grupie wiekowej powyżej 70 lat. Zwróćmy uwagę, że przywoływane w badaniach wielkości podawane są niezależnie od covid-19, której jednym z objawów też jest utrata węchu i smaku, a potwierdza ją kilkadziesiąt procent pacjentów.

fot. Free To Use Sounds / Unsplash
fot. Free To Use Sounds / Unsplash

Tymczasem wsłuchując się w głosy ekspertów płynące z popularnych polskich mediów można odnieść wrażenie, że problemy z węchem i smakiem stanowią wyłączne pokłosie zakażenia koronawirusem. Oto w popularnym programie śniadaniowym jednego dnia widz dowiaduje się, że utrata węchu w bardzo dużym stopniu świadczyć może o zakażeniu koronawirusem, a przy innej okazji, że już niekoniecznie, bo może być to też objaw zakażenia innymi wirusami. Niepokoju nie mityguje pojawiający się w tym samym programie tyle że jeszcze innego dnia gość, którego najpierw przedstawia się jako ofiarę koronawirusa, która po tygodniach od zakażenia wciąż nie odzyskała węchu, a który dementuje w rozmowie, że zmysł powonienia w dużym stopniu jednak już mu wrócił.

Skoro tak, trudno się dziwić, że ci, którzy przemijające problemy z nosogardzielą dotąd ignorowali lub ich po prostu nie zauważali, teraz podejmują aktywne próby mające na celu samodzielne potwierdzenie lub wykluczenie stosownej diagnozy na postawie domowych testów wwąchiwania się w kawę, cytrynę, cebulę i ocet. Niezależnie od tego, że zarówno pełna czy częściowa reakcja na którykolwiek z tych zapachów jak i jej częściowy lub całkowity brak o niczym nie świadczy, a w szczególności nie potwierdza ani nie wyklucza obecności koronawirusa w nosogardzieli zaniepokojonego nim zainteresowanego, zaburzenia węchu i często łączone z nim nieprawidłowe odczuwanie smaków, stanowią poważny problem. Z jednej strony obniża się subiektywnie odbierany komfort życia, ale z drugiej pojawiają się też obiektywne niebezpieczeństwa. Osoba pozbawiona węchu nie jest w stanie rozpoznać nie tylko przyjemnych aromatów ale także ostrzegawczych odorów, które mogą zapowiadać toksyczne gazy, nadchodzący pożar albo po prostu zepsutą żywność.

Choć powody utraty węchu mogą być zarówno mniej jak i bardziej poważne niż zakażenie koronawirusem, warto podkreślić, że w myśl wyników przywołanych wyżej badań naukowych odzyskanie zmysłu powonienia jest kwestią czasu a nawet można je przyspieszyć. Takie nadzieje mogę śmiało potwierdzić i ja, albowiem utratę węchu stwierdziłem u siebie. Po ujawnieniu problemu od razu podjąłem samodzielny trening węchowy, dzięki któremu już następnego dnia odnotowałem zasadnicze polepszenie parametrów powonienia.

Wszystko zaczęło się w niedzielne popołudnia od kawałka wypieczonego przeze mnie sernika, do którego walorów smakowych zrazu nabrałem podejrzeń. Z zapamiętanego przeze mnie wcześniej aromatu skórki cytrynowej, smaku dobrego twarogu i akcentu prawdziwej wanilii, ostała się jeno śliska glinka bez wyrazu. A przecież to ten sam sernik, który jadłem dzień wcześniej i wówczas smakował aż nader kusząco! Po serniku było jeszcze silikonowe ptasie mleczko i kartonowy wafelek, po których każdorazowo wyginałem usta w podkówkę.

Jednak gdy wieczorem, przygotowując dla was mój nowy poniedziałkowy tekst, siorbnąłem ze szklaneczki odrobinę wina, a także i ono pokazało mi się mdłą popłuczyną bez wyrazu, na chwilę skamieniałem. Kontrolnie podsunąłem sobie szklaneczkę pod sam nos. Zamarłem. Bukiet? Jaki bukiet! Zero czegokolwiek, no może poza nonszalanckim kwachem w ustach. Ale chwileczkę! Chamski kwach w aksamitnym merlocie? Szybki tekst tylko potwierdził moją obawę – tak, zgubiłem węch. Smak chyba mi pozostał, ale raczej w zakresie na tyle ograniczonym, że z przyrodzonych winu niuansów i balansów została tylko pospolita kwaśność. Wobec takiego stanu rzeczy postanowiłem poddać się dwutygodniowej samoizolacji połączonej z baczną obserwacją.

Rankiem następnego dnia ponownie poddałem się domowemu testowi – kawy, octu i cebuli. Jeśli czułem cokolwiek, to nic ponad to. Sprawdziłem też możliwości podniebienia. W filiżance zaparzonej kawy potwierdziłem co prawda obecność waloru goryczy i słodyczy ale bez żadnej nadziei na jakąkolwiek owocowość czy czekoladowość, którą z filiżanki raczyłem się dotąd na co dzień. Szybko ustaliłem, że mam może dziesięć procent potencjału w nosie i co najwyżej podstawę opartą na czterech klasycznych smakach na języku. Cała reszta przepadła albo raczej padła – w walce z parszywą bio-treścią, która jęła dawać bezczelne znaki gdzieś zza ócz, moszcząc się pewnie w zatokach.

Zapasy na czas pandemii
Zapasy na czas pandemii

Nie tracąc czasu, jeszcze tego samego poniedziałkowego poranka przygotowałem sobie nie jedną a kilka paczek kawy – każda innego rodzaju. Znacie mnie i pewnie czytaliście mój poradnik, jak zrobić zapasy na czas pandemii, więc wiecie, że w spiżarni mam szeroki wachlarz przeróżnych produktów. Moja selekcja ziarnistych kaw obejmowała akurat cztery różne rodzaje. Podjąłem zatem próbę wwąchania się w każdą paczkę po kolei i mimo że co do mojej ulubionej kawy Tarrazu z Kostaryki byłem pewny, że ma przebogaty i silny bukiet, udało mi się w niej ujawnić jeno lichą reminiscencję tego, co tak dobrze pieściłem w pamięci. Ot, kawa wydała się mi po prostu mocno zwietrzała – to w sposób oczywisty niemożliwe!

Słój z kiszoną kapustą
Słój z kiszoną kapustą

Należało zatem przystąpić do ćwiczeń aparatu węchowego. Do opakowań z kawami podchodziłem tego dnia jeszcze kilkukrotnie, starając się stwierdzić, czy poza walorami zwietrzenia, ziarna owe reprezentują sobą cokolwiek więcej. Zamierzałem też

ustalić, czym między sobą się różnią. Dodatkowo poszukałem innych zapachów z podorędzia, które dobrze znałem. Mój wybór padł na mydło różane, jabłkowy płyn do naczyń oraz kiszonki – kapustę kiszoną z czosnkiem i kapustę kiszoną z pastą paprykową – dla zróżnicowania zapachów. Dodatkowo sięgnąłem też po dwa flakony z wodami toaletowymi. Jeden zawierał popularny dezodorant o znajomym zapachu, co do którego miałem pewność, że uporczywie utrzymuje się na skórze przez długi czas – spryskałem nim lewą dłoń. Drugi zaś zawierał treść, co do której miałem pewność, że ma zdecydowany cytrynowy akcent – spryskałem nim dłoń prawą. Poniedziałek spędziłem na wielokrotnej lustracji opakowań z kawą, niuchaniu mydła i płynu do naczyń oraz obwąchiwania naprzemiennie prawej i lewej dłoni. Co ciekawe, zapachy ewoluowały – zyskiwały na wyrazistości!

We wtorek poranna kawa smakowała już znacznie lepiej. Poza tępą goryczką i lekką słodyczą, dało się w niej wyczuć jakiś mały kostarykański niuans. Kontynuowałem próby z kawą w ziarnach, różanym mydłem i jabłkowym płynem do naczyń. Do ćwiczeń włączyłem też suszone zioła, pudełko z liściastą herbatą oraz spoczywające w garnkach danie z kapusty i mięs. Postęp był widoczny i to wręcz z godziny na godzinę. Pod koniec dnia skuteczność mojego aparatu węchowego plasowała się w strefie stanów wysokich, przy czym wszystko to jednak z bardzo bliskiej odległości.

Krytyk Kulinarny Artur MichnaW środę do ćwiczeń postanowiłem włączyć napoje i potrawy o wysokiej temperaturze. Analizowałem zatem zapachy świeżo zaparzonej herbaty z cytryną, gorącego omletu, klopsów z patelni, duszonej kapusty i pizzy – wszystko z sukcesem. W czwartek wpadłem na pomysł testu odorów, a jako że akurat mój dom przechodzi renowację elewacji, wyzwanie okazało się nader proste – obecność woni impregnatów i rozpuszczalników ustaliłem bez problemu. Prędko zaspokoiłem też swoją ciekawość w zakresie rozpoznania psiej kupy, którą usuwałem z trawnika. Owszem, musiałem ją nieco zbliżyć do nosa, ale na odległość na tyle sporą, iż z uśmiechem na ustach uznałem ją za wielce obiecującą.

Dziś jest znów niedziela, a mój aparat węchowy działa całkiem dobrze. Wyczuwam aromaty potraw niosące się z odległości, mogę też analizować bukiety wina w kieliszku. Zwracam też uwagę na zapachy, jakie dotąd traktowałem za oczywiste – zapach palonego drewna w kominku, zapach liści mięty z ogródka. Moje ćwiczenia najwidoczniej przynoszą efekty i choć do pełnego odzyskania węchu jeszcze mi trochę zostało, to wszystko zdaje się być na dobrej drodze.

Mam nadzieję, że dzięki moim doświadczeniom ci z was, którym przytrafi się nieszczęście czasowej utraty węchu lub smaku, miast niepotrzebnie desperować, od razu podejmą aktywne ćwiczenia aparatu powonienia, dzięki którym kłopotliwa strata będzie możliwie najkrótsza.

Tego wam życzę. Wąchajcie na potęgę!

  1. A mi wracał i teraz po 4 tyg znowu zatkany nos i brak węchu i smaku. Bóle głowy. Ja wirusa przeżyłam okropnie popadłam w depresję i lęki. Doświadczyłam zaburzeń neurologicznych i do dziś się nie pozbierałam. Jest coraz gorzejm laryngolodzy przepisują sterydy inni każą odstawić, bo nie wróci
    Wymazy. Neurolog. Nie jem, nie piję. Nie spięm czuję się uwięziona i jestem przerażona że niektórym nie wraca.

  2. Moja mama już 2 miesiącs nie ma węchu i smaku. Mówi, że powoli coś tam czuje ale nie tak normalnie. Podobno do pół roku można nie mieć. Ja nie mam już 6 dzień i bardzo mi z tym źle :/

  3. Przeżywam teraz to samo. Odczuwam kwaśny, słony, gorzki, słódki smak i miętę. Jeśli chodzi o węch nie czuję nic. Nie wiem czy to zapalenie zatok czy może wirus.

  4. Ja przechodzę koronę i 12 dzień nie czuję smaku ani zapachów, bardzo źle to znoszę, tym bardziej że nie wiem ile jeszcze to potrwa i co robić żeby odzyskać zdrowie

  5. Ja nie mam wechu od poczatku czerwca…Korone przeszlam bardzo lagodnie ale dalej kicha z zapachami. Czesto natomiast czuje jakis dziwne,powiedzialabym syntetyczny zapach-w perfumach,jedzeniu,detergentach -caly czas ta sama nuta zapachowa? Pocwicze zatem moj nos i mam nadzije,ze troche sie polepszy .

  6. Straciłam węch jakieś 3 miesiące temu. Od dwóch miesięcy czuję jakieś dziwne zapachy w nosie niezależnie od tego gdzie jestem i co wącham, zapach zawsze jest taki sam. Właściwie powinnam napisać smród bo czuje jakieś zepsute mięso. Już chyba lepiej mi było gdy nie czułam nic.

    • Mam to samo, brak zapachu od 4 miesięcy, a do tego wyczuwam też w wielu potrawach tenże smród zepsutego mięsa. W moim przypadku okazało się, że działa tak na mnie dodany nawet w śladowej ilości czosnek i cebula. Od razu cała potrawa staje się nie do zjedzenia 🙁 Dodatkowo nieprzyjemnie pachnie mi też kawa, mięta, benzyna, cola. Coś okropnego.. Wydaje mi się, że było już lżej nic nie czuć, niż wyczuwać taki okropny zapach w potrawach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―