Jak smakuje miłość?

Odpowiedzi na to pytanie poszukiwałem w Jeleniej Górze podczas Nocy Kupały.

Skojarzenia ze smakiem miłości będą różne. Dla jednego to podana na lodzie ostryga, dla innego dobrze okiełbasiony bigos. Smak miłości to pewnie rzecz indywidualna, bo też i każde zakochanie a nawet jego stadium smakuje inaczej.

Kadr z materiału „Dzień dobry wakacje” (TVN)

W tym przekonaniu utwierdziła mnie wczoraj Ula Chincz, która na plaży w Kołobrzegu przekonywała, że miłość ma smak gotowanej w zimnej wodzie parówki, w szczególności takiej poddanej carvingowi, na przykład wykrojonej w afrodyzjakalne ośmiorniczki albo pod postacią sensualnego serca wypełnionego sadzonym jajem.

Kadr z materiału „Dzień dobry wakacje” (TVN)

Jak to dobrze – pomyślałem, próbując dać się uwieść romantycznemu szczebiotowi Uli – że na Noc Kupały, wyrazicielom współcześnie faworyzowanej stylistyki zwanej Nocą Świętojańską, wybrałem się do Jeleniej Góry, gdzie Monika Kucia zorganizowała tajemnicze wydarzenie kulturalno-kulinarne, swoiste teatrum miłości zwieńczone miłosną ucztą. Kto bywał już na organizowanych przez Monikę ucztach wie, że to niezwykłe mieszanki ducha i materii – gry zmysłów, do których się wchodzi i którym daje się wciągnąć.

Nie inaczej było i tym razem. Poświęcone wydarzeniu przestrzenie zaaranżowano w taki sposób, aby uczestnicy doświadczali go wszystkimi zmysłami. Zapach świeżo skoszonego siana, barwy zielnej łąki, krwistość niciej sieci, mlaśnięcia towarzyszące lizaniu lodów a wreszcie ścisła naukowa formuła – wzór chemiczny na zachochanie.

Ów stan, gdzieś spoza umysłu, siłami umysłu zdefiniował niemiecki socjolog Gerhard Crombach, który dowodzi, że za miłosnym uniesieniem czai się fenyloetyloamina, związek chemiczny o wzorze C8-H11-N. Ta teza stoi co prawda w sprzeczności z przywołanym wcześniej praktycznym przeświadczeniem Uli Chincz o miłosnych mocach parówki, która fenyloetyloaminy zdaje się nie zawierać, acz skoro w miłości duch staje nad materią, to zakochanemu i tak wszystko jedno, co zjada.

Gdyby jednak ktoś jeszcze nie zakochany chciał w stan zakochania się wprawić, to miast z ekscytacją pożerać parówki, mógłby skusić się na przykład na czekoladę. Już kilka jej kostek może nieco rozmiłować stan ducha, bo podobnie ja sama fenyloetyloamina, czekolada też podwyższa stan dopaminy w mózgu.

Kolejne symbole miłosnego uniesienia stanęły na wiosennie przystrojonym biesiadnym stole, z którego goście częstowali się gołymi rękami. Nieco to nieprzyzwoite, ale skoro i samej Nocy Kupały do przyzwoitości daleko, toteż goście nie tylko nie krępowali się napełniać usta czereśniami ale też śmiało sięgali po oblepione sokiem truskawkowe pierogi, wkładali palce w spływające miodem plastry i ochoczo zlizywali czarne jak węgiel czekoladowo-malinowe lody.

Ucztę poprzedziło obrzędowe mycie nóg śpiewaczek zespołu Z lasu, które na tle płonącego ogniska odśpiewały kilka wiosennych pieści, oraz taniec świecących bakterii, które – jak robaczki świętojańskie – rozświetlały ciemności najkrótszej w roku nocy.

Sama fenyloetyloamina istnieje też w wersji aptecznej, jednak między innymi ze względu na jej migrenogenność, lekarze odradzają ją chorym na schizofrenię. I tu wreszcie pada pocieszenie dla parówkożerców, bo parówka morzonym migrenom schizofrenikom przeciwwskazana nie jest. Można pogryzać i czekać na efekt, a nuż się przytrafi?

  1. Ja w miłość nie wierzę, a w dodatku jestem zdecydowanym przeciwnikiem „amorów”, które odbierają czlowiekowi zdolność rozumowania i powodują, że „obiekt miłości” wydaje się idealny, choć, jak wiadomo ideałów nie ma.
    PRAWDZIWA MIŁOŚĆ PRZYCHODZI PO ZAKOCHANIU gdy człowiek w pełni akceptuje osobę, którą kocha, mimo wszystkich wad. Dzisiaj żyjemy w czasach EGOIZMU, CZYLI ZAPRZECZENIA MIŁOŚCI. Nie można kochać będąc egoistą. Mam więc wrażenie, że dzisiaj Miłości po prostu nie ma, jest za to, powszechny egoizm, stąd epidemia samotności oraz masowość rozwodów.
    Co do czekolady, to zgodzę się, że poprawia samopoczucie, ale równie dobrze, działa alkohol lub spacer po lesie. Najważniejsze, aby się nie zrażać i starać się kochać, przede wszystkim samego siebie, nie popadając jednak w egoizm. Kochać zarazem innych, jednocześnie nie bojąc się nienawidzieć. Ktoś, kto nie potrafi nienawidzieć, nigdy nikogo nie pokocha. Miłość i nienawiść nie mogą istnieć bez siebie, nie bójmy się wiec, ani kochać, ani nienawidzieć.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―