Masowa turystyka. 2. Overtourism – miejscowi mają dość

Dziś o tym, dlaczego miejscowi mają dość turystów, co to jest overtourism i czym grozi miejscowym.

Po publikacji pierwszego odcinka mojej miniserii konfrontującej mityczne korzyści płynące z masowej turystyki z realnymi skutkami, jakie takowa zaczyna wywierać na lokalne społeczności, pojawiły się opinie, że piszę na wyrost, a wręcz przesadzam, bo przecież nic złego się nie dzieje. Co z tego, że wynajmowanie prywatnych mieszkań dla turystów kwitnie jak nigdy, a tanie linie lotnicze wożą coraz więcej pasażerów? Przecież dzięki temu turyści oszczędzają pieniądze, a miejscowi mogą sobie podreperować budżet – to oczywiste!

kadr z filmu: Is tourism harming Venice
kadr z filmu: Is tourism harming Venice (Deutsche Welle)

Być może z założenia, w teorii i dla mało wnikliwego obserwatora. Fakty przeczą bowiem takim bukolicznym przekonaniom, a głosy protestu przeciw niekontrolowanej turystyce masowej są słyszalne coraz częściej i to z miejsc, z których trudno by się ich spodziewać. Niedawno pisałem o umierającej Wenecji, bo mieszkańcy wypierani są przez budżetowych turystów, którzy niewiele w mieście wydają, za to sporo śmiecą, oraz takich, którzy nocują w przejmowanych przez „inwestorów” mieszkaniach na wynajem dla turystów. Takich miejsc jest więcej. Pauperyzują się Baleary i Wyspy Kanaryjskie, protestują mieszkańcy Rzymu, Barcelony, Dubrownika i Islandii.

Aby zrozumieć zasadność tych protestów, warto obejrzeć materiał filmowy przygotowany przez Justina Francisa, podróżnika i przewodnika turystycznego, który wybrał się z kamerą tam, gdzie protesty przeciw masowej turystyce słychać najgłośniej. Wypowiedziami miejscowych zilustrował zjawisko, które niedawno zyskało miano „overtourism”, a które zachodzi, jeśli w miejscu turystycznie interesującym pojawia się zbyt wielu gości. Zjawisko dopiero zaczyna być badane, a jego przyczyn póki co upatruje się w sześciu podstawowych czynnikach: coraz szerszym dostępie do tanich połączeń lotniczych, rosnącej popularności publikacji o podróżach, w szczególności tych sponsorowanych, które z kolei prowadzą do nagromadzenia turystów w jednym miejscu o tym samym czasie. Ważną rolę odgrywają też wielkie statki wycieczkowe, wynajem turystom prywatnych mieszkań oraz rosnąca siła nabywcza społeczeństwa.

Reportaż zrealizowany przez niemieckich dziennikarzy nie pozostawia złudzeń. Teneryfa – ludzie grzebią w śmietnikach, a organizacje kościelne rozdzielają żywność potrzebującym. 55 procent młodzieży poniżej 35 roku życia pozostaje tu bez pracy i perspektyw. Tworzą się zwarte dzielnice biedy złożone z mieszkań socjalnych. Zupełnie tak jak na Majorce i Ibizie, o której pisałem w pierwszym odcinku, właśnie tym, który wywołał głosy niedowierzania i powątpiewania. Jak to możliwe, że mieszkańcy tak atrakcyjnych obszarów świata borykają się z tak podstawowymi problemami?

kadr z filmu: Die Kanaren Inseln der Arbeitslosen
kadr z filmu: Die Kanaren Inseln der Arbeitslosen (WDR)

W opinii samych mieszkańców źródła problemów są dwa – niskie płace i rosnące koszty utrzymania, w szczególności czynsze i ceny nieruchomości. Pracy brak, a ci, którzy znajdą zajęcie w hotelarstwie lub gastronomii mogliby uważać się za wybrańców losu, gdyby nie dolegliwości zdrowotne powodowane przez pracę – często ponad siły. Relacje pokojówek i pracowników hotelu przytoczone w reportażu są szokujące. Jeśli chcą utrzymać pracę, nie mogą sobie pozwolić na schorzenia kręgosłupa. Gdy pojawiają się bóle stawów, biorą silne leki przeciwbólowe i pracują dalej. Pytanie, jak długo jeszcze, tylko pogarsza ich kondycję psychiczną. Pojawia się depresja i bulimia. Właściciele hoteli stawiają sprawę jasno – muszą dbać o koszty, w tym koszty zatrudnienia, żeby utrzymać atrakcyjne ceny i ściągnąć jeszcze więcej turystów.

Za rosnące czynsze i coraz bardziej wygórowane ceny nieruchomości odpowiadają w dużej mierze „inwestorzy”, którzy wykupują mieszkania, remontują je i wystawiają na stronach rezerwacyjnych jako „ferien wohnungen”, czyli mieszkania do wynajęcia dla turystów. Rzecz jasna wynajęliby je też i miejscowym, ale kluczem jest tu cena. Za niewielkie mieszkanko z dobrze wyposażoną kuchnią „inwestor” żąda 60 euro dziennie. Dla miejscowych to bariera nie do przejścia, ale dla turystów to może być okazja. Ci bardziej zamożni tylko podbijają stawkę. Pół miliona za nieruchomość na Teneryfie? W dobie wciąż rosnących cen może to i jakaś oferta ale z pewnością nie dla miejscowego.

Zamożni turyści nie przestali odwiedzać Baleary i Kanary. Można nawet założyć, że pojawia się ich tu coraz więcej. Pytanie, w jaki sposób wydawane przez nich niemałe często środki mają pomóc miejscowym, skoro turystyka dla zamożnych przybiera dziś hermetyczną formę perfekcyjnie zaplanowanych pobytów w ramach rejsów ogromnymi wycieczkowcami? To wycieczki drogie a nawet bardzo drogie, przy czym turyści są z nich zadowoleni, bo i za swoje zadowolenie płacą – ale komu, skoro na ląd schodzą tylko na parę godzin i nie po to, by wydawać, skoro słono zapłacili już wcześniej? W porcie czekają już autokary, do których turyści wejdą od razu po zejściu na ląd. Będą już po śniadaniu a lunch zjedzą po powrocie. Nawet taksówkarz tu nie zarobi.

kadr z filmu: Die Kanaren Inseln der Arbeitslosen (WDR)
kadr z filmu: Die Kanaren Inseln der Arbeitslosen (WDR)

Niewiele pomagają też środki unijne, które lokowane są także we wziętych regionach turystycznych. Realne pieniądze miast do miejscowych trafiają na konta inwestorów. Na domiar złego z niektórych takich inwestycji miejscowi nie będą w ogóle korzystać, bo to inwestycje nonsensowne same w sobie. Po co komu kryty basen z widokiem na sąsiadujące z nim morze na Teneryfie, gdzie pogoda dopisuje cały rok? Pytanie dziś jest już zresztą nieaktualne, bo po tygodniu od uroczystego otwarcia basen zamknięto. Okazało się, że koszty samej tylko energii elektrycznej przerosły możliwości gminy.

kadr z filmu: Die Kanaren Inseln der Arbeitslosen
kadr z filmu: Die Kanaren Inseln der Arbeitslosen (WDR)

Protest miejscowych przeciwko masowej turystyce powoli przybiera charakter globalny. Overtourism daje się we znaki mieszkańcom wziętych lokalizacji nie tylko w Europie ale też w Turcji i Tajlandii. Jak przyczyniają się do tego tak chętnie wybierane również przez Polaków pobyty all-inclusive? O tym w trzecim odcinku. Zapraszam za tydzień.

  1. Dzisiaj na interii przeczytalem „artykuł” niejakiego pana Majcherka, ktory napisal cos podobnego, w dodatku piszac, ze podroze wcale nie ksztalca ale powoduja, ze Polacy staja sie coraz bardziej zamknieci.
    Faktycznie, cos w tym jest. Ja nie widze jakiego pozytywnego skutku podrozy na moje pojecie o swiecie czy moje dobre (lub nie)samopoczucie. Osobiscie jestem zwolennikiem turystyki miejsko-regionalnej, tzn. zwiedzanie (do oporu)pewnych ciekawych miast lub regionow. Wole wglebic sie w dany kraj, miasto lub region, niz jechac gdzies, byle pojechac. Faktycznie malo podruzuje, ale jesli juz to konkretnie, w miejsca, gdzie zawsze chcialem pojechac i staram sie zwiedzic w tym miejscu wszystko, co tylko mozliwe.
    Niestety, na globalne wojaze nie ma czasu, bo zycie za krotkie, stad polecam innym, zasade „mniej, ale lepiej”.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―