Vino Nobile di Montepulciano lubią Niemcy i Amerykanie, bo to tam trafia większość jego eksportu. Czy zdobędzie sympatię także nad Wisłą?
Pretekstem do przemyśleń w tym zakresie było seminarium winne towarzyszące wydarzeniu Simply Italian Eastern Europe 2019, które zorganizowano w Warszawie, aby wypromować włoskie wina na piastowskiej ziemi. Poprowadził je Mariusz Kapczyński, a do kieliszków zgromadzonych gości wlano Vino Nobile di Montepulciano z roczników 2015 i 2016 pochodzące od pięciu różnych wytwórców.
Większość winnych fascynatów, którzy są w stanie wydać na butelkę każdą sumę, byleby nie przekraczała dwudziestu złotych, Montepulciano zapewne w koszyku miała nie raz, bo znanej nazwie za korzystną cenę oprzeć się trudno. To jednak najprawdopodobniej konsumenci Montepulciano d’Abruzzo, wina z Abruzji, które z Vino Nobile di Montepulciano nie może mieć nic wspólnego choćby dlatego, że to ostatnie pochodzi z nie z Abruzji tylko z Toskanii.
Toskańskie wina cieszą się dobrą prasą. Wystarczy rzucić hasło Chianti albo Brunello di Montalcino i wiele głów od razu pokiwa z uznaniem i to nawet jeśli rozmieszczone w tych głowach usta nigdy nie miały przyjemności obcowania z kryjącymi się za wzmiankowanymi etykietami trunkami. Bohater dzisiejszego tekstu, Vino Nobile di Montepulciano, już w nazwie zapowiada szlachetność. Ta ma swoje historyczne i poparte pisemnymi dowodami źródła, które wskazują, że szlachetne wino z Montepulciano już kilka wieków temu wlewano w puchary wielkich, możnych i duchownych, a na ich stołach pucharów przypadkowych przecież nie stawiano. Dziś aż 80% produkcji tego wina trafia na eksport, a jego główni odbiorcy to Niemcy i Amerykanie. Co prawda szansa na tańszą opcję istnieje, ale pod postacią butelek, którym nie udało się spełnić wymogów apelacji Vino Nobile di Montepulciano. Takie znajdziemy na półkach jako Rosso di Montepulciano. Będą tańsze i jeśli lepsze od czegokolwiek, to najwyżej od zwyczajnych toskańskich sangiovese, choć wcale niekoniecznie. Dla śmiałków z większym gestem popartym stosownym limitem na karcie kredytowej, istnieje też opcja premium. Taką znajdziemy pod etykietą Vino Nobile di Montepulciano Riserva.
Jak zauważył Mariusz Kapczyński, Vino Nobile di Montepulciano to trunek przyjemny, świetnie sprawdzający się jako towarzysz posiłku ale i dobrze spisujący się solo. Wino zawiera sporo, bo nawet aż 15% alkoholu, co nadaje mu krągłości i przydaje słodyczy, która świetnie równoważy wiśniową kwasowość oraz zmiękcza garbniki. Wszystko to czyni zeń dobrego reprezentanta wina toskańskiego środka, sytuując je pomiędzy kwasowo charakternym Chianti a cięższym i bogatszym Brunello.
Vino Nobile di Montepulciano powstaje z gron szczepu sangiovese z możliwością dodania doń dla głębi i wyrazu gron szczepu colorino albo canalolo. Dopuszcza się też dodatek cabernet sauvignon oraz merlot, choć wraz z łatwym do przewidzenia wyczerpaniem się mody na superdrogie supertoskany oraz powrotem do odmian lokalnych, ich znaczenie maleje. Do picia jest gotowe w 3-4 lata po zbiorach, po co najmniej dwuletnim okresie dojrzewania, przy czym nawet starsze roczniki wciąż utrzymują świeżość i witalność nawet po kilkudziesięciu latach leżakowania w butelkach. O jakość wina dba i ręczy zań założone w 1964 r. Konsorcjum, które zrzesza 90% jego wytwórców.
Niejaki niepokój włoskich winiarzy wywołują obserwowane w ostatnich latach nadzwyczaj gorące lata. Póki co ich efektem jest wyższa koncentracja owocu w butelce i wyższe stężenie alkoholu, jednak coraz częściej słyszy się głosy, że jeśli klimat nie wróci do normy, uprawa winorośli w ramach dotychczas wytyczonych granic geograficznych i na wymaganych limitach wysokości 250-600 metrów nad poziomem morza może stać się utrudniona a ostatecznie niemożliwa. Już teraz niektórzy wytwórcy Vino Nobile di Montepulciano zakładają winnice na stokach północnych, żeby w ten sposób ulżyć winorośli. Niewykluczone, że zmiany klimatyczne wymuszą korekty na obejmujących 1300 hektarów mapach apelacji i to nie tylko dla win z Montepulciano, bo niespotykanie wysokie temperatury prześladują także inne regiony Włoch.
Na tle pięciu podanych nam szlachetnych win najbardziej charakterystyczne okazało się wytworzone przez Towarzystwo Rolne Lunadoro wino Pagliareto. Opatrzone intrygującą czarną etykietą ze złoconym napisem, powstało w 100% z gron sangiovese zbieranych ręcznie w pierwszej dekadzie października 2015 roku a dojrzewało w beczkach z francuskiego dębu przez 24 miesiące. Zdecydowanie wyróżniało się na tle pozostałej czwórki zarówno ceglastą barwą, jak i zastanawiająco warzywnym aromatem w nosie oraz miłymi dźemistymi akcentami w ustach. Po nawiązaniu z nim romansu, objawiło nieco pikanterii i dyskretnie odkryło akcenty czekolady i tytoniu. Jego reminiscencje na długo pozostały mi nie tylko na podniebieniu ale i w pamięci. Choć nie wszystkim obecnym na sali to wino przypadło do gustu, a siedzący przy moim stole mężczyzna w czarnym podkoszulku doszukiwał się w nim wręcz skazy, ja piłbym je pasjami.
Jak widzę, w Polsce nie jest dostępne, zaś w Niemczech kosztuje około 70 zł. Gdyby dodać nadwiślańskie banderole i inne akcyzowo-celne bibeloty, bez setki za butelkę by się pewnie nie obeszło. Dla szafujących dwudziestkami fascynatów to może być sporo, zatem podszyte troską pytanie, czy w Polsce Vino Nobile di Montepulciano ma szansę stać się popularne, jawi się w pełni uzasadnionym. Tuszę, iż trzynasta emerytura niewiele tu zmieni, ale dobrze tłusty prezent na pierwsze dziecko już może pomóc, zwłaszcza że rozpoczynający się w lipcu dla wielu rodzin nowy suty okres w życiu można można od razu taką butelką uczcić i to nawet z pięć albo sześć razy pod rząd, a potem celebrację tę regularnie powtarzać, bo warto!
Nie podoba mi się wymowa tego artykułu. Nie wiem, po co te kąśliwe uwagi na koniec. Ja wina nie pijam, moja mama pija takie za 30-50 złotych. Ja, wolę kupować piwa za 7-10 złotych, ale gdybym miał dziecko lub dzieci, to nigdy w życiu nie przyszło by mi do głowy by wydawać środki z 500+ na alkohol.
Nie sądze, aby tak dużo osób, korzystających z tej zapomogi, wydawało je na alkohol. Tak naprawdę, rosnący problem alkoholizmu i fakty, mówiące, że pijemy więcej niż w PRL, zdają się pokazywać, że to raczej wina „dobrobytu unijnego”.
Tak więc, im dłużej siedzimy w EUrokołochozie, tym większymi pijakami się stajemy. Teraz, Polactwo stało się „Europejczykami”, stąd na pewno takie wina, o których mowa w artykule, znajdzie swoich klientów.
Ja, jak przystało na ciemniaka i faszystę, wolę pozostać przy dobrym piwie, czasem cydrze.