Barolo to niby takie nebbiolo+ ale to za ten plus kocha je cały świat.
Czy warto wydać aż pięćdziesiąt złotych na wino? Wydąwszy w zadumie usta, pytanie takie zadaje sobie wielu stałych bywalców winiarskich półek w dyskontach, na których od czasu do czasu pojawia się jakaś przyciągająca wzrok etykieta. Barolo to jedna z tych najbardziej magicznych i choć potrafi wówczas kosztować nawet 49,90 zł za butelkę, niejedna zgrabiała z emocji dłoń drżącym ruchem niesie taką butelkę do koszyku, nawet po odejściu od kasy zastanawiając się, czy rzeczywiście warto.
Gdy odkorkuje, niuchnie i przełknie, dojdzie pewnie do wniosku, że jednak nie warto i być może na tym swoją przygodę z Barolo zakończy. Szkoda, bo przed niepodszytą meritum płochą ciekawość traci szansę na romans z rzeczą wielce powabną. Szkoda po dwakroć, bo dał się nabrać handlowcom i niepotrzebnie wydał kwotę, którą zagospodarować mógł lepiej. Szkoda po trzykroć, bo, choć bez wątpienia pochwali się znajomym, co właśnie wypił, nie zapomni szczerze ich ostrzec przed kwasem i smrodem, czym od szlachetności piemonckiego symbolu odstręczy kolejne gremia.
Należy zatem rzecz szybko zdementować i wyraźnie oświadczyć, że Barolo bywa bardzo dobre, wszak nie od parady nosi przydomek wina królów. To bardzo tanie bywa kiepskie, ale barolowość wielu dyskontowych inkarnacji to kwestia dyskusyjna. Bywa, że na półki co prawda najdroższe acz najtańszych sklepów, trafiają zlewki i poprodukcyjne popłuczyny, które trudno byłoby sprzedać nawet jako jakieś zwykłe nebbiolo. Rynek wina to przestrzeń finansowo obiecująca, a skoro wciąż są w nim nisze niewiedzy, to łatwo w nie wepchnąć przefermentowany owocowy kompot, który sprzeda się łatwo, o ile opatrzy się etykietą wysokiej wagi i metką niskiej ceny.
Wspominam tu o nebbiolo, bo właśnie od niego, czyli szczepu, z którego powstaje Barolo, należy zacząć. Jeśli zważyć przy okazji, że każde Barolo to nebbiolo, ale nie każde nebbiolo to Barolo, nietrudno przyjąć do wiadomości, że tylko z pewnej części plonu nebbiolo powstanie butelka godna królewskiego pucharu. Od 1980 roku Barolo ma najwyższy we włoskiej klasyfikacji winiarskiej znak jakości DOCG. Wiąże się z nim szczegółowo opracowana i gwarantowana procedura wytwarzania wina, która zakłada, że grona muszą być zbierane ręcznie, z określonego areału upraw, wyłącznie w Piemoncie i to ze stoków z ekspozycją południową. Obejmujący 11 lokalizacji obszar wyraźnie zaznaczono na mapie i żadna butelka, do której wlano wino wytłoczone z gron nebbiolo acz zebranych poza jego granicami, nie może nazywać się Barolo.
Jak pokazują przykłady okazyjnych ofert dyskontów, w których sprzedaje się tajemnicze butelki wielkiego trunku po cenach niższych niż sam koszt jego wytworzenia, wytłoczone z gron nebbiolo Barolo nie musi być dobre z definicji, jednak nie oznacza to wcale, że nawet takie słabe Barolo zawsze jest lepsze niż najlepsze zwykłe wino z nebbiolo. Wprost przeciwnie, bywają takie winnice, w których powstają wina z nebbiolo niewiele ustępujące certyfikowanym Barolo, ale ponieważ z racji położenia poza zakreślonym obszarem tak nazywać się nie mogą, toteż wyceniane są sporo niżej. Ja na wysokiej klasy wino z nebbiolo natrafiłem w eko-pensjonacie w Langhe, którego właściciele polecali organiczne wina zaprzyjaźnionego plantatora. Wino było przednie, a że wracałem wówczas z Piemontu koleją, toteż zaopatrzyłem się wówczas na tyle stosownie, że kilka butelek wciąż mam w mojej piwniczce.
Takie wina byłyby dobrą alternatywą dla poszukiwaczy dyskontowych okazji z Barolo na etykiecie, ale próżno ich w dyskontach szukać. Zresztą ceny dobrego Barolo wcale nie muszą być wyśrubowane, zwłaszcza jeśli odnieść je do pragmatycznego kontekstu. Starczy wziąć kartkę i ołówek i podstawić sobie do wzoru wskaźniki polskiej dobrej zmiany. W wyniku wyjdzie, że już z samego tylko rządowego zasiłku Rodzina 500+ da się zabezpieczyć całą obdarzoną plusem tym rodzinę w dobre pięć butelek niezłego Barolo miesięcznie. Liczba tak zabezpieczanych rodzin mogłaby nawet wzrosnąć, wszak od lipca znacząco poszerzy się pula oznaczonych owym plusem rodzin, o ile pod namaszczone plusem strzechy trafi stosowna winiarska wiedza. Zatem o Barolo słów kilka kreślę już dziś.
Źródła wysokiego prestiżu i niesłabnącego rynkowego sukcesu Barolo sięgają początków XIX wieku, kiedy piemonccy winiarze podjęli modny trend podążania ścieżką francuskiej szkoły winiarskiej i w miejsce win słodkich zaczęli wytwarzać wina wytrawne. To wówczas urodziło się Barolo, ale piemoncka interpretacja francuskiego terroir była początkowo dość luźna. Barolo wytwarzano wówczas z gron mieszanych – zbieranych w różnych winnicach. Wina z gron z pojedynczych winnic zaczęto wytwarzać dopiero w latach 50. ubiegłego wieku, a od roku 1980 Barolo objęto włoskim system klasyfikacji DOCG, który pochodzenie danego typu wina z gron zebranych w pojedynczej winnicy gwarantuje.
Procedura wytwarzania Barolo przewiduje dwuletni okres dojrzewania w beczce oraz jeden dodatkowy rok dojrzewania w butelce, zatem butelka Barolo trafia na sklepową półkę najwcześniej dopiero w czwartym roku od zbiorów. Takich właśnie win – z roczników 2014 i 2015 – miałem okazję próbować w warszawskiej Vinotece 13, dokąd zjechał z Piemontu Roberto Boggione, aby opowiedzieć co nieco o winach z winnicy Paolo Scavino. Na stołach pojawiło się siedem różnych butelek, w tym Nebbiolo Lange i Barbera d’Alba oraz pięć Barolo różnego typu – wytwarzanych tą samą oficjalnie zatwierdzoną metodą, acz z gron zebranych w różnych lokalizacjach.
Przygoda z każdym dobrym winem to nieodmiennie podróż przez aromaty i smaki. Zasiadając do tej degustacji nie spodziewałem się, że znienacka zaskoczy mnie silny bukiet mocno dojrzałych moreli albo niefiltrowanego nektaru z brzoskwini. Te niespodzianki odkryłem dopiero w trzecim kieliszku, acz wcale nie dlatego, że występowały wyłącznie tam. Po krótkiej konsultacji z towarzyszami mojego stolika doszliśmy do wniosku, że urzekający bukiet pojawia się wówczas, jeśli dać winu trochę postać i powstrzymać się od jego mieszania.
Gdy zaczęliśmy wychylać kieliszki, rozpoczęły się dyskusje, któremu z podanych nam pięciu Barolo z winnicy rodziny Scavino należałoby przyznać palmę pierwszeństwa. Choć nie udało się nam ustalić wyraźnego konsensusu, najczęściej wskazywano na Barolo Carobric, wyróżniając je za dobrze zbudowaną taniną siłę wyrazu. Przychylnością cieszyły się też Barolo Cannubi oraz Barolo Bric dël Fiasc powstające z gron zbieranych w najbardziej wiekowych winnicach rodziny Scavino.
O niewzruszonej potędze i sile potencjału piemonckiego Barolo niech świadczy refleksja prowadzącego degustację Roberto Boggione, który, opisując skomplikowaną mozaikę należących do winnicy Scavino posiadłości, zaznaczył, że zakup jakiegokolwiek skrawka winnicy w certyfikowanym obszarze Barolo pozostaje dziś wyłącznie w sferze marzeń.
Nikt nie sprzedaje. Nie dziwię się.