Poradnik rozmów Polaka przy wigilijnym stole

0
2392
O karpiu, ubogich i żłobie przy wigilijnym stole warto podyskutować. Okołożłóbkowe stugestie przedstawiam w trzech nielichych stajenkach tematycznych.

Stajenka pierwsza: Karp a sprawa polska!

Kłótnia o głodzenie karpia i jego przedwigilijną sprzedaż w supermarketach objawiła nowe oblicze polskiego celebrytyzmu – niewiemasięwypowizm.

Maja Ostaszewska, znana z wcześniejszych protestów w obronie Konstytucji, stanęła teraz na barykadach Instagramu, w niemy – bo fotograficzny – sposób próbując skłonić Tesco i Kaufland do zaprzestania sprzedaży żywych karpi. Skuteczność tej akcji jest równa poprzedniej. Konstytucja jest wciąż dostępna, żywy karp też.

Tymczasem karpiowa akcja nabrała cech łańcuchowej, albowiem do dyskusji włączył się jeden z konserwatywnych dziennikarzy, który o przedkładaniu karpia martwego nad żywego wypowiedział się z dezaprobatą. Do odpowiedzi poczuła się wezwana Kinga Rusin, która w poczuciu solidarności z Mają Ostaszewską pospieszyła koleżance z socjalmediową odsieczą. Słowa dziennikarza uznała za potwarz i w ramach wicewersy rzuciła potwarzą w dziennikarza. Jego nazwiska nie ujawniła. Nie mam dowodów na to, aby sądzić, iż to dlatego, aby przypadkiem nie oddał. A przecież by mógł! Więc w geście solidarności – już nieważne z kim – ja też nie ujawniam tutaj owych ukrytych personaliów!

Pośniegowe błoto okołokarpiowe zostało rzucone, polskiej tradycji stało się zadość, więc można by zasiąść już do serdecznych życzeń opłatkowych. I rzeczywiście, gdyby nie Magda Gessler, która mimowolnie wkomponowała w zagadnienie pogląd, iż karp jest najsmaczniejszy i najzdrowszy jeśli na tydzień przed odłowem go przegłodzić. W sukurs przyszła jej Ewa Wachowicz, która śmiało potwierdziła tę tezę. Co więcej, obiektywnie patrząc obie panie mają rację, co potwierdzają sami hodowcy – głodzenie karpi przed wysyłką do sklepów jest praktykowane i ma sens!

Jeśli przyjrzeć się filmikowi dostępnemu na stronie jednego z portali, który pisze o sprawie, widać w jakich warunkach – z punktu widzenia walczących z basenami być może nawet niegodziwych – gotowe do sprzedaży karpie są przetrzymywane. Z grubsza analizując, wielki stalowy kontener, w którym karpie zdają się leżeć jeden na drugim, ma się nijak do supermarketowych basenów i domowych wanien, w których tak ścieśniony przed wysyłką karp musi czuć się jak w spa!

Awantura głodzeniowa przyćmiła wysoki poziom egzaltacji Małgorzaty Rozenek, która nie bacząc na widoczny przy wejściach do supermarketów zakaz fotografowania, dzielnie opublikowała obrazoburczą relację smartfonową z przejazdu żywego karpia w supermarketowym wózku. Rzecz błyskawicznie podchwyciły portale plotkarskie, niewątpliwie przydając głosowi Małgorzaty Rozenek oczekiwanego rozgłosu. Przy medialnej tablicy pojawiła się też Ewa Minge, która karpie jada, ale ponieważ nabywa je już nieżywe, toteż nie wie, czy były wcześniej głodzone, czy nie. Wyraża jednak nadzieję, że nie były. Rzecz osobliwa.

W tym kontekście głos zabrała ponownie Kinga Rusin, która nie tylko uznała głodzenie karpia za przykład znęcania się nad zwierzętami, ale też zadeklarowała, że karpia na wigilię nie zje oraz że woli suchy chleb! Fejsbukowi fani powinszowali i niewykluczone, ze w imię solidarności zechcą skorzystać z sugestii wigilijnego pożuwania suchej kromki. Za to komentatorzy spod znaków portali publikujących te doniesienia dość precyzyjnie określają, gdzie mają to, co Kinga Rusin będzie jeść na wigilię. Ze względów na odświętną atmosferę czasu i miejsca powstrzymam się jednak od cytaty.

Stajenka druga: Dać ubogim paczkę na Gwiazdkę!

Makaron, kasza i mielonka– ubodzy właśnie otrzymali bożonarodzeniowe paczki.

Dobrze, że ktoś dba o ubogich, a jeszcze lepiej, że czyni się to w sposób zinstytucjonalizowany. W Polsce działa kilka prężnych organizacji, które systemowo podchodzą do kwestii okołobożonarodzeniowego zaopatrzenia tych, których na takie zaopatrzenie nie stać. Z punktu widzenia organizacji pomocowych ich działalność jawi się wysoce skuteczną, bo paczki docierają do potrzebujących. Pytanie, czy za równie skuteczną uważają ją sami obdarowani?

Takowe pozostawiła po sobie rozmowa dwóch starszych pań w autobusie komunikacji miejskiej, której zmuszony byłem się przysłuchać i to bardzo dokładnie, bo przynajmniej jedna z interlokutorek cierpiała na poważny niedosłuch. Obie wracały do domu z reklamówkami pełnymi świątecznego – jak się miało okazać – dobra, którym obdarowała je plebania. Komentując to miłe wszak wydarzenie, panie wszak nie poskąpiły sobie krotochwili co do zawartości rzeczonych pakunków. Aby nie wyjść na niewdzięczne, niejaką drwinę z czterech paczek makaronu, kilku kilogramów kaszy i paru pudełek mleka UHT usprawiedliwiały liczoną w ciężkich kilogramach masą tychże w kontekście ich zaawansowanego już wieku i trudności z poruszaniem się.

Rzecz prowokuje do ponownego pochylenia się nad etosem obdarowywania ubogich. Pisałem na ten temat pięć lat temu, kiedy to piorunowałem na supermarketowe akcje adwentowego zbierania produktów spożywczych dla potrzebujących. Organizacje pomocowe zachęcały wówczas klientów sklepów do zakupu dodatkowego kilograma mąki albo jeszcze jednej kostki margaryny z przeznaczeniem na świąteczną pomoc dla ubogich. O ile mąka, ryż czy cukier niewątpliwie pomagają w codziennej egzystencji tym, którym na nią nie starcza, o tyle paczka świąteczna z kostką margaryny, konserwą z tanią mielonką i potężną ilością makaronu stanowi prezent przynajmniej wątpliwy. A właśnie produkty tego sortu trafiają także i w tym roku do potrzebujących z okazji Świąt Bożego Narodzenia, co potwierdzają media w tym zakresie miarodajne.

Dwie starsze panie z autobusu w głośnej z konieczności rozmowie starały się między sobą ustalić, co by tu można zrobić z tym makaronem na Święta. Ja zadałbym tu pytanie bardziej wprost – gdzie są pierniki, cytrusy i słodycze?

Stajenka trzecia: W żłobie leży… i nie chce wstać!

Pijana kobieta w bożonarodzeniowej szopce – zuchwałe? Policyjny opis sytuacji jeszcze bardziej!

fot. kadr z materiału polsatnews.pl

Wraz ze wzrostem liczby eksponowanych na świeżym powietrzu polskich bożonarodzeniowych szopek rośnie liczba bulwersujących opinię publiczną zdarzeń z nimi związanych. Bohaterką najnowszego jest mieszkanka Wyszkowa, która najpierw wprawiła się w stan nietrzeźwości, a następnie wyprawiła się na spacer, nagle poczuła potrzebę okrycia spoczywającego w szopce małego Jezuska.

fot. kadr z materiału polsatnews.pl

Podczas tej operacji potrąciła stojącego obok Baltazara, któremu utrąciła dłoń. Wezwana na miejsce Policja miała kłopot z przekonaniem wyszkowianki do opuszczenia zasiedlonej przez nią szopki. Gdy ostatecznie wszyscy dotarli na komisariat, okazało się, że sprawczyni zamieszania ma we krwi dwa promile alkoholu. Incydent odnotowały różne media, choć w komentarzach w tych bardziej prawicowych daje się wyczuć wątpliwość, czy aby większą niż wyszkowianka zuchwałością nie wykazała się jednak sama Policja, oficjalny komunikat tytułując kontrowersyjnym cytatem „W żłobie leży”. Maję Ostaszewską oraz Kingę Rusin należy przy tym uspokoić – w szopce nie ucierpiało żadne zwierzę ani żaden człowiek, tylko Baltazar, ale to mężczyzna, więc niech cierpi.

Wesołych (sic!) Świąt!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.