Pod taką kuchnią kociewską podpisuję się rękami, nogami i całym aparatem degustującym!
Gdy jakieś pół roku temu zadzwonił telefon w sprawie konkursu kulinarnego podczas plenerowej imprezy w Piasecznie, po raz pierwszy usłyszałem słowo „plachandry”. Zrazu zdało mi się ono jakoś swojskie i emocjonalnie bliskie, acz semantycznie było mi zupełnie obce. Skoro jednak zaproszenie do przewodniczenia konkursowemu jury przyjąłem, to wypadało zbadać, cóż dokładnie kryje się za enigmatyczną nazwą imprezy, która brzmiała: Pierwsze Walne Plachandry.
Jak się dowiedziałem, miał to być pierwszy doroczny zjazd Kociewiaków z całego świata, którego miejsce ustalono w Piasecznie, pomorskim sanktuarium maryjnym. Jego intrygującą nazwę zaproponowała badaczka Kociewia na szczeblu naukowym, prof. Maria Pająkowska-Kęsik. Najbardziej tajemniczy element tej nazwy, czyli słowo „plachander” oznacza powsinogę i plotkarza w jednym i zdaje się mieć lekko pejoratywne zabarwienie. Jednak użyte do ilustracji plenerowego nieformalnego spotkania ów aspekt gubi, nadając wydarzeniu pożądanego tu regionalnego wymiaru.
Uczestniczyłem zatem w pierwszym wielki, plotkowaniu na Kociewiu, a że zorganizowano je w sanktuaryjnym Piasecznie, część pikniku siłą rzeczy zdominowały wydarzenia religijne. Na szczęście w planie zostało też nieco miejsca na wyróżnienia znanych Kociewiaków, wśród których znalazł się Wojciech Cejrowski, oraz na konkurs kulinarny, który oceniać miałem ja.
Do konkursu stanęły koła gospodyń wiejskich, które reprezentowały trzy kociewskie powiaty: starogardzki, tczewski i świecki. Za konkursowymi stanowiskami zameldowały się gospodynie ze Zblewa, Osiecznej i Jeżewa oraz mieszkańcy DPS z Wielkich Wyrębów. Zgodnie z konkursowymi kategoriami na każdym z powiatowych stołów stanęły kociewskie przekąski, ajntopfy, przetwory i desery. Ocenie podlegała lokalność składników, tradycyjność przepisu, profesjonalizm wykonania, estetyka aranżacji i poziom smakowitości zgłoszonych propozycji. Przyznaliśmy po jednej nagrodzie w każdej z kategorii.
Za najciekawszą przekąskę uznaliśmy kanapkę z jajecznicą, pomidorem i glomzą, którą przygotowano w DPS w Wielkich Wyrębach. O wyróżnieniu właśnie tej przekąski przesądziła glomza, czyli biały ser, sporządzony ręcznie przez autorów. Doceniliśmy też wiejskość jaj w towarzyszącej glomzie jajecznicy. Taka kanapka, smaczna sama w sobie, mogłaby stanowić doskonałą propozycję na lokalne śniadania, zwłaszcza że takich na Kociewiu brak. Być może pomysł podchwycą okoliczni gastronomowie a obok dyskontowych parówek na ich śniadaniowych stołach pojawi się też i kociewska glomza?
Najlepszy ajntop przygotowały gospodynie z Osiecznej. Danie zbudowano na śmiałej porcji borowiackich kurek w śmietanie, którym towarzyszyły wieprzowe klopsiki i pszenne kluseczki. Całość stanowiła klasyczny przykład ajntopu, a więc jednogarnkowego dania o pokrzepiającym i rozgrzewającym charakterze. Kurki nadały mu eleganckiego i letniego charakteru, toteż miło byłoby mi je zobaczyć w letnich kartach borowiackich knajpek.
Pośród propozycji deserowych szczególną uwagę zwracała szpajza, czyli cytrynowa legumina z bitą śmietaną podana z leśnymi jagodami. Jeszcze do niedawna szpajza stanowiła na Kociewiu centralny punkt każdego szanującego się weselnego stołu. Zniknęła wraz z głośnymi zatruciami salmonellą, które nieodmiennie wybuchały podczas masowych letnich imprez – za każdym razem za sprawą nieroztropnego obchodzenia się w kuchni z surowymi jajami. Ofiarą brudnej miłości do fermowych trójek padła zatem szpajza, mimo że znaczniej bardziej rozsądnym środkiem zaradczym jawiło się zdecydowanie bardziej rygorystyczne podejście do higieny w kuchni i zwrócenie baczniejszej uwagi na jakość i źródła pochodzenia zamawianych jaj. Dziś szpajza powoli otrząsa się z pyłu zapomnienia. Być może, w swojej szlachetnej wersji na bazie najświeższych jaj od kur z wiejskiego wybiegu, szpajza powróci na kociewskie świąteczne stoły. Jej lekka piankowość i odświeżająca cytrynowość stawia ją w gronie idealnych kandydatów do zwieńczenia letniego obiadu.
Wzruszająco pyszne okazały się papierówki w syropie od gospodyń z Jeżewa. Zebrane w odpowiednim stadium dojrzałości małe jabłuszka o równej wielkości z wzorowo przyciętymi ogonkami ugotowano w słodkiej wodzie i włożono do weków. Zjada się je w całości, trzymając za ogonek, a nieprzesłodzony syrop wykorzystuje jako kompot. Poziom profesjonalizmu wekowanych papierówek, które zgłoszono do konkursu, przyniósł ich autorce bezdyskusyjnie zasłużoną nagrodę w kategorii przetworów.
Kolejne Walne Plachandry na Kociewiu mają się odbyć za rok. Organizatorzy planują je zorganizować w Ogrodzie Dendrologicznym w Wirtach.