Czy jeść warzywa z supermarketu?

Świadomy konsument wybiera produkty z najwyższej półki – czyli organiczne, eko, i bio. Kosztują sporo, więc ustalmy, czy moda na naturalność natury skrywa też głębszy niż dno portfela sens.

W czasach, gdy także i kosmetyki nabierają wymiaru wegańskiego, bardziej niż chłopiec w różowych rurkach dziwi siłowe wypychanie kur na wolny wybieg. O ile zorientowany na wege rowerzysta chce wiedzieć, jaką pomadą ma posmarować swoją modnie trymowaną brodę przed podróżą dwupedałowym wehikułem, to niech wie i niech ma wybór. Gorzej z kurami, których nikt nie pyta, czy chce się im spacerować po rozżarzonym letnim upałem klepisku, skoro w hali już dawno założyli klimatyzację, jest świeża woda i wygodne kuleczki, które można pożerać bez szperania w przesączonej dioksynami ziemi. Kury mają wyjść z kurników i koniec, bo popadają w depresję  a współczesny i szlachetny jak nigdy dotąd człowiek musi zadbać o dobrostan niosek.

fot. Jairo Alzate
fot. Jairo Alzate

O kurach mówiło się sporo przy okazji niedawnej burzy nad zakazem chowu klatkowego, czyli – mówiąc w skrócie – ustawowym poszerzeniem kurzej przestrzeni życiowej. W sieci łatwo znaleźć filmiki o marnym losie klatkowej kury, kampania przeciw jajkom-trójkom przelała się przez media szerokim strumieniem a Magda Gessler porównała nawet chów klatkowy do szybkiej hodowli ludzi. Skutek jest taki, że trójki znikają ze sklepowych półek a właściciele ferm robią wszystko, aby jak najszybciej uściółkowić i zwolnowybieżyć jak najwięcej niosek. W wyścigu wielkoprzemysowych ferm na jak najwięcej jedynek i zerówek zagrożone poczuły się wiejskie baby, które tracą przewagę konkurencyjną nad nastawionymi dotąd na tanią podłość jajecznymi fabrykami. No tak, ale czy rzeczywistą przewagę kiedykolwiek miały?

fot. Stoica Ionela
fot. Stoica Ionela

Póki co wciąż pokutuje u nas przekonanie, że jaja fermowe to samo zło i to niezależnie od tego, jaką cyfrą są oznaczone. Co innego te z targowiska, uznawane za zupełnie smaczne, bezpieczne i zdrowe, a te sprzedawane przez owiniętą chustką wiejską babę to sama jajeczna ekstraklasa. Baba w chustce doskonale o tym wie a zakłada na targ chustkę najpaskudniejszą, jaką widział lumpeks, bo im zgrzebniejsza chustka, tym bardziej naturalne jajo. Na wsi jest przecież brudno i śmierdzi a baby są stare, w chustkach i z brudem z kurzętnika za paznokciami. Zgodnie z rynkowymi oczekiwaniami baba paskudzi więc jaja kurzętnikiem, dzięki czemu wyglądają i cuchną tak naturalnie, że aż nienaturalnie. Pisałem o tym wielokrotnie, ostatnio w kontekście niepokojąco szybko rosnącego żywieniowego hipsteryzmu  nieopartego na żadnych rozsądnych przesłankach.

O czym marzy hipster?
O czym marzy hipster?

Wspomniany hipsteryzm niepokoi, bo totalna głuchota na fakty i powodowane nią wybory mogą pociągać za sobą zdrowotne konsekwencje. Jedzenie nie jest ani do zabawy ani do uprawiania ideologii i czym innym jest doszukiwanie się źródeł pochodzenia składników papieru toaletowego na jego opakowaniu, a czym innym sięganie po jaja, których gwarantką jest opatulona w chustkę baba. Warto tu przypomnieć badania chemików z Politechniki Krakowskiej  nad zawartością dioksyn, które całkiem niedawno wywołały w mediach sensację, choć chyba nie na tyle skuteczną, aby klienci wiejskiej baby przestali się bać jaj z supermarketu. Wyniki tych badań dowodzą, że jaja znoszone przez kury biegającej po podwórku zawierają więcej dioksyn niż jaja znoszone przez kury fermowe. Wartości odżywcze obu rodzajów jak pozostają przy tym podobne.

Czy to reguła czy wyjątek? Czy wartości odżywcze żywności wytwarzanej konwencjonalnymi metodami i określanej mianem ekologicznej są zbliżone? Jest wiosna, więc przyjrzyjmy się warzywom, a w szczególności nowalijkom. Hipster jada tylko te organiczne, bio i z upraw ekologicznych, sądząc, że te uprawiane metodami konwencjonalnymi są przenawożone i obciążone pozostałościami po środkach ochrony roślin, a więc szkodliwe. W warzywa zaopatruje się zatem na targu, przy okazji odwiedzin u wiejskiej baby z jajami. Do supermarketu może pójść co najwyżej po kij do szczotki i szmatę do podłogi, pod warunkiem wszak, że kij drewniany a szmata organiczna.

Tymczasem wyniki badań dowodzą, że także w przypadku warzyw przekonanie hipstera nie ma naukowych podstaw. Niektóre analizy wskazują, że ekologiczne warzywa mogą zawierać mniej azotanów i azotynów, ale wzięte pod lupę laborantów z Okręgowej Stacji Chemiczno-Rolniczej w Warszawie próbki wiosennej sałaty i ogórków wskazują, że wcale nie musi to być reguła. W przypadku badanych ogórków okazało się, że zwartość azotanów w egzemplarzach z uprawy ekologicznej i tych z konwencjonalnej pozostaje na zbliżonym poziomie. Jednak w przypadku sałaty jest zaskakująco inaczej i to właśnie ta z ekologicznej uprawy wykazuje się znacząco większą zawartością azotanów w porównaniu z sałatą z uprawy konwencjonalnej.

Zawartość azotanów, azotynów jak i innych substancji, w roślinach zależy wszak o szeregu czynników. Nie tylko od tego, czym je nawożono, jak opakowano i jak przechowywano, ale też od odmiany. Wcale nie musi być tak, że warzywa bardziej zielone niż inne są we wspomniane azotany bogatsze. Może zaś być tak, że sałata o mocnej wybarwionych liściach jest innej odmiany niż ta o liściach mniej wybarwionych i wcale nie musi być przez fakt tej intensywności ani gorsza. Może też być tak, że ta o liściach mniej intensywnie zielonych, którą hipster wybierze, wykaże się zwiększoną zawartością azotynów, bo w podróży z pola na targ poleżała sobie w foliowej reklamówce.

A przecież współczesne uprawy konwencjonalne znacznie różnią się od popularnego wyobrażenia o nich. O ile rolnictwo wciąż opiera się o nawozy sztuczne, to w zakresie precyzyjnie dobranym do potrzeb. Do tego nowoczesne technologie ograniczają lub całkowicie eliminują stosowanie środków ochrony roślin. Jest tak w przypadku upraw hydroponicznych, skrywanych w specjalnych inspektach z kontrolowaną atmosferą. Kampanię informacyjną w tym zakresie podjął ostatnio Lidl, który reklamuje jakość sprzedawanych u siebie warzyw i owoców ustami ich producentów. Lidl zdaje sobie też sprawę, że sporej grupy odbiorców nie przekona nawet taką kampanią. Do nich adresuje więc ofertę kącika warzyw bio, których producenci zapraszają widzów na krótką wycieczkę po swoich uprawach.

Dobrze, że jest wybór i dobrze, że można wydać na warzywa mniej albo więcej. Szkoda, że brak rzetelnej informacji na temat rzeczywistych różnic między ekologicznymi a tymi z upraw konwencjonalnych. Szkoda nie dlatego, że jedne są od drugich z definicji lepsze, ale dlatego że siejąc strach przed warzywami z supermarketu, odbieramy sporej rzeszy rodaków ochoty na ich włączanie do codziennego menu.

A to już poważny problem, bo jeśli kierując się fałszywymi przesłankami zorientowanych na sianie nonsensownego fermentu hipsterów klienci supermarketów przestaną sięgać po warzywa, to po co zaczną sięgać w zamian?

  1. No cóż prawda jrst taka, że ziemia, w której wyrastają ekologiczne dobroci może być pekna różnych związków chemicznych niekorzystnych dla człowieka i te eko warzywa też są nawozone. A różnicy w wartościach odżywczych między jajem.3 a jajem 1 nie ma żadnej, alejka ukrywam, że kupują jajko szczęśliwej kurki i świeże od koleżanki 🙂

  2. Aga Agnieszka Haponiuk…ziemia pod uprawy eko jest badana bardzo dokladnie.i wielokrotnie .i nie może być nawozona sztucznie przez parę lat zanim zacznie się uprawę roslin eko. Musi się naturalnie oczyścic ( płodozmiany i inne cuda) . Jak nawóz – to tylko naturalny. To restrykcyjne badania bardzo ( znam osobiście pana Babalskiego – wielkiego człowieka – który niemal rozpoczynał w Polsce uprawy eko i przyznawał tez certyfikaty rolnikom eko.Sam tak produkuje od bardzo wielu lat ) niezwykły człowiek.) Inna sprawa czy rolnicy w tym wszystkim nie oszukują…mówią, ze ich uprawy są eko – a certyfikatów jednak nie mają. Ale tak się dzieje we wszystkich branzach niestety 🙁 …..a co do jaj…..cóż może i nie ma różnicy w wartościach odżywczych ( chociaz nie wydaje mi sie to możliwe – bo sposób żywienia kur jest w tym przypadku zupełnie rózny ). w wyglądzie jaj za to jest 🙂 Kupuje tylko eko .

  3. Nic nie wiem o dioksynach , azotynach i azotanach .Ale znam się na SMAKU. Dobre życie lepiej smakuje. A przebierańców nie brakuje nigdzie .Wszyscy stroszymy piórka ,Jednak lżej żyć na wolnym wybiegu .Może czasem i jajo uda się lepsze wysiedzieć?

  4. Niech każdy kupuje to, na co go stać i co lubi. Skoro ktoś chce przepłacać za pseudo-ekologiczne produkty, z certyfikatem, niech płaci. Ja przypomnę tylko, że swego czasu, we Włoszech, mafia włoska (nie pamiętam czy Camorra czy Drangetta czy ta trzecia)zajmowała się fałszowaniem produktów ekologicznych. Sfałszowano i wprowadzono do obrotu, certyfikowane produkty ekologiczne za ponad 300 milionów euro, czyli ponad 1,3 miliarda złotych.

  5. Pochodzę że wsi. Moja mama od zawsze uprawia ogródek z podstawowymi warzywami. Żadnych nawozów oraz oprysków. Rezultat:zdrowe i brzydkie warzywa. Marchewki krzywe na potęgę, pomidory z plamami, rzodkiewki malutkie i niesamowicie ostre a ogórki często lekko gorzkawe w smaku . Każde warzywo inne od drugiego. Jakim cudem cała ta żywność ekologiczna i bio jest taka sama śliczna , równiutka i w tym samym kolorze. Zdaje sobie sprawę, że odmiana odmianie nie równa, ale w dużej mierze to czysty marketing a warzywa z marketu, o ile lokalne i sezonowe wcale nie są gorsze.

  6. Zgadzam się zdecydowanie z sugestią, że nie należy bezkrytycznie i obłudnie chwalić i pompować rzekomej przewagi produktów rolnictwa eko nad konwencjonalnego, nie powołując się na żadne solidne dowody, których często nie ma – co prowadzi do wniosku, że i ta niby przewaga jest wątpliwa.
    Ale, gdyby na chwilę zostawić własnemu losowi uprawy warzyw i poświęcić więcej uwagi sprawom chowu kur i jakości jaj, to nawet, jeśli zawartość dobroczynnych / szkodliwych substancji w jajach z różnego chowu nie wskazuje jednoznacznie, że lepsze są ściółkowe / wolnowybiegowe / eko – warto też wziąć pod uwagę aspekty etyczne i to, jak wygląda życie kur chowanych w różny sposób. I naprawdę wyrażam przekonanie, że kierowanie się tą przesłanką przy wyborze jaj to nie hipsteryzm. Fajnie, że autor wspomina o badaniach zawartości dioksyn w jajach, to poprawia wiarygodność, ale zachęcam do zainteresowania jeszcze innym tematem, równie „na czasie”, o ile nie bardziej: zawartości antybiotyków w paszach podawanych kurom hodowanym na skalę przemysłową, które przenikają do jaj. Oczywiście nie tylko do jaj, względem innej żywności też mamy uzasadnione obawy przed skażeniem antybiotykami.
    Konkludując, zgadzam się w końcowej kwestii, że wybierać warto w oparciu o fakty i realne przesłanki, zamiast ideologię. Tak jest – nomen omen! – zdrowiej : D

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Artur Michna
Artur Michnahttp://www.krytykkulinarny.pl
Artur Michna - krytyk kulinarny, publicysta, podróżnik, ekspert i komentator najbardziej prestiżowych wydarzeń kulinarnych, audytor restauracyjny, inspektor hotelowy, konsultant gastronomiczny

Teksty ―